Przed Eurosport Speedway Best Pairs - reprezentacja USA

Iluż znakomitych kowbojów wydała na świat Ameryka… Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, kibiców żużla czarował Jack Milne. W 1937 roku na Wembley Jack sięgnął po tytuł IMŚ.

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek

Rok później został wicemistrzem świata. Jack był szalenie popularny nad Tamizą, występował w reklamach, stacje radiowe stawały na głowie, aby przeprowadzić z nim wywiad. Po wojnie wraz z bratem Cordym, również żużlowcem, Jack otworzył dobrze prosperujący sklep z rowerami, następnie salon motocyklowy, aby ostatecznie zostać jednym z najlepiej zarabiających dealerów samochodowych w okolicy Los Angeles.

Co ważne, bracia Milne nie zapomnieli o miłości do speedwaya. Użyczyli swojej wiedzy, nie szczędzili środków finansowych, aby rozkwitał klimatyczny, jedyny w swoim rodzaju tor w Costa Mesa. Południowa Kalifornia… Jakżeż przepysznie ścigano się na 169 metrowym torze w Costa Mesa… Nawet dziś, kiedy w Europie panuje zimowa aura, na Costa Mesa można zobaczyć jak dwaj czarujący dżokeje: Billy Hamill i Greg Hancock ścigają się w kontakcie…

W 1981 roku Jack Milne został zaproszony przez Anglików na finał IMŚ na Wembley. Cieszył się jak dziecko, bo na własne oczy, jako gość honorowy, oglądał zwycięstwo swojego rodaka, fenomenalnego Bruce’a Penhalla…

Bracia Milne, Wilbur Lamoreaux, Benny Kaufman, Ernie Roccio, Scott Autrey, Ron Preston, Lance King, Mike Bast, Steve Bast, Bobby Ott, Bill Cody, Brad Oxley, Kelly Moran, Shawn Moran, Bobby Schwartz, Bruce Penhall, Dennis Sigalos, Sam Ermolenko, Charles Ermolenko, Ronnie Correy, Billy Hamill, Greg Hancock, John Cook, Gary Hicks, Rick Miller, Josh Larsen, Mike Faria, Billy Janniro, Chris Manchester… Mnóstwo barwnych postaci. Amerykanie wnieśli innowacyjny styl jazdy, przewieszeni na motocyklach jak cyrkowcy, królowie balansu, ale też ludzie, którzy potrafili się bawić z fantazją. Odważni, bo przeprawiali się przez Atlantyk, nie martwiąc się o to, że przed oczyma maluje się wielki znak zapytania, tylko z uśmiechem na ustach budowali swoje kariery.

Shawn Moran oddychał pełną piersią, bo poznał życie pachnące cudowną, niebanalną zabawą, po której właściciel restauracji zamawiał nowe krzesła i stoły do lokalu, a dziewczyny z rozrzewnieniem wspominały przez wiele lat tańce i swawole. Ale tenże Shawn, oprócz genialnej jazdy, wypełnionych po brzegi stadionów, poznał też smak życia na pustyni, na której czuł się fantastycznie. Nikt mu nie hałasował, mógł przytulić się do własnych myśli i pięknych krajobrazów, ale też sam musiał zadbać o wodę i gorącą strawę…

Poprzez swoją otwartość, Amerykanie zdobywali serca tak wspaniałych ludzi jak Joe Hughes, który podał im pomocną dłoń na Wyspach Brytyjskich. Spytajcie Sama Ermolenko, Grega Hancocka czy Billy’ego Hamilla, ile dla nich uczynił poczciwy Brytyjczyk Joe Hughes. Menedżer Grega Hancocka, Richard Childs, kiedy tylko zechce, korzysta z ciepła domu rodziny Hughesów. Morgan przez lata mechanikował Amerykanom, owszem pomagał rozwinąć rodzinny biznes, ale nie zapominał o tym, aby wspierać Jankesów, których od domu dzieliło kilkanaście tysięcy kilometrów…

Przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło. Ryan Fisher z żoną Daelyn i dwójką brzdąców, zamieszkuje w Tamworth, w domu, w którym niegdyś urzędował mistrz świata z 1996 roku, Billy "Bullet" Hamill. Tyson Burmeister, Ricky Wells, Gino Manzares, to ludzie, którzy korzystają(li) z pomocy Sama Ermolenko. W szwedzkim domu Grega Hancocka częstym gościem jest Maciej Janowski. Amerykanie budują sobie przytulne gniazdka na Starym Kontynencie, tworzą rodziny, bo wiedzą jak ważna jest strefa intymności i ile determinacji potrzeba, aby żyć i odnosić sukcesy z dala od rodzinnych stron… Spójrzmy na tą uroczą żużlową rodzinkę: Greg Hancock ma trzech synów (kto wie, może kiedyś stworzy reprezentację USA na bazie swoich latorośli?), Billy Hamill ma dwie pociechy, Sam Ermolenko zdążył już zostać dziadkiem (Sudden Sam ma dwójkę dzieci), "Fish" też dba o duet smyków. Szaleństwo na torze, stabilizacja poza nim…

I ta nieludzko urzekająca jazda parami w wykonaniu Amerykanów. Realizatorzy transmisji zachwycają się obrazkiem, na którym widać jak Billy zrzuca zrywkę, a ułamek sekundy później czyni to Greg. To ozdóbka i poezja speedwaya, ale nie oni pierwsi tak czarowali przyklejonymi do siebie sylwetkami.

20 czerwca 1981 roku w Chorzowie amerykański duet: Bruce Penhall i Bobby Schwartz sięgnął po złoty medal Mistrzostw Świata Par. Oczko mniej zdobyli Nowozelandczycy: Ivan Mauger i Larry Ross, a brąz wywalczyli Polacy: Zenon Plech i Edward Jancarz. Rok później, w australijskim Liverpool, mistrzami świata par ponownie zostali Amerykanie: Dennis Sigalos i Bobby Schwartz. Byli bezbłędni, wszystkie siedem wyścigów wygrali 5–1…

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×