Robert Noga - Żużlowe podróże w czasie(8): Wielka ucieczka

Sensacyjna wiadomość rozniosła się najpierw po stolicy Dolnego Śląska, a potem po całej sportowej Polsce. Z tourne po Holandii nie wrócił żużlowiec Sparty Wrocław Tadeusz Teodorowicz.

Robert Noga
Robert Noga

Był przełom sierpnia i września 1958 roku. W tamtych czasach każdy kto bez zgody władz uciekał z kraju lub pozostawał bez jej zgody za granicą traktowany był niczym zdrajca ojczyzny i w myśl ówczesnej propagandy popełniał ciężkie, niewybaczalne przestępstwo. Tym bardziej, kiedy na taki krok- ucieczkę z komunistycznego "raju" decydował się ktoś znany: sportowiec, artysta, czy polityk. Teodorowicz był znanym sportowcem, wielokrotnym medalistą Drużynowych Mistrzostw Polski, reprezentantem kraju, w dyscyplinie bardzo przecież wtedy popularnej. Toteż tzw oficjalne czynniki dostały szału. Trzeba przyznać, że żużlowiec dokładnie zaplanował swoją ucieczkę. Przed wyjazdem do Holandii sprzedał samochód, a na wyprawę, ku zaskoczeniu kolegów, zabrał kilka walizek.

Dopiero później te fakty skojarzono. Od ekipy Teodorowicz odłączył się w kinie. Wyszedł z niego w trakcie seansu i udał się na posterunek policji, informując kim jest i o tym, że będzie się starał o nadanie mu tzw. azylu politycznego. O swojej decyzji poinformował kierownika ekipy, znanego wówczas działacza Bronisława Ratajczyka w liście pozostawionym w hotelowym pokoju. Po powrocie do kraju drużynę i działaczy spotykają rozmaite represje, jakby ktoś w tej sytuacji cokolwiek zawinił. Takie były jednak czasy. Samemu Teodorowiczowi początkowo na mitycznym Zachodzie wiedzie się natomiast kiepsko. Zostaje skierowany do pracy w charakterze... rolnika. Nie odpowiada mu to, staje się krnąbrny, buntuje się, wreszcie trafia do aresztu. Wtedy po raz pierwszy uśmiecha się do niego szczęście. Pomaga mu holenderski zawodnik Nick van Gorcom, który ma na tyle fantazji, aby napisać w jego sprawie list do samej... królowej o ułaskawienie uciekiniera z Polski. Teodorowicz zostaje zwolniony, przez dwa miesiące pracuje w Amsterdamie jako mechanik.

W kwietniu 1959 roku otrzymuje propozycję wyjazdu do Anglii i powrotu do ukochanego żużla w zespole Swindon. Przyjmuje propozycję z radością. Ale początki na Wyspach też nie były usłane różami. Jak wspominał angielski dziennikarz żużlowy Dave Stevens - To był inny Teo (jak go nazywali Anglicy) niż wcześniej. Tym razem nie był na występach z polskim zespołem. Pamiętam jak trząsł się ze strachu na dźwięk pukania do drzwi.

Kiedy pojawiła się informacja o tym, że uciekinier z Wrocławia rozpoczął starty w Anglii, nasze władze sportowe wpadły we wściekłość. Polski Związek Motorowy napisał ostre pismo do Światowej Federacji Motocyklowej, żądając kategorycznie zawieszenia zawodnika i odebrania mu możliwości startów. I wtedy po raz kolejny uśmiechnęło się do niego szczęście. Oto część jego kolegów z ligi zagroziła strajkiem jeżeli Teodorowiczowi nie zostanie wydana zgoda na występy w Wielkiej Brytanii! Podziałało. Sprawą musiał się zająć aż kongres FIM, jesienią 1959 roku w Barcelonie. Uchylił zawieszenie, nie oglądając się na polskie władze motocyklowe. Teo mógł spokojnie startować. I przyznać trzeba, że spłacał swój dług wdzięczności wobec nowej drużyny i nowej ojczyzny.

Był solidnym zawodnikiem, startując w Swindon, między innymi obok legendarnego Nowozelandczyka Barry Brigssa, Martina Ashby, czy Mike Broadbanksa. Prezentował się na tyle dobrze, że mając paszport brytyjski został reprezentantem swojego nowego kraju! W 1963 roku w brytyjskich barwach narodowych osiągnął swój największy sukces startując jako rezerwowy w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata na Wembley. Rok później planował zakończenie startów. Miał 33 lata, w Anglii po raz drugi ożenił się, niedaleko stadionu w Swindon otworzył warsztat samochodowy. W jednym z prasowych wywiadów zwierzał się: "Jestem szczęśliwym człowiekiem. Mam rodzinę, biznes, więc szczęście mi dopisuje. Jestem wdzięczny za szansę, którą dostałem w nowym kraju". Ale magia speedwaya okazała się, w tym wypadku niestety silniejsza. 1 września 1964 roku odbywa się mecz West Ham-Swindon. Teo nie wiedzie się najlepiej. Wyjeżdża do wyścigu XII. Na ostatnim wirażu traci panowanie nad motocyklem i uderza w bandę. Lekarz zawodów od razu orientuje się, że sytuacja jest bardzo poważna, ciężko kontuzjowany zawodnik zostaje przewieziony do specjalistycznej kliniki w Londynie. Ma pękniętą czaszkę. Rozpoczyna się długa walka o jego życie. Trwa aż 142 dni i niestety kończy się porażką.

Tadeusz Teodorowicz umiera w szpitalu w stolicy Wielkiej Brytanii 22 stycznia 1965 roku. Zostaje pochowany na cmentarzu w Swindon. Kilka miesięcy później na miejscowym stadionie odbywa się w dobrej obsadzie memoriał poświęcony jego pamięci. Wygrywa wspomniany w tym tekście Barry Brigss. Kolejny memoriał jego angielski klub organizuje dwa lata później. Znany angielski periodyk poświęcony żużlowi "Speedway Star and News" napisał: "Śpij dobrze Teo. Będziemy o Tobie pamiętać tak długo, jak długo będzie istniał speedway w Anglii".

Robert Noga

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×