Agnieszka Radwańska - Czy niemożliwe jest możliwe?

Tylko pokonanie własnych słabości, lęków i ograniczeń pozwala na wielkoszlemowy skalp, blisko takiego osiągnięcia była Jelena Dementiewa. Czy Agnieszka Radwańska postawi kropkę nad i?

Piotr Wróbel
Piotr Wróbel
Sezon 2010, kryzys kobiecych rozgrywek trwa. Fani Jeleny Dementiewej liczą, że przychylne okoliczności pomogą ich ulubienicy wznieść w górę wielkoszlemowy puchar. Nadzieje na antypodach rozpala zwycięstwo w Sydney, lecz w Australian Open Rosjanka szybko wypada z gry o tytuł. Fakt faktem po niesamowitej, prawie trzygodzinnej batalii z Justine Henin, gdzie nie wystarczyła przewaga przełamania w pierwszym secie, nie wystarczyła przewaga przełamania w drugim secie i piłka setowa zdobyta po obronie meczowej. Niewiele brakowało, żeby Belgijka zeszła przegrana z kortu, lecz to w grze 29-letniej mieszkanki Monte Carlo zabrakło chłodnej głowy w kluczowych punktach. Marzenia o premierowym tytule Wielkiego Szlema dla urodzonej w Moskwie zawodniczki trzeba odłożyć do maja, do Rolanda Garrosa.
W Paryżu ze zdrowiem nie było najlepiej, jednak wielka wola walki daje Rosjance drugi francuski półfinał w karierze, po pamiętnej edycji w 2004 roku (przegranej w finale z Myskiną). Dla Dementiewej otwiera się ogromna szansa na spełnienie swojego tenisowego marzenia, którą przekreśla w tie breaku pierwszego seta kontuzja lewej łydki. Łzy schodzącej z kortu sportsmenki zyskały nowe znaczenie po ostatnim meczu sezonu (rozegranym w Turnieju Mistrzyń) tej inspirującej zawodniczki, gdyż wiedziała ona o tym, że wystąpi tylko w jeszcze dwóch Szlemach. Plany musiały zostać zweryfikowane, bo leczenie wymagało dłuższej rekonwalescencji, skutkiem czego Rosjanka wycofała się z Wimbledonu.Nowy Jork to ostatni wielkoszlemowy przystanek w karierze Dementiewej. Z US Open pożegnała się po godz. 1:35 miejscowego czasu (7:35 czasu polskiego), marnując w potyczce ze Stosur cztery piłki meczowe. Była to przejmująca porażka, a jak ogłosiła w Ad-Dausze - ostatnia w grze o brakującą wisienkę na torcie. Karierę zakończyła będąc dziewiątą rakietą świata. Pięć pozycji niżej w rankingu sezon uwieńczyła niezbyt wyróżniająca się w tourze polska tenisistka, której nikt poważny nie typował do gry o Szlema, a nawet bardzo przychylne krajowe media marzyły "tylko" o półfinale.
Rosjanka wśród 16 zdobytych tytułów ma złoto olimpijskie, zabrakło tylko wielkoszlemowego trofeum (foto: Cavin) Rosjanka wśród 16 zdobytych tytułów ma złoto olimpijskie, zabrakło tylko wielkoszlemowego trofeum (foto: Cavin)
Pretendentka

Agnieszka Radwańska tamten rok zakończyła przedwcześnie, mając poważny problem z kontuzją stopy. Absencja mogła trwać aż do ceglanej części następnego sezonu, jednak doskonale przeprowadzone leczenie pozwoliło na powrót do gry już w styczniu. Australian Open kończy dużym sukcesem - czwarty w karierze wielkoszlemowy ćwierćfinał (choć lekko nie było) i pojedynek z Kim Clijsters. Polka miała swoje szanse, po prostu zabrakło wiary w zwycięstwo. W grze było widać pewne udoskonalenia, lecz nie przekładało się to na satysfakcjonujące rezultaty. Czarę goryczy przelała IV runda Rolanda Garrosa, porażka z rąk Szarapowej, gdzie krakowianka miała przewagę w obu setach. Tuż po turnieju Radwańska, zapytana o relacje z ojcem-trenerem odpowiedziała: - On jest cały czas wściekły i zawiedziony. Taki jest mój ojciec - jemu nigdy nie dogodzę. Zawsze u niego wszystko jest na nie, zawsze wszystko jest źle. Ja już do tego przywykłam. Ja już mam to... daleko. Mnie to fruwa i powiewa. Gdy zasugerowano możliwość zmiany trenera dodała: - Mogę, i coś takiego prędzej czy później nastąpi. Może nie całkowicie, ale będziemy mieszać, w zasadzie już od pewnego czasu tak robimy - zakończyła krakowianka.

Zmiany nadeszły już od turnieju w Eastbourne. Agnieszka rozpoczęła współpracę z Tomaszem Wiktorowskim. W Polsce siostry Radwańskie miały pracować z ojcem, na turniejach z drugim trenerem (Urszula z Maciejem Synówką). Nie było jak w bajce - współpraca rozpoczęła się od blamażu w Wimbledonie, potem ćwierćfinałowej porażki w Stanford. W międzyczasie minęło 1000 dni bez tytułu w głównym cyklu. Przełamanie nastąpiło w San Diego - Polka wygrała te zawody w pięknym stylu, w finale pokonując trzecią rakietę świata, Wierę Zwonariową. Chociaż US Open było kolejnym nieudanym epizodem tandemu Radwańska-Wiktorowski, to azjatyckie tournée zamieniło się bez wątpienia w najlepsze dwa tygodnie ponad sześcioletniej kariery tenisistki znad Wisły. Zwieńczone fenomenalnym finałem w Pekinie, zagwarantowało kilkanaście dni później bilet do Turnieju Mistrzyń, gdzie wystąpiła po raz pierwszy jako pełnoprawna uczestniczka. Radwańska przeszła do pierwszej linii kobiecych rozgrywek.

Taką pozycję w kobiecym tenisie Polka potwierdziła wygrywając w 2012 roku prestiżowe zawody w Miami, dochodząc do finału Wimbledonu i triumfując w dwóch innych turniejach. Spotkanie o tytuł w świątyni tenisa z Sereną Williams mogło dać jej nie tylko pierwszego Szlema, mogło dać pozycję liderki rankingu. Nic z tego nie wyszło, to Amerykanka uniosła w górę Venus Rosewater Dish, ale o Radwańskiej zaczęto mówić w kontekście pretendentki do gry o wielkoszlemowy skalp.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×