Mirosław Kowalik dla SportoweFakty.pl: Tak łatwo tego nie odpuścimy!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Do sporego skandalu doszło w niedzielę w Gdańsku. Zawodnicy Lechmy Poznań nie wyjechali do dwóch biegów, a w dwóch kolejnych robili wszystko, aby nie zdobyć punktu. O spotkaniu wypowiedział się trener poznańskiej drużyny, Mirosław Kowalik.

Mirosław Kowalik był bardzo zdegustowany tym, co zdarzyło się w Gdańsku. - My walczymy z tłumikami i tego typu sprawami, a ciągle zdarzają się tego typu sytuacje, że gospodarze pozwalają sobie na takie numery. Nie dziwię się moim zawodnikom, że tak jeździli - powiedział na gorąco szkoleniowiec Skorpionów, którzy wypowiedział się też o gdańskim trenerze oraz prezesie. - Miałem zawsze szacunek do trenera Chomskiego i uważałem go za osobę, którą mogę podpatrywać, a w niedzielę się nie popisał. Maciej Polny buduje natomiast żużel w Warszawie, a nie chce go w Gdańsku - grzmiał Kowalik.

Najlepszy czas meczu uzyskany przez Thomasa H. Jonassona - 62,03 był gorszy od rekordu o zaledwie 0,43 sekundy (później zawodnicy jeszcze trzykrotnie schodzili poniżej 63 sekund, a najgorszy czas meczu - 64,09 uzyskali Magnus Zetterstroem w szóstym wyścigu, gdy jechał bez rywali, a także Robert Miśkowiak w czternastym wyścigu). W spotkaniu w Gdańsku upadali tylko żużlowcy z Poznania. Wszyscy gdańszczanie, łącznie z Marcelem Szymko, który ma bardzo małe doświadczenie ligowe za każdym razem spokojnie dojeżdżali do mety. Jak to więc możliwe, że tor nie nadawał się do jazdy, jak tylko jedna drużyna miała z tym problemy? - Na swoim torze zawsze łatwiej się jedzie. Taki zawodnik, jak Peter Ljung na prowadzeniu miał wielkie kłopoty, Miśkowiak potrafił wygrać, ale stwierdził sam, że to była walka z torem, a Norbert Kościuch - bardzo dobry zawodnik - zaliczył upadek, a potem mu nie szło - wymienił Kowalik. - Na swoim torze jeździ się łatwiej niż na wyjeździe, a my nie umieliśmy i dlatego przegrywaliśmy - wytłumaczył trener Lechmy Poznań.

W siódmym wyścigu, po dwóch biegach w których żaden z zawodników nie wyjeżdżał na tor, Maciej Fajfer stanął do startu i sekundę po przygotowaniu do startu... zerwał taśmę, po czym cieszył się jadąc na jednym kole. - Nikt mu tego nie sugerował, ani nie podpowiadał, po prostu się zdarzyło. Na treningach też dotyka taśmy - powiedział spokojnie trener Kowalik, który jest przekonany, że o tym meczu będzie jeszcze głośno. - Zarząd na pewno wyciągnie wszystkie możliwe prawne konsekwencje i będziemy się jakoś odwoływać. Tak łatwo tego nie odpuścimy - zakończył Mirosław Kowalik w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)