Break point: Drugie życie luksemburskiej armaty
Dwa lata temu spadł do czwartej setki rankingu, a jego kariera zawisła na włosku z powodu poważnej kontuzji łokcia. Nie poddał się, walczył o powrót i w nagrodę znów może grać na największych arenach.
Muller błyskawicznie zwrócił na siebie uwagę. Nie tylko dlatego, że tenisista z Luksemburga w rozgrywkach ATP World Tour to swego rodzaju egzotyka. Ze względu na swój styl gry - potężny serwis, fantastyczny forhend i genialne czucie przy siatce, szczególnie na szybkich nawierzchniach, był rywalem groźnym dla każdego. Prognozowano mu szybki rozwój i walkę o najwyższe cele.
Mieszkaniec Leudelange nie przebił się tak wysoko, jak sądzono. Nie stał się jedną z czołowych postaci męskich rozgrywek, choć niemal cały czas był notowany w Top 100 rankingu ATP. Prócz braku odpowiednich predyspozycji, uniemożliwiły mu to także lata, w których rywalizował. Pierwsza dekada XXI wieku, gdzie poziom męskiego tenisa był niebotyczny, a w rozgrywkach ATP World Tour rywalizowała większa ilość fantastycznych tenisistów, którzy nie wychodzili na kort tylko po to, aby oddać hołd wielkim mistrzom. Swoją rolę odegrały również kontuzje.Po tym wystrzale Armata z Luksemburga znów ucichła. Dodatkowo przyplątały się kłopoty zdrowotne. Ponownie pojawił się na ustach fanów tenisa w lipcu 2012 roku, gdy był o krok od zwycięstwa w finale turnieju w Atlancie. Przegrał jednak z Roddickiem, dla którego było to ostatnie mistrzostwo w karierze. Kilka miesięcy później Muller położył się na stole operacyjnym.
Gilles #Muller posts his best #ausopen performance by advancing past Isner 7-6(4) 7-6(6) 6-4 into the 4th round pic.twitter.com/cq5KYBjvGC
— Australian Open (@AustralianOpen) styczeń 24, 2015
Przeszedł zabieg łokcia. Jeżeli zakończyłby się on niepowodzeniem, nie mógłby już grać w tenisa. Na szczęście lekarze wykonali znakomitą robotę. Wtedy wszystko było już w jego rękach. Miał już 29 lat i uporządkowane życie rodzinne. Nie musiał wracać, mimo to chciał. Szybko znalazł sobie motywację - występ na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku oraz... - Pragnę tego, co Federer. Chcę, by moje dzieci widziały, jak gram w tenisa - mówił. Owe pociechy to Lenny (urodzony 6 maja 2011 roku) i Nils, który przyszedł na świat 5 lipca 2012.
Muller spadł do czwartej setki klasyfikacji ATP. Powrót z takich czeluści nie należy do rzeczy łatwych. Ale zakasał rękawy i sukcesywnie piął się w górę. W ubiegłym sezonie wygrał aż pięć challengerów i już w lipcu ponownie znalazł się w Top 100. - Pracowałem ciężko. Nie poddałem się. Grałem w challengerach, by poprawić swój ranking i znów móc występować w największych turniejach - przyznał. W uznaniu za te sukcesy został najlepszym sportowcem swojego kraju w 2014 roku.
Luksemburczyk dał sobie nowe tenisowe życie. Strzałem w dziesiątkę okazało się również nawiązanie współpracy z Brytyjczykiem Jamiem Delgado, tym samym, którego pokonał w eliminacjach tak wspaniałego dla siebie US Open 2008. W nagrodę za wytrwałość w poniedziałek otrzyma szansę gry o ćwierćfinał Australian Open, a jego rywalem na Rod Laver Arena będzie Novak Djoković. W drodze do tej fazy turnieju 31-latek z Leudelange pokonał Roberto Bautistę i Johna Isnera. - On zasługuje na szacunek. W mecz z nim muszę być bardzo czujny - wyjawił Serb.
Muller to tenisista, który nijak nie pasuje do współczesnych rozgrywek. Nie jest ani superszybki, ani supersilny, ani superwytrzymały. Jednak pokonuje tych niby o wiele bardziej utalentowanych, udowadniając przy tym, że motywacja i ciężka praca pozwalają nawet w jesieni kariery w niespełna rok przedostać się z niemieckich turniejów ITF Futures, gdzie napotyka się rywali pokroju Dejana Katicia, na Rod Laver Arena. A stawką pojedynku nie jest ćwierćfinał futuresa tylko ta sama faza jednego z czterech najważniejszych turniejów na świecie.
Marcin Motyka