Pieniądze były dla mnie gdzieś obok - rozmowa z Robertem Miśkowiakiem
Robert Miśkowiak spędzi kolejny sezon na torach pierwszej ligi, ale jak podkreśla, jego kariera zmierza we właściwym kierunku. Żużlowiec wierzy, że pewnego dnia wystartuje w końcu w Ekstralidze.
Jarosław Galewski: Ostatecznie otrzymałeś nominację do IME, ponieważ z udziału w tej imprezie zrezygnował Krzysztof Kasprzak. Duża radość czy poczucie, że otrzymałeś coś, co należało ci się już wcześniej?
Robert Miśkowiak: Nie ukrywam, że cieszy mnie ta nominacja. Uważam, że na nią zasłużyłem. Wszystko rozpocznie się 1 maja w Debreczynie i mam nadzieję, że pokażę się z jak najlepszej strony. Miałem niedawno upadek w lidze angielskiej, ale przechodzę obecnie rehabilitację i myślę, że w najbliższym czasie dojdę już do pełni sprawności.
Początkowo PZM nie nominował cię do startu w IME, mimo że w ubiegłym roku wywalczyłeś srebrny medal i byłeś najlepszym z Polaków w całej stawce. Jak na to zareagowałeś?
- To było dla mnie duże rozczarowanie. Bardzo liczyłem na nominację i uważam, że ona mi się należała, jeśli weźmie się pod uwagę ubiegłoroczne wyniki. Dobrze, że tak to wszystko się skończyło. Przyznam szczerze, że od początku planowałem swój kalendarz tak, żeby było w nim miejsce na IME. Bardzo chciałem w nich startować i cieszę się, że ostatecznie będę mieć taką szansę.
Duża część środowiska żużlowego była bardzo zdziwiona, że nie otrzymałeś nominacji, bo startowałeś w IME, kiedy nie było tam jeszcze wielkich pieniędzy. Inni twierdzą z kolei, że jest znacznie więcej lepszych zawodników, którzy bardziej zasługują, by reprezentować Polskę w tych zawodach.
- Prawdą jest, że startowałem w IME, kiedy nie było zbyt wielu chętnych do jazdy w tej imprezie z powodów finansowych. Ja jednak konsekwentnie reprezentowałem Polskę w tych zawodach. Wydaje mi się, że swoim podejściem i wynikami zasłużyłem na nominację. A co do sceptycznych komentarzy, to nie przywiązują do nich wagi. Nie zakładam też, że w związku z tym muszę za wszelką ceną komuś coś udowodnić. Tegoroczne starty w IME będą dla mnie nowym doświadczeniem. Zamierzam robić swoje i nie oglądać się na komentarze. Do sezonu przygotowałem się dobrze i oby omijały mnie teraz tylko kontuzje.Pogoda coraz lepsza i sezon powinien rozpocząć się już wkrótce. Dla ciebie to będzie kolejny rok na pierwszoligowych torach. Masz poczucie, że twoja kariera na pewno zmierza we właściwym kierunku?
- Wydaje mi się, że tak. W tym roku do wszystkiego będę podchodzić z dużym spokojem. Plan jest zresztą taki, żeby udało nam się awansować. Według mnie to sensowna droga do Ekstraligi i chce nią podążać.
Czas jednak ucieka. Będziesz spełnionym zawodnikiem, jeśli nie wrócisz do Ekstraligi?
- Nie będę spełniony, będzie mi brakować Ekstraligi. W związku z tym bardzo chcę do niej awansować, by później startować z najlepszymi. Będę jeździć teraz w Gdańsku i na tym skupiam się w stu procentach. Wiem, że wiele mówi się o błędach, które popełniłem.. Być może wiele osób nie do końca ma świadomość, że w ostatnich latach przeszedłem naprawdę długą i ciężką drogę.
Ona rozpoczęła się w momencie, kiedy trafiłeś do Ostrowa Wielkopolskiego. Byłeś wtedy bardzo zagubionym zawodnikiem, któremu brakowało pewności siebie. Odbudowałeś się jednak szybko...
- To prawda, że wtedy zaczęła się zupełnie inna jazda, ale nie brakowało mi problemów. Należy przecież pamiętać, że dwa kolejne kluby, w których startowałem, upadły i zostałem bez pieniędzy, które wywalczyłem uczciwie pracując na torze. W końcu trafiłem do Lublina, gdzie sytuacja była normalna przez cały sezon Wydaje mi się, że moja cierpliwość została w pewnym sensie nagrodzona. Patrząc na swoją karierę mam świadomość, ile musiałem poświęcić, żeby się odbudować i odzyskać pewność siebie. Jeździłem długo dla sponsorów, kibiców i samego siebie. Pieniądze były gdzieś obok, dopiero niedawno i ten temat zaczął się układać.
Mimo problemów finansowych twoich klubów nie należałeś do zawodników, którzy toczyli wojny o odzyskanie pieniędzy. To się opłaciło?
- Nie było wojen medialnych, bo załatwianie takich spraw za pośrednictwem mediów nie jest zupełnie w moim stylu. Uważam też, że tak należy okazać pewien szacunek dla kibica, który przychodzi na stadion dopingować swoją drużynę, płaci za bilet i oczekuje ode mnie dobrego widowiska. Nie chciałem, żeby relacje z klubami wpływały na kibiców. Zawsze starałem się jechać. Przy tym rozmawiałem szczerze o sytuacji finansowej z działaczami. Uważam, że w pewnym sensie to zostało nagrodzone. Co bym zyskał, gdybym się zbuntował i przestał startować? Pieniędzy regularnie nie było, ale przecież jestem sportowcem i potrzebuję rywalizacji, żeby utrzymywać formę lub się rozwijać. Miałem przy tym satysfakcję z samego siebie i to było wtedy najważniejsze. Wierzyłem, że inne rzeczy przyjdą z czasem i tak się chyba powoli dzieje.
Trudno nie zauważyć poprawy w twojej jeździe i wynikach. Otwarcie jednak przyznajesz, że nie wszystkie decyzje kontraktowe były w twoim przypadku udane. Masz pomysł, co zrobić, żeby wszystko rozgrywało się lepiej w okresie transferowym?
- Do tej pory wszystkie rozmowy kontraktowe prowadziłem tak naprawdę sam. Nie korzystam z pomocy menedżera. Owszem, mam zaufane osoby, które w pewnym sensie doradzają mi w wielu kwestiach. Czy to dobra droga? Wydaje mi się, że tak, ale głębiej będę się nad tym zastanawiać po zakończeniu obecnych rozgrywek. Teraz jest Gdańsk i bardzo chcę, żebyśmy wywalczyli awans do Ekstraligi.Oglądaj TAURON SEC tylko w TVP Sport