Komuna wróciła - rozmowa ze Sławomirem Drabikiem, menedżerem Dospel Włókniarza

Sławomir Drabik, niegdyś lider Włókniarza, a obecnie menedżer tej drużyny. W rozmowie z Michałem Korościelem wyznał m.in. dlaczego zdarza mu się już rzadziej niż kiedyś żartować w wywiadach.

Michał Korościel
Michał Korościel

Michał Korościel: Początek sezonu w wykonaniu Włókniarza nie jest najlepszy, chyba nie tak pan to sobie wyobrażał?

Sławomir Drabik: Na pewno nie zakładałem, że będziemy mieli takiego pecha. Trudno było przypuszczać, że w dwóch meczach pojedziemy bez Emila Sajfutdinowa. Gdyby był Emil pewnie wyglądałoby to zupełnie inaczej, bo ten facet robi naprawdę wielką różnicę.

Gdyby był z wami Emil mielibyście dzisiaj komplet zwycięstw?

- Bardzo możliwe, bo brak Emila był dla nas na pewno bardziej odczuwalny, niż brak Warda dla Unibaxu. Oni zastosowali przepis o zastępstwie zawodnika i całkiem nieźle na tym wyszli. Nie mówię, że z Emilem na pewno byśmy w Toruniu wygrali, ale wynik oscylowałby w okolicach remisu.

Rozmawiał pan już z Emilem po śmierci jego ojca. Jak on to przeżył, jak on się czuje?

- Na pewno mocno to przeżył, bo ojciec był mu bardzo bliski, ale na takie tematy się nie rozmawia. Sam przeżyłem coś takiego i wiem jak to boli. Miałem z moją mamą podobny problem, też najpierw długo chorowała, później zmarła i też to bardzo przeżywałem. Różne rzeczy dzieją się wtedy w głowie.

Emil wraca do składu Włókniarza, myśli pan, że to co się ostatnio wydarzyło w jego życiu prywatnym będzie miało wpływ na jego postawę na torze?

- Moim zdaniem nie powinno być problemów. Jego tata z góry patrzy, więc będzie trzymał gaz. Będzie robił swoją robotę najlepiej jak potrafi i nie wydaje mi się, że straci formę.

W optymalnym składzie jesteście zdecydowanym faworytem meczu z Gorzowem.

- Teraz mecze są bardzo ciekawe, musimy być mocno skoncentrowani. Wrocław przed sezonem był skazywany na pożarcie, a wbrew prognozom fachowców prezentuje się całkiem nieźle, Sparta zremisowała przecież z faworyzowanym Falubazem, tak że nic nie można przesądzać. W tym sezonie liga jest niezwykle wyrównana i jestem przekonany, że zawdzięczamy to głównie komisarzom torów. Uważam, że wprowadzenie tej funkcji w Ekstralidze było świetnym pomysłem, nie ma już kombinowania przy torach, tory są dobre do walki. Nie ma już tak, jak jeszcze niedawno, że w jednym fragmencie toru mamy metr pod koło, a za chwilę beton. Dzięki komisarzom, mamy bardzo wyrównane i zacięte mecze. Nie ma już właściwie spotkań do jednej bramki, z czego cieszyć się muszą przede wszystkim prezesi tych drużyn, które potrafią wygrywać 60:30, bo przecież po meczu trzeba zrobić wypłaty zawodnikom i wtedy już tak okazałe zwycięstwa księgowych niezbyt radują.

Wielu zawodników jednak narzeka na komisarzy. Żużlowcy żalą się, że na innym torze trenują i na innym jadą w meczu. Często powtarzają, że stracili atut własnego toru.

- Rozumiem, ale i tak uważam, że komisarze są potrzebni, bo wykluczają możliwość kombinowania z torem. Można zrobić tor przyczepny, ale musi on być przyczepny w każdym fragmencie, a nie że jedna prosta jest twarda, a druga gumowa. Było kilka klubów, które takie manewry stosowały. Z resztą moja Częstochowa też kiedyś lubiła kombinować, a sędziowie pozwalali jechać.

A w tym sezonie w Częstochowie komisarz toru zakwestionował wam sposób przygotowania toru, czy akceptował to co zrobiliście?

- Nie, na razie nie zgłaszali żadnych zastrzeżeń. Przy meczu z Unią Leszno podpowiadali co mamy zrobić, ale na to wpływ miał padający deszcz. W obliczu takich warunków udało się stworzyć naprawdę fajne warunki.

Żużlowa Polska biła wam wtedy brawo, bo w związku z brakiem Sajfutdinowa i Jensena chyba wygodniej byłoby Wam przełożyć to spotkanie, ale wy mimo wszystko zrobiliście tor i pojechaliście

- Jak była możliwość przygotowania toru, to nie mogliśmy robić takich "wałków" z przekładaniem meczu, tym bardziej, że są problemy z terminami.

Jak pan się czuje jako prowadzący drużynę, da się to jakoś porównać do tego co pan robił wcześniej, do bycia żużlowcem?

- To jest zupełnie inna zabawa, nie można tego nawet porównywać. Teraz się znacznie bardziej stresuję.

Ale przecież teraz pan już nie wsiada na motor i nie ryzykuje życiem, czyli teoretycznie powinno być luźniej?

- No tak, ale mnie to kręciło, czy przyjechałem pierwszy, czy czwarty za bardzo się nie przejmowałem, po prostu zastanawiałem się co zrobić, żeby w następnym biegu było lepiej i tylko tym się zajmowałem, a teraz jak drużyna przegrywa to boli bardziej, bo czuję się odpowiedzialny za całość, a nie jak wcześniej, tylko za siebie.

Ale lubi pan to co robi teraz?

- Jasne, że lubię, bo zostałem w branży którą kocham, ale zdecydowanie więcej frajdy czerpałem z jazdy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×