Amelie Mauresmo, bojowniczka na korcie i w życiu

Amelie Mauresmo jako zawodniczka spełniła wszystkie swoje marzenia. Teraz realizuje się w roli kapitana drużyny Francji w Pucharze Federacji oraz trenerki Andy'ego Murraya.

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek

Mecze Amelie Mauresmo z Venus i Sereną Williams, Justine Henin, Kim Clijsters i Martiną Hingis, Lindsay Davenport i Jennifer Capriati to już klasyka kobiecego tenisa. Mecze nie tylko z tymi tenisistkami uczyniły z niej wielką gwiazdę. 3 grudnia 2009 roku Francuzka, której znakami firmowymi były jednoręczny bekhend i klasyczny wolej, zakończyła zawodową karierę 15 lat po debiucie w Rolandzie Garrosie. Zdobyła dwa wielkoszlemowe tytuły, była liderką rankingu WTA, triumfowała w Mistrzostwach WTA, zdobyła srebrny medal olimpijski, wygrała Puchar Federacji. Mogła odejść jako zawodniczka spełniona. Pustka po jej odejściu ciągle jest bardzo mocno odczuwalna.

Mauresmo miała cztery lata, gdy w 1983 roku triumf w Rolandzie Garrosie święcił Yannick Noah. Popularna Amé 23 lata później wywalczyła swoje wielkoszlemowe tytuły, choć akurat nie w Paryżu, który zawsze był dla niej przekleństwem (korty Rolanda Garrosa, bo halę Pierre'a de Coubertina, w której trzy razy była najlepsza, może wspominać tylko dobrze). Noah był dla niej inspiracją do uprawiania tenisa. Bardzo szybko pokazała, że stać ją na wiele. W 1996 roku zwyciężyła w juniorskich Rolandzie Garrosie i Wimbledonie oraz została uznana za najlepszą juniorkę świata przez Międzynarodową Federację Tenisową (ITF).
Walka o zburzenie muru nietolerancji

Jej debiut w głównym cyklu miał miejsce w Roland Garros 1995. Przeszła wtedy kwalifikacje, do których otrzymała dziką kartę, by odpaść w I rundzie. Rok później, również w Paryżu, wygrała swój pierwszy mecz. W grudniu 1997 roku zadebiutowała w Top 100 rankingu, a w maju 1998 w Berlinie zanotowała pierwszy finał. Mogła wtedy odpaść w decydującej rundzie kwalifikacji, ale pokonała Nowozelandkę Pavlinę Nolę po obronie piłki meczowej. W drodze do finału odprawiła dwie tenisistki z Top 3, Lindsay Davenport i Janę Novotną, a przegrała dopiero z Conchitą Martinez. W dalszej fazie sezonu doszła do III rundy US Open i urwała seta Martinie Hingis, ówczesnej liderce rankingu. Sezon 1998 był pierwszym, który ukończyła w Top 100 rankingu (od razu na 29. pozycji), a w kolejnym była już w czołowej "10". Jako zawodniczka nierozstawiona doszła do finału Australian Open 1999. Była o krok od porażki w I rundzie, ale w spotkaniu z Coriną Morariu odparła dwie piłki meczowe. W półfinale wyeliminowała Lindsay Davenport, rakietę numer jeden na świecie, a w finale uległa Martinie Hingis.

W Melbourne 19-letnia Amélie po raz pierwszy pokazała się całemu światu jako lesbijka. Po pokonaniu Davenport rzuciła się w ramiona swojej partnerki, 31-letniej właścicielki nocnego klubu Silvie Bourdon. Konferencja prasowa po tym spotkaniu przeszła do historii jako walka o szacunek dla odmiennej orientacji seksualnej. Tak jak zburzono mur berliński, tak ona walczyła o obalenie muru nietolerancji. Mauresmo stwierdziła, że sukcesy na korcie pozwoliły jej pogodzić się z własną seksualnością i odnaleźć miłość. Francuzka wielokrotnie musiała znosić homofobiczne obelgi ze strony koleżanek z kortu. Martina Hingis nazwała ją "pół panem", a Davenport stwierdziła, że "gra jak mężczyzna". Mauresmo komentując te docinki mówiła, że są one "trochę głupie". A ja dodam, że to było wręcz śmieszne, bo przecież przyszła rakieta numer jeden bardziej bazowała na bajecznej technice niż na sile fizycznej. - Lindsay uderza piłkę mocniej ode mnie, jest silniejsza i wyższa niż ja, więc to mnie naprawdę zszokowało - stwierdziła już po finale Francuzka (cytat z nytimes.com), która tak naprawdę była kobiecym odpowiednikiem Rogera Federera. Bardzo słodki smak musiało mieć dla niej zwycięstwo nad Amerykanką w Melbourne.

Mauresmo nie chciała być więźniem we własnej skórze i dlatego musiała opowiedzieć światu o swoim homoseksualizmie. Wróciła do tego już po finale Australian Open. Nie chodziło jej o to, by stać się symbolem lub znaleźć się w centrum uwagi, tylko nie chciała przechodzić obok tego tematu przez całą swoją karierę. - Gdy media pytały, co się ze mną dzieje, czułam się zobowiązana opowiedzieć o tym, ponieważ to jest część mojego życia. I tak się stało. Oczywiście nie chodzi mi o to, by każdy mnie jednoznacznie poparł. Nie każdy będzie mówił, że to jest super. Ale bez względu na to co robię, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą przeciwko mnie. Mając to na uwadze postanowiłam sprawić, by moja seksualność była jasna dla wszystkich. Wiem, że niektórzy będą mnie szanować, ponieważ to jest moja decyzja. Poza tym jest wielu sportowców, którzy są w takiej samej sytuacji, nic nie mówią i nic nie robią, tak jakby nic się nie stało - opowiadała (cytat z nytimes.com).

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×