Medalowych szans mamy wiele - rozmowa z Apoloniuszem Tajnerem, prezesem PZN

Apoloniusz Tajner jest optymistą u progu olimpijskiego sezonu 2013/2014. Zdaniem prezesa Polskiego Związku Narciarskiego mamy wiele szans medalowych na igrzyskach w Soczi.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński

Daniel Ludwiński: U progu nowego sezonu bardzo optymistycznie zostały ocenione szanse medalowe Polaków na igrzyskach w Soczi. Również pan, jako szef Misji Olimpijskiej, wymienia aż dwanaście takich szans. Czy nie jest jednak to przesadne rozbudzanie oczekiwań kibiców?

Apoloniusz Tajner: Mówimy tu nie o medalach, a o szansach medalowych. Może być równie dobrze dwanaście czwartych miejsc i w kategorii sportowej byłoby to duże osiągnięcie, wartościowe, ale w kategorii medialnej byłaby to totalna porażka. Te szanse mamy, przecież w mistrzostwach świata przed rokiem nasi zdobyli siedem medali. Wszystko zależy teraz od doszlifowania formy. Zobaczymy co zrobią trenerzy żeby ich zawodnicy byli w jak najlepszej dyspozycji. Potrzebny będzie jednak także łut szczęścia. Mamy wiele szans, więc coś może z tego wyjść. W 2002 roku do Salt Lake City jechaliśmy z jednym Małyszem, na zasadzie albo wyjdzie, albo nie wyjdzie. Mógł upaść w pierwszym konkursie, nie wiadomo co byłoby potem. Wtedy te szanse zostały jednak wykorzystane. Te obecne nie są może tak pewne, ale w sporcie nie jest pewne nic. Dwanaście szans jednak mamy, bo oprócz wspomnianych siedmiu medali było też kilka sytuacji, gdy nasi o medale się otarli. Możliwości więc są.

Przynajmniej w teorii największe mają Justyna Kowalczyk i Kamil Stoch.

- Justyna jest największą szansą na medal. To jest sport wytrzymałościowy, tam niespodzianki nie będzie, medale zdobędą najlepsze. Justyna powinna wśród nich być, ma za sobą świetnie przepracowany okres przygotowawczy. W skokach mamy za to nie tylko Kamila, ale i innych. Jestem przekonany, że w formie będą, a potem, jak to w skokach, potrzeba też trochę szczęścia.

Patrząc na obecną sytuację w skokach duże szanse powinny być także w konkursie drużynowym. Już w ostatnim sezonie, na mistrzostwach świata w Val di Fiemme, ten zespół zdobył medal.

- Siła tej drużyny się utrwaliła. W Val di Fiemme brakowało pół punktu do Niemców, już wtedy mogło być wicemistrzostwo świata. Znowu wszystko będzie zależało od tego, jak to się ułoży, bo potrzeba zarówno formy, jak i dobrych warunków, nie można zepsuć żadnego z tych ośmiu konkursowych skoków.

Niedługo po raz pierwszy w historii polskich skoków narciarskich nasze zawodniczki wystąpią w Pucharze Świata - czeka je konkurs mikstów. Czy stawia się im jakiekolwiek konkretne zadania?

- Te dwie dziewczyny mamy już od paru lat. Wcześniej ich poziom był zbyt niski. Był już czas, gdy powołaliśmy je do centralnego szkolenia, ale później z tego zrezygnowaliśmy. Teraz próbujemy drugi raz, ale opieramy się już na opinii trenerów. Oni je obserwują, porównują z innymi dziewczynami. Zaczniemy, spróbujemy, ale tak naprawdę ja liczę głównie na te dziewczynki, które są szkolone przez Krystiana Długopolskiego i Wojtka Tajnera. One potrzebują czasu na dorośnięcie, ale są tam w tej grupie zdolne dziewczyny. Mogą już pojechać do Pyeongchang w 2018 roku, a te dwie starsze sprawdzimy już teraz i zobaczymy jak to wygląda.

A czy gdyby któraś z Polek pokazała się z dobrej strony to jest jeszcze szansa, że wystąpi na igrzyskach w Soczi?

- Wydaje mi się że nie, bo one nie znalazły się nawet w szerokim składzie, nie było podstaw by je w nim widzieć. Chyba nie byłoby więc już możliwości ich zgłoszenia. To jednak jeszcze przed nami, gdyby okazało się, że dzieje się coś wartościowego, to może byłaby jeszcze taka możliwość, ale wydaje mi się, że byłoby już trudno.

Zaskoczyło pana, że pierwsze zawody Pucharu Świata w skokach przyznano w tym roku Klingenthal, a nie miejscowościom w Skandynawii?

- Nie, już od jakiegoś czasu mówiło się, że skoro są tory lodowe to można będzie tak zrobić. Za chwilę może się okazać, że będziemy zaczynać sezon jeszcze wcześniej, ze skokami na igelicie, które będą włączone do sezonu zimowego. W tę stronę to szło już wtedy, gdy sam byłem trenerem. Nie było to więc dla mnie zaskoczenie.

Polskie biegi to nie tylko Justyna Kowalczyk. Trener Ivan Hudac mówił, że jego podopieczne będzie stać w tym roku na więcej niż ostatnio.

- Ta czwórka dziewcząt w zeszłym sezonie nie uniknęła kontuzji i chorób. Mimo to pokazały się one dobrze w Val di Fiemme w dwóch pierwszych indywidualnych biegach, niestety później zepsuły sztafetę. W tym roku to wszystko się szlifuje, dziewczyny są zdrowe, trener twierdzi że podniosły poziom. Jeśli podniosły, a już miały stosunkowo wysoki, to wszystko jest możliwe. Sztafetę widzę na igrzyskach może nie jako szansę medalową, ale w kategorii niespodzianki, że może i one zakręcą się koło medalu.

Do Soczi w roli attaché olimpijskiego pojedzie Adam Małysz. Czy jego obecność może mieć istotne znaczenie dla naszych reprezentantów?

- Widziałem to już w Val di Fiemme na ostatnich mistrzostwach świata. Gdy tam przyjechał to wpłynęło to dobrze na zawodników. To jest nie tylko uznany mistrz, ale przede wszystkim fajny kolega, który wie jak rozmawiać z zawodnikami. Sam to wszystko dopiero co przechodził w skokach, teraz przechodzi w sportach samochodowych. To dobry duch w zespole i jak go będziemy mieli z nami na igrzyskach to jego obecność przyda się wszystkim, bo jako attaché olimpijski będzie miał kontakt ze wszystkimi.

Jak ocenia pan szansę naszych reprezentantów w trzeciej z konkurencji narciarstwa klasycznego, czyli w kombinacji norweskiej? Sztab szkoleniowy pozostał niezmieniony, a czy dobrym krokiem nie byłoby pozyskanie także fachowca od skoków? Trener Jan Klimko zanim objął swoje stanowisko zajmował się głównie biegaczami.

- Znam Klimkę jeszcze z czasów gdy sam prowadziłem kadrę, on był wtedy czołowym zawodnikiem świata. Zajmował się u nas biegami, bo nie miał innej propozycji. Bardzo się cieszę, że go mamy, bo to jest rasowy kombinator, z doświadczeniem w skokach i biegach. Powiedziałbym, że my mamy mało szczęścia do materiału ludzkiego, czekamy na zdolnych chłopaków. Mamy to co mamy. Liczyliśmy na Adama Cieślara, czy Andrzeja Gąsienicę, kontuzje kolana trochę ich wyeliminowały, ale już trenują. Natomiast pojawił się Szczepan Kupczak, do tego Paweł Słowiok zaczął dobrze skakać i nieźle biegać. W letniej Grand Prix zajmowali miejsca w trzydziestce. Gdyby w Pucharze Świata w którychś zawodach również udało im się do trzydziestki wskoczyć to byłaby już kwalifikacja olimpijska. Jestem tego ciekawy, bo to jest możliwe, tym bardziej że wrócił wspomniany Adam Cieślar. W tym momencie widać więc pewne przesłanki pozytywne.

Sporty zimowe na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów narciarstwa i nie tylko! Kliknij i polub nas.
Zdaniem Apoloniusza Tajnera olimpijski sezon może przynieść Polakom wiele sukcesów Zdaniem Apoloniusza Tajnera olimpijski sezon może przynieść Polakom wiele sukcesów
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×