Pęknięta struna: Nowe wyzwanie Martina Fischera
Po ponad 10 latach profesjonalnej gry na światowych kortach karierę zdecydował się zakończyć Martin Fischer. Zawodnik znany głównie z występów w challengerach rozpocznie nowy etap w swoim życiu.
Również marzenie o występie w austriackich barwach zostało przez 28-latka zrealizowane, a jego debiutancki pojedynek wzbudził ogromne zainteresowanie mediów. W 2010 roku, podczas spotkania w Izraelu, decydującego o awansie do Grupy Światowej, Fischer wyszedł na kort przy stanie 2-2. Pomimo straty pierwszego seta, Austriak zdołał pokonać Harela Levy'ego i dać awans swojej drużynie. - To był punkt kulminacyjny i jednocześnie najbardziej emocjonalny i wzruszający mojej kariery. Przyjechałem w bardzo złym nastroju, byłem bez formy, a pierwszeństwo w drużynie miał Andreas Haider-Maurer. Wygrywając, pozbyłem się presji. Zawsze marzyłem o grze w Pucharze Davisa, a okazja takiego debiutu zostanie na zawsze w mojej pamięci - wspomina. Wiele osób po tym spotkaniu wróżyło mu początek udanej kariery. Sam Jürgen Melzer, który w tym samym roku dotarł do półfinału singlowego Rolanda Garrosa, powiedział, że dojście do czołowej setki rankingu zawodnika, który w taki sposób potrafi udźwignąć presję i oczekiwania całego kraju, to tylko kwestia czasu.
Przewidywania bardziej utytułowanego rodaka jednak się nie sprawdziły. Fischer dotarł najdalej na 117. miejsce. - Top 100 to coś specjalnego, nie każdy gracz się tam dostanie. Dobre wyniki w turniejach rangi ATP Challenger nie są wystarczające. Musisz grać dobrze w dużych turniejach. Poza tym, potrzebujesz czegoś więcej, niż tylko forhend i bekhend. Co decyduje ostatecznie - nie wiadomo, być może duża liczba graczy. Jeszcze w tym sezonie grałem w mniejszych turniejach w Egipcie. Przeciwnicy byli sklasyfikowani między 500 a 1000 miejscem w rankingu, ale kiedy widzisz jak grają, wiesz, że tenis jest sportem światowym - komentował swoje wyniki. Podkreślał również, że do porażek nigdy nie da się przyzwyczaić, a każda przegrana wzbudza irytację i powinna budować motywację do dalszego treningu. Nie pomaga nawet fakt, że jeżeli nie wygrywasz turnieju, porażka przychodzi na koniec każdego tygodnia. Należy nauczyć się z nimi żyć i być w stanie sobie z nimi poradzić.28-latek zdecydował się rozpocząć studia ekonomiczne na Uniwersytecie w liechtensteińskim Vaduz. - Dla wielu moja rezygnacja jest zaskoczeniem. Ale myślałem o tym od długiego czasu, decydowałem się od początku sezonu, czy chcę ponownie postawić wszystko na jedną kartę. Chciałem jednak być pewnym swojej przyszłości, zanim powiem głośno o swojej decyzji. To zawsze było moim marzeniem. Mam zamiar zająć się tym projektem z takim samym zapałem, z jakim starałem się osiągać swoje cele sportowe. Bycie tenisistą to jak posiadanie małej firmy - wiesz skąd pochodzą pieniądze, jak je wydajesz, jak inwestujesz. Tam jesteś sam, nikt ci nie pomaga. Musisz sobie ufać, dojrzeć do tego, sam wszystko organizować. Na dłuższą metę jest to wyniszczające - opowiadał o powodach swojej decyzji i planach na najbliższą przyszłość.
- Nie dotarłem do czołowej setki, ale podróżowałem po świecie, zwiedziłem ponad 100 krajów na wszystkich kontynentach, poznałem wiele kultur. Wziąłem udział w prawie 20 Wielkich Szlemach, przeżyłem niezapomniane chwile z drużyną Pucharu Davisa, zwyciężyłem w turniejach rangi Futures i Challenger, grałem z najlepszymi graczami jak Novak Djoković (którego pokonałem jak miałem 14 lat), Jo-Wilfried Tsonga, Juan Martin del Potro, Tommy Haas czy ikoną austriackiego tenisa, Thomasem Musterem. Zdobyłem wiele cennych doświadczeń i poznałem wielu wspaniałych ludzi. Kariera sportowca nie trwa wiecznie. A teraz nie mogę się doczekać, aby realizować nowe cele.