Jarosław Galewski: Polski kodeks pracy

W Polsce zawodnicy zarabiają najwięcej. Niektórzy twierdzą, że w związku z tym Ekstraliga powinna być dla nich priorytetem, a nawet, że innych lig nie powinno być za dużo. Maksymalnie dwie.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Temat bezpieczeństwa na żużlowych torach wraca przy każdej możliwej okazji. I dobrze, bo to rzeczywiście zdecydowanie najważniejsza kwestia dla środowiska żużlowego. Wprawdzie na pierwszy plan powinna wysuwać się dyskusja o tłumikach i bezpiecznym przygotowaniu torów, ale i tak do każdej próby poprawy sytuacji w tym zakresie należy podchodzić z dużą uwagą.

Z zaciekawieniem przeczytałem informację, która obiegła w ostatnim czasie inne media. W polskim środowisku żużlowym pojawił się pomysł, żeby od przyszłego roku zawodnicy mogli startować w maksymalnie dwóch ligach. Co ciekawe, jak donoszą inne media, porozumienie w tym zakresie miałoby być możliwe dzięki wspólnej decyzji wszystkich żużlowych federacji. Sprawa tak jak ciekawa, tak samo oderwana od rzeczywistości. Ale o tym za chwilę.

Kalendarz startów najlepszych żużlowców na świecie jest rzeczywiście bardzo napięty. Nawet ci, którzy nie zaliczają się do ścisłej światowej czołówki i tak nie narzekają na nudę. "Gdzie w tym wszystkim jest Polska?" - pytają prezesi, którzy zwracają przede wszystkim uwagę, że zawodnicy do naszego kraju na mecze ligowe przyjeżdżają często bardzo mocno zmęczeni całym tygodniem podróży i startów.

A przecież to w naszym kraju ma w niedzielę odbyć się największe żużlowe święto, za które każdy z nich zarobi najwięcej. Hierarchia rzeczywiście powinna wysuwać ENEA Ekstraligę na pierwszą pozycję. Przecież polscy prezesi wydają najwięcej, a czasami zdarza się, że zawodnik odnosi poważną kontuzję w rozgrywkach egzotycznej ligi, na którą pojechał w imię zarobienia kilku pesos.

Pojawił się zatem pomysł, który jest efektem z jednej strony dyskusji nad poprawą bezpieczeństwa, a z drugiej ma sprzyjać interesowi polskich prezesów. Należy się tylko zastanowić, w czym dokładnie mają pomóc odgórne uregulowania w tej sprawie.

Polacy już mają narzędzia, żeby na polskich żużlowcach wywrzeć odpowiedni wpływ. Wystarczy, że klub nie wyda zgody Tomaszowi Gollobowi, Jarosławowi Hampelowi czy innemu z zawodników na starty poza granicami naszego kraju. Taką zgodę można również cofnąć w trakcie rozgrywek, gdyby żużlowiec zaniedbywał starty w lidze polskiej. W sprawie jest jednak druga, dużo bardziej ciekawa kwestia, o której ktoś zapomniał lub jej nie przemyślał.

Do porozumienia na temat startów zawodników w dwóch ligach miałyby dojść wszystkie żużlowe federacje. Śmiem jednak twierdzić, że to niemożliwe. Dlaczego? Tylko Polacy mają interes we wprowadzaniu takich przepisów. W Polsce nic by to nie zmieniło, nadal do naszego kraju przyjeżdżaliby najlepsi zawodnicy, których przekonywałyby największe pieniądze. Prezesi zyskaliby tylko to, że żużlowiec powinien być teoretycznie lepiej przygotowany i wypoczęty. Całe rozwiązanie minimalizowałoby również ryzyko kontuzji. Żadnego interesu nie mają jednak pozostałe federacje.

Liczba czołowych zawodników w Szwecji, Anglii a już na pewno w Danii, Czechach czy w Niemczech zdecydowanie by spadła. Najlepsi będą wybierać Polskę, do której każdy z nich postanowi dobrać Szwecję lub Anglię. Dla pozostałych lig nie starczy już miejsca. Na miejscu włodarzy tamtejszych lig do dyskusji z Polakami bym nawet nie siadał, ale być może zbyt słabo wierzę w przychylne nastawienie do nas innych nacji, które powinny kłaniać nam się w pas, bo mamy najsilniejszą ligę?

Co więcej, należy również zwrócić uwagę, że każdy żużlowiec jest inny. Są tacy, których męczą dwie imprezy w tygodniu i powinni skupić się tylko i wyłącznie na startach w Polsce. Innych duża regularność nakręca i powoduje, że osiągają lepsze wyniki. Tak czy inaczej, sprawa zastanawia, bo wprowadzanie ograniczeń z poziomu polskiej federacji, jak się można łatwo domyślić, miałoby dotyczyć tylko polskich zawodników. W przypadku tych zza granicy decydować miałaby ich rodzime federacje. Nie za bardzo więc rozumiem, do czego konieczne są odgórne, "nowe" przepisy w polskim żużlowym kodeksie pracy, skoro polskie kluby dysponują już odpowiednimi narzędziami?

W całej sprawie zastanawia jeszcze jedna kwestia. Czy ktokolwiek rozmawiał na temat ograniczania startów żużlowców do dwóch lig z przedstawicielami innych federacji? Bo zakładam, że skoro roztacza się takie wizje, to ktoś przynajmniej sprawdził, jakie jest nastawienie Szwedów, Duńczyków, Czechów czy Brytyjczyków. - Powiem szczerze, że nie mam wiedzy, czy Polacy rozmawiali w ogóle na ten temat z przedstawicielami innych lig - mówi Krzysztof Cegielski. Takiej wiedzy nie miał też żaden z prezesów, którego pytaliśmy o to rozwiązanie.

Pomijam już fakt, że w mojej ocenie dyktowanie liczby pracodawców trochę kłóci się z wolnorynkowym spojrzeniem na otaczającą nas rzeczywistości. Jeśli ktoś jest w stanie wykonać dobrze usługę dla Polaka, Szweda, Duńczyka, Czecha, Węgra, Rosjanina, zająć się przy tym doskonale rodziną, to nie należy mu tego zabraniać. Każdy najlepiej zna możliwości swojego organizmu i każdy bierze odpowiedzialność za to, do czego się zobowiązał. To takie zdrowe podejście, które opiera się na założeniu, że człowiek to wolna jednostka, która potrafi podejmować dobre dla siebie decyzje. Każdego zawodnika, który zobowiązuje się przecież do wykonania usługi, można za to rozliczyć.

Najwidoczniej jednak ktoś poczuł, że żużlowy kodeks pracy w naszym kraju nie jest doskonały i postanowił rozpocząć dyskusję nad nowym przepisem. Teraz na pewno będzie lepiej, bo kiedy któryś z prezesów zapomni, że może nie wydać zgody na starty w zagranicznym klubie swojemu zawodnikowi, to może przypomni sobie o nowym porozumieniu. Jest tylko jeszcze jedno małe "ale". Trzeba przekonać do tego Duńczyków, Szwedów, Brytyjczyków, Czechów i innych. Ale przecież Polak potrafi...

Jarosław Galewski

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×