Tomasz Gollob po zdobyciu tytułu IMŚ: Czekam aż ktoś zapyta, kiedy dogonię Rickardssona

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Tomasz Gollob może czuć się żużlowcem spełnionym. Do dwóch srebrnych i czterech brązowych dorzucił wreszcie to upragnione złoto. Po 37 latach Polska doczekała się drugiego po Jerzym Szczakielu indywidualnego mistrza świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Było już po północy w Terenzano, a Tomasz Gollob po konferencji prasowej i kilku wywiadach telewizyjnych, długo jeszcze stał w parkingu otoczony wianuszkiem dziennikarzy. Był cierpliwy i szczerze odpowiadał na wiele pytań. Taki wieczór jak ten nie zdarza się przecież co roku. - Złoty medal jest czymś czego mi brakowało w kolekcji. Teraz mam już wszystko. Na pewno ten sukces mnie uspokoi. 20 lat pracowałem na to wszystko. Nie miałem tylko złotego medalu. Wreszcie go zdobyłem. Mogłem go mieć już w 1999 roku, ale upadek we Wrocławiu pokrzyżował mi te plany. Dlatego teraz tak spokojnie do tego podchodziłem, wszystko skrupulatnie przygotowywałem - tłumaczył nowy indywidualny mistrz świata.

Zapytany, czy nie lepiej byłoby zdobyć tytuł w Bydgoszczy, Tomasz Gollob odpowiedział:

- Przepraszam, ale ja nie wybieram, gdzie miała nastąpić ta koronacja. To jest sport, tutaj nie da się zahamować, przepuścić rywala, bo miałbym świętować tytuł w Bydgoszczy. W półfinale do końca przecież nie byłem pewny, czy Jarek Hampel odpadnie czy nie. Nie było mowy o żadnej kalkulacji. Jechałem po swoje punkty. Zbierałem je, by było ich jak najwięcej. Chciałem w Terenzano utrzymać dystans dzielący mnie od Crumpa i Hampela. Udało się zdobyć sporo punktów i wystarczająco dużo więcej od najgroźniejszych rywali, by już teraz zapewnić sobie tytuł mistrza świata.

- Czekam tylko jak ktoś zapyta mnie, kiedy dogonię Tonego Rickardssona - żartował z dziennikarzami Gollob. - Może ktoś powie, że jak zdobędę 6 złotych medali to spełnię się w stu procentach jako sportowiec. Ja naprawdę, czuję się spełniony. Mam 7 medali, w tym jeden złoty. Ten złoty medal jest tak samo ważny jak sześć innych - zaznaczył Gollob.

Tomasz Gollob wspominał także wydarzenia dokładnie sprzed 11 lat. Pamiętnego 25 września 1999 roku na torze w Vojens Polak tydzień po makabrycznym wypadku we Wrocławiu stracił wydawałoby się pewny tytuł. - Dzisiaj mogę powiedzieć Tonemu, który zabrał mi tytuł w 1999 roku - wiem jak to smakuje. Złoto ma smak ciężkiej pracy i wielkiej determinacji oraz wiary w to, że można zostać mistrzem świata. Rozumiem Rickardssona, który wówczas był w tym pędzie, w jakim ja teraz jestem. Nauczył mnie on wielkiej pokory i determinacji - dodał Gollob.

Złoty medal Tomaszowi Gollobowi należał się od lat. W sporcie jednak medali i tytułów nie przyznaje się za zasługi. Polak osiągnął mistrzostwo niezaprzeczalnym talentem, który poparł ogromną pracą i determinacją. - Tylko ja wiem, ile pracy wykonałem w ostatnich dwóch, czterech tygodniach, w ogóle w ostatnich dwóch miesiącach i całym sezonie. To była ogromna praca i determinacja - podkreślał.

Tomasz Gollob słabo zaczął tegoroczny cykl od zaledwie sześciu punktów w Lesznie. Później jeździł już wybornie, a na drodze do sukcesu mógł mu stanąć tylko pech lub jak w Cardiff złośliwość rzeczy martwych. - Nie było momentu zwątpienia w tym sezonie. Miałem jednak problem z silnikami w Cardiff. Wiadomo, co się stało w półfinale, kiedy prowadziłem. Straciłem tam bez wątpienia kilka punktów. Drugi zły moment to Leszno, kiedy zupełnie mi nie wyszło. To były jednak tylko momenty zawahań, ale nie zwątpienia. Była determinacja i wiara w to, że mogę sięgnąć po ten złoty medal. Nie zwątpiłem nawet po Cardiff, gdzie na skutek defektu straciłem 4-6 punktów. Nie straciłem wiary, że mogę to odrobić. To co się stało w Cardiff nie ma już znaczenia. Liczy się to co jest tu i teraz. To, że jestem w końcu mistrzem świata - dodał uradowany Gollob.

Przez kilka lat Tomasz Gollob był poza podium Grand Prix. Zajmował miejsca ósme, siódme, szóste. Czy w tych sezonach wierzył w to, że może jeszcze zdobyć upragniony złoty medal? - Może i faktycznie mówiłem, że nic się nie stanie jak nie będę mistrzem, ale jak każdy sportowiec marzyłem o tym, by nim zostać. To nie była żadna maska czy gra z mojej strony. Spokojnie pracowałem przez ostatnie trzy - cztery lata. Zacząłem od czwartego miejsca. Plan był prosty - w każdych zawodach chciałem zdobyć 2 punkty więcej niż w poprzednich. Przed każdym Grand Prix była pełna analiza poprzednich zawodów, tak by pojechać lepiej niż we wcześniejszych. Jak widać, plan okazał się skuteczny. Trwało to jednak cztery lata, ale było warto. Wiara czyni cuda. Ja wierzyłem zawsze - zapewniał Polak.

Tomasz Gollob spełnił w Terenzano nie tylko swoje marzenie, ale także marzenie tysięcy polskich kibiców, którzy jeździli za nim po całej Europie przez te kilkanaście lat. - Przepraszam, że musieliście tak długo czekać na ten tytuł - mówił wzruszony Gollob w kilka chwil po tym, jak się okazało, że nikt i nic nie odbierze mu już złota. Później zapytany, czy to było jego największe marzenie w życiu odpowiedział. - Spełniłem wiele swoich marzeń. Zostanie mistrzem świata to jedno z nich. Następna rzecz, która jest spełniona. Myślę, że jeszcze wiele ciekawych spraw przede mną. Nie zamierzam przecież ani kończyć jeździć na żużlu ani żyć.

Dziennikarze już kilkadziesiąt minut po tym jak Gollob zapewnił sobie tytuł mistrzowski, a jeszcze przecież nie odebrał złotego medalu wybiegali w przyszłość do kolejnego sezonu. - Proszę o trochę wyrozumiałości dla mnie. Jestem mistrzem świata, ale nie wiem, czy go obronię. Może mi przecież coś jeszcze nie wyjść. Nie wybiegajmy jednak tak daleko w przyszłość - uspokajał Gollob.

Przez kilka lat Tomasz Gollob był w czołówce Grand Prix, ale zawsze poza podium. Czy myślał o tym, by wycofać się z cyklu, by zarzucić marzenia o tytule mistrzowskim? - Nie, ale myślałem o tym, by zakończyć karierę. Kiedy w 2003 roku odchodziłem z Bydgoszczy chodziło mi po głowie, żeby dać sobie już spokój. To, że nadal jeżdżę na żużlu możecie podziękować osobie, która nazywa się dr Grzegorz Ślak. Gdyby nie on, prawdopodobnie już nie jeździłbym na żużlu. To właśnie on zakontraktował mnie do Unii Tarnów. Tam spędziłem cztery lata, a później przeniosłem się do klubu pana Władysława Komarnickiego. Te osoby są "winne" tej całej zabawie, którą mamy teraz w Terenzano - tłumaczył Polak.

Tomasz Gollob zawsze uchodził za najlepiej technicznie jeżdżącego żużlowca na świecie. Teraz, pomimo 39 lat, Polak przechodzi sam siebie, a cuda jakie potrafi zrobić z motocyklem są tylko dowodem jego mistrzowskiej klasy. - Nie wiem, czy jeździłem kiedykolwiek lepiej. To wy musicie ocenić, czy tak było czy teraz jeżdżę najlepiej w karierze - zwrócił się do dziennikarzy. - Ja staram się jeździć najszybciej jak się da. Analizuję każdy wyścig, robię zmiany. Oczywiście, jest duża różnica między tym co było, a co jest. Jeżdżę szybciej, to fakt. Złożyło się na to wiele czynników. Bardzo mocno trenowałem zimą. Naprawdę wiele się zmieniło przez te cztery lata - przyznał Polak.

Ponoć najtrudniej jest zawsze zdobyć ten pierwszy tytuł. Czy teraz Tomasz Gollob będzie jeździł z mniejszym obciążeniem, a co za tym idzie łatwiej będzie mu wygrywać? Z drugiej strony Polakowi będzie w przyszłym sezonie towarzyszyć hasło - Bij mistrza - Rywale nie będą oszczędzać nawet 40-letniego czempiona - Taki "plecak" z tytułem ciąży, ale myślę, że każdy to zrozumie. Jeśli będę potrafił nadal wygrywać, będzie super. Jeśli nie uda się, to mam nadzieję, każdy to zrozumie. Ja przyjmę to na pewno godnie, bez grymasu, wszak jestem już mistrzem świata - zakończył Tomasz Gollob, nowokreowany mistrz świata. Drugi Polak, który sięgnął tego zaszczytu w sporcie żużlowy i naprawdę panie Tomaszu, nie było za co przepraszać, że czekaliśmy tak długo. Warto było czekać dla tych pięknych chwil w Terenzano.

Dla SportoweFakty.pl

Z Terenzano

Maciej Kmiecik

Źródło artykułu:
Komentarze (0)