Z linii końcowej: Singapur ciosem prosto w kolano?
Październik. Tenisowy sezon kobiecy dobiega końca. Singapur, Mistrzostwa WTA. Turniej Mistrzyń, jak zwykło się mawiać. W ostatnich latach to chyba nadużycie.
I tylko rządy krajów azjatyckich dają gwarancje finansowe na dane turnieje. Tylko tam budżety są domykane bardzo wcześnie i ryzyko, że turniej się nie odbędzie spada praktycznie do zera. A tonący brzytwy się chwyta. Kiedy decydowało się do kogo trafi licencja turnieju w Palermo, włoska federacja przegrała z propozycją z Kuala Lumpur. Powód: gwarancje budżetowe.
Oczywiście, Stacey Allaster i jej "ekipie" można zarzucić celowe działania na niekorzyść ostatnich europejskich monumentów turniejowych. Pozostałości po dawnej, wręcz legendarnej jesieni w europejskich halach, walczą, by się na rynku utrzymać. Wsadzone pomiędzy jednym a drugim turniejem w Azji mają trudność, aby zaprosić tu kogoś bardziej znanego niż trzecia dziesiątka WTA.
Linz podjęło desperacki krok ściągania do siebie wielkich nazwisk. Po wycofaniu się z turnieju Eugenie Bouchard i Any Ivanović biuro prasowe opustoszało. Zainteresowanie turniejem nikłe. Bo czym tu się intrygować? Anną-Leną Friedsam, której nazwisko można poznać dopiero zagłębiając się w wyniki ITF-ów, czyli turniejów, o których grupa docelowa (myślę tu o niedzielnym kibicu, który chce spędzić wolny czas po pracy patrząc na mecz tenisowy) nawet nie wie, że istnieją? Organizatorzy imprezy w Luksemburgu napisały do władz WTA specjalną notę wyrażającą zniesmaczenie na temat terminu rozgrywania imprezy. Od turnieju w Moskwie odsuwają się wszyscy sponsorzy, co powoduje, że dyrektorzy imprezy zastanawiają się nad sprzedażą licencji turniejowej.Ale też trudno dziwić się dlaczego kobiecy tenis się nie sprzedaje. Kolejny sezon z rzędu przebiegł pod znakiem totalnego marazmu. Mecze wybijające się można policzyć na palcach obu rąk. Nawet nie zamierzam liczyć jaka to część z całości, jaką proponuje WTA w ciągu 10 miesięcy. Pojedynków wybitnych ze świecą szukać. Tegoroczny finał Rolanda Garrosa był jedynym w 2014 roku tak wielkim widowiskiem, tak wciągającym, i stojącym na tak dobrym poziomie, że kibice będą do niego wracać za kilka epok i tenisowych pokoleń. Jednak przed i po paryskim turnieju rozegrano setki pojedynków nijakich, bardzo monotonnych. Oczywiście były mecze nader dramatyczne, ale ile można opierać się na dramaturgii? To miało się zmienić w Singapurze, za sprawą ośmiu potencjalnie najlepszych zawodniczek sezonu.