Agnieszka Radwańska bez ognia, królowa Kvitova - podsumowanie Wimbledonu kobiet

Tegoroczny Wimbledon to z jednej strony rozczarowujący występ Agnieszki Radwańskiej, a z drugiej postępujący atak młodych tenisistek oraz fantastyczna Petra Kvitova.

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek

Bohaterka turnieju: Petra Kvitova

Po tym, gdy odpadły Serena Williams i Maria Szarapowa, stało się jasne, że za główną faworytkę Wimbledonu należy uznać Petrę Kvitovą. Raz, że w chwili, gdy Amerykanka i Rosjanka zostały wyeliminowane, to Czeszka była jedyną pozostałą na placu boju wielkoszlemową mistrzynią. A dwa, Petra od początku imprezy prezentowała równą formę, bez odchyleń od normy, do jakich nas w ostatnich kilkunastu miesiącach przyzwyczaiła. Tak grająca Kvitová, imponująca dyspozycją serwisową i siłą rażenia z forhendu, musiała sięgnąć po tytuł. Najgroźniejszą jej rywalką okazała się Venus Williams, która jako jedyna urwała Czeszce seta. Finał z Eugenie Bouchard zdawał się być formalnością i tak też było. Grająca tenis z innej galaktyki Petra nie dała młodej Kanadyjce najmniejszych szans i po ledwie 55 minutach gry po raz drugi w karierze wygrała Wimbledon (2011). Jest to zarazem jej drugi wielkoszlemowy tytuł. Poza All England Club, w żadnej z trzech pozostałych lew Wielkiego Szlema, Kvitová nie osiągnęła finału.

Odkrycie turnieju: Tereza Smitkova

Dla zdecydowanej większości sympatyków białego sportu ta niespełna 20-letnia tenisistka była kompletnie anonimową postacią. Urodzona w październiku 1994 roku Smitková jako 175. rakieta globu, po wcześniejszym przebrnięciu eliminacji, doszła w Londynie do IV rundy. Pokonała Su-Wei Hsieh, Coco Vandeweghe i Bojanę Jovanovski, a nie dała rady dopiero Lucie Šafářovej. Miała szansę zostać najniżej klasyfikowaną ćwierćfinalistką Wimbledonu w Erze Otwartej, a awans do IV rundy pozwolił Terezie zadebiutować w Top 100 rankingu. W tenisa zaczęła grać, gdy miała siedem lat. - Rodzice zabrali mnie na kort i gdy zobaczyli, że potrafię poprawnie uderzać piłkę, postanowili zapisać mnie do szkoły tenisowej - mówiła w wywiadzie dla cyklu "Getting to know", po tym jak w debiucie w wielkoszlemowym turnieju doszła do IV rundy.

Od dwóch lat trenuje w Narodowym Centrum Tenisowym w Prościejowie, gdzie pracuje z Jaroslavem Machovským. Smitková gra bardzo agresywny tenis z głębi kortu, potrafi kończyć piłki zarówno z forhendu, jak i bekhendu, ma też dobry serwis. Umie zmieniać tempo gry i jak na tak niedoświadczoną tenisistkę pokazała, że taktycznie jest dobrze ułożona, ma wiele opcji rozegrania punktu. Rok temu o tej porze grała w turnieju ITF w Toruniu i w I rundzie przegrała z rodaczką Denisą Allertovą. W ubiegłym sezonie zadebiutowała też w głównym cyklu (I runda w Norymberdze i II runda w Luksemburgu). Czas pokaże jak się rozwinie kariera Smitkovej, ale bez wątpienia Czesi mają kolejną zdolną tenisistkę do oszlifowania.

Rewelacja turnieju: Lucie Safarova

Znana ze świetnego serwisu i potężnego forhendowego top spinu, 27-letnia Šafářová przeżyła swoje największe chwile w wielkoszlemowym turnieju. Wcześniej tylko raz grała w ćwierćfinale (Australian Open 2007), co więcej, poza tym tylko dwa razy dotarła do IV rundy (Roland Garros 2007 i 2014). W All England Club Czeszka pokazała znakomity tenis. W pierwszych dwóch rundach pokonała po wyrównanych meczach Julię Görges i Polonę Hercog. Później Dominice Cibulkovej, Terezie Smitkovej i Jekaterinie Makarowej oddała łącznie 12 gemów. W drodze do półfinału nie straciła ani jednego seta, ale Kvitová była już dla niej zbyt wymagającą rywalką. W I secie toczyła z późniejszą mistrzynią zażarty bój, ale w II partii nie była już w stanie przeciwstawić się wściekle atakującej rodaczce. W Londynie szczęście się do niej uśmiechnęło. Już w styczniu mogła nie dopuścić do tego, by Na Li wygrała Australian Open (z Chinką spotkała się w III rundzie i miała piłkę meczową). Półfinał Wimbledonu pozwolił Šafářovej wrócić do czołowej "20" rankingu, w której zadebiutowała w sierpniu 2012 roku.

Niemoc Agnieszki Radwańskiej i inne Polki

Gdy Agnieszka Radwańska szybko, łatwo i przyjemnie przebrnęła przez trzy pierwsze rundy, można było liczyć na to, że przynajmniej półfinał jest w jej zasięgu. Jednak już w IV rundzie marzenia krakowianki i nadzieje jej kibiców brutalnie zweryfikowała Jekaterina Makarowa, ta sama, która pokonała krakowiankę w ubiegłorocznym US Open, również w walce o ćwierćfinał. Po wyrównanych pierwszych gemach, w których Radwańska grała naprawdę dobrze, wtedy jeszcze czwarta rakieta globu, ugrzęzła w czeluściach własnej niemocy, a jej umysł znalazł się w matni strachu. Krakowianka przegrała 10 gemów z rzędu i pożegnała się z turniejem. Deszcz przy stanie 3:6, 0:5 tylko przedłużył jej katusze. Niestety nie pierwszy raz w ostatnich miesiącach zdarza się Radwańskiej sprawiać wrażenie tenisistki, której ruchy nagle ogranicza jakaś tajemnicza siła.

Co się stało w spotkaniu z Makarową? Rosjanka owszem grała dobrze, nie popełniała głupich błędów, ale jednak Polka nakręcała grę moskwianki, odgrywając jej krótkie piłki i do tego ciągle w tym samym kierunku. Sprawiało to wrażenie jednoczesnego paraliżu fizycznego i umysłowego, bo trudno zrozumieć, że zawodniczka o takich możliwościach techniczno-taktycznych nie potrafiła przeorganizować swojej gry, by zakończyć serię wygranych gemów z rzędu rywalki. Nie można powiedzieć, że Radwańska walczyć nie chciała. Przecież ambicji jej odmówić nie można, a jednak już drugi raz traciła seriami gemy w meczu z Makarową (w US Open krakowianka prowadziła 4:0 w I secie, by przegrać osiem gemów z rzędu).

Polka wciąż znajduje się za cienką granicą, która oddziela tenisistki genialne od dobrych i bardzo dobrych. A może jednak ona nie jest taka cienka, może droga wiodąca do wielkoszlemowego lauru zwycięstwa ciągle jest bardzo odległa i wręcz z każdym kolejnym sezonem się wydłuża i staje się coraz bardziej kręta? Po finale z 2012 i półfinale z 2013, jest tylko IV runda w roku 2014. Radwańska na pewno nie jest pogodzona z faktem, że wielkoszlemowego korona nie jest dla niej. W sporcie nigdy nic nie można przewidzieć. Przed nią jeszcze parę ładnych lat gry, ale coś na pewno musi się w jej grze zmienić, bo młode gniewne coraz mocniej naciskają i z każdym kolejnym sezonem będzie jej coraz trudniej zrealizować marzenie o znalezieniu się w panteonie największych z największych.

Wszystkie pozostałe Polki odpadły w I rundzie, a najlepiej zaprezentowała się Paula Kania. Dzięki temu, że sosnowiczanka przeszła eliminacje, po raz pierwszy w historii w wielkoszlemowej imprezie w grze pojedynczej wystąpiło siedmioro Polaków (cztery panie i trzech panów). Kania mogła urwać seta Na Li, bo prowadziła 5:3, by ostatecznie przegrać 5:7, 2:6. Był to dla niej wielkoszlemowy debiut. Urszula Radwańska uległa 2:6, 4:6 Andżelice Kerber i wciąż pozostaje bez zwycięstwa w głównym cyklu w tym sezonie. Katarzyna Piter w trzecim w tym roku i zarazem w karierze występie w wielkoszlemowej imprezie, po raz trzeci odpadła w I rundzie. Dla poznanianki za mocna okazała się Andrea Petković, z którą przegrała 1:6, 4:6. Choć trzy nasze panie nie przeszły rundy otwarcia, to jednak nie można ignorować faktu, że Kania to już druga Polka, która w tym roku zadebiutowała w wielkoszlemowym turnieju. A w całej historii tenis nadwiślański doczekał się ledwie 16 swoich reprezentantek w imprezach tej rangi.

Przegrana turnieju: Serena Williams

Najpierw IV runda Australian Open, później zaledwie jeden wygrany mecz w Rolandzie Garrosie i teraz tylko III runda Wimbledonu. Serena Williams to nie tylko największa przegrana trawiastej lewy Wielkiego Szlema, ale w ogóle całego sezonu, jak na razie. Jeśli Amerykanka słabo wypadnie również w US Open, wówczas po raz pierwszy od 2006 roku sezon zakończy bez choćby jednego wielkoszlemowego ćwierćfinału na koncie. Tegoroczny Wimbledon Williams rozpoczęła od dwóch szybkich zwycięstw nad Anną Tatiszwili i Chanelle Scheepers. Z Alizé Cornet pierwszego seta wygrała 6:1, ale kolejne dwie partie padły łupem Francuzki, która pokonała Serenę po raz drugi w 2014 roku i po raz drugi w karierze zagrała w IV rundzie wielkoszlemowego turnieju (po Australian Open 2009). Po niewiarygodnym ubiegłym sezonie (11 tytułów, w tym Roland Garros i US Open), w tym roku Amerykance zaczyna brakować energii. Zdobyła trzy tytuły (Brisbane, Miami, Rzym), ale marne to dla niej pocieszenie wobec słabej postawy w wielkoszlemowych turniejach.

Czy koniec amerykańskiej dominatorki jest bliski? Już nie raz stawiano tak odważne opinie, a jednak Williams zawsze wracała jeszcze mocniejsza. Potężniejsza niż w ubiegłym sezonie raczej już nie będzie, co nie znaczy że już nigdy nie wygra żadnego wielkoszlemowego turnieju. Jakby mało było niepowodzeń, to jeszcze zaatakował ją tajemniczy wirus i nie była w stanie dokończyć meczu II rundy gry podwójnej. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt tak naprawdę nie wie, co się stało Amerykance, bo podanie jako powód choroby wirusowej to tylko pole do licznych spekulacji, szczególnie gdy zobaczy się, co w tym spotkaniu się wydarzyło.

Sensacja turnieju: Porażka Na Li z Barborą Zahlavovą-Strycovą

Dla Barbory Záhlavovej-Strýcovej był to mecz, który otworzył jej drogę do pierwszego w karierze wielkoszlemowego ćwierćfinału. Dla Na Li to kolejne upokorzenie. Po styczniowym triumfie w Australian Open, z Rolanda Garrosa wyeliminowała ją notowana wtedy poza Top 100 Kristina Mladenović. Z Wimbledonu Chinka odpadła w III rundzie po porażce z 28-letnią Czeszką, która wcześniej zaledwie trzy razy dotarła do III rundy wielkoszlemowej imprezy. Záhlavová-Strýcová przed Wimbledonem błysnęła w Birmingham, gdzie doszła do finału. Li na trawie jednak grać potrafi - w 2010 roku zdobyła tytuł w Birmingham, a trzy razy grała w ćwierćfinale Wimbledonu. O ile na nieobliczalnych trawnikach All England Club można było w jakiś sposób przewidzieć porażki wracającej po kontuzji Wiktorii Azarenki z Bojaną Jovanovski oraz Sereny Williams z utrzymującą równy poziom Alizé Cornet, o tyle przegrana Li z pojawiającą się i znikającą Záhlavovą-Strýcovą była olbrzymim zaskoczeniem.

Mecz turnieju: Petra Kvitova - Venus Williams 5:7, 7:6(2), 7:5

Venus Williams jako jedyna była w stanie stawić większy opór Kvitovej. Co godne podkreślenia, Czeszka grała bardzo dobry mecz, ale Amerykanka dotrzymywała jej kroku (to był najlepszy mecz byłej liderki rankingu w sezonie), przez co mieliśmy fantastyczne widowisko, w którym były zaledwie trzy break pointy i obie zawodniczki zanotowały po jednym przełamaniu. W trwającym 2,5 godziny spotkaniu Kvitovej naliczono 48 kończących uderzeń i 34 niewymuszone błędy. Williams miała 25 piłek wygranych bezpośrednio i 19 błędów własnych. Amerykanka miała szansę po raz pierwszy od 2011 roku zagrać w IV rundzie Wimbledonu, ale w tym najważniejszych momentach znakomicie funkcjonował return i wolej Czeszki, co późniejszej mistrzyni pozwoliło przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Rozczarowania turnieju: Cwetana Pironkowa i Sloane Stephens

Obok Agnieszki Radwańskiej za rozczarowania turnieju trzeba uznać Cwetanę Pironkową i Sloane Stephens. Bułgarka to półfinalistka (2010) i ćwierćfinalistka (2011) Wimbledonu. Przez cały ubiegły sezon grała słabo, ale w All England Club potrafiła dojść do IV rundy, w której urwała seta Agnieszce Radwańskiej. Rok 2014 rozpoczęła od zdobycia tytułu w Sydney, ale później prezentowała się kiepsko. I nie przypomniała o sobie także w Wimbledonie, już w I rundzie przegrywając z Varvarą Lepchenko. Pironkowa po raz pierwszy od 2009 roku odpadła w Londynie w I rundzie.

Stephens poległa w starciu z Marią Kirilenko, dla której był to dopiero szósty mecz w sezonie. Rosyjska ćwierćfinalistka Wimbledonu z 2012 roku długo leczyła kontuzję lewego kolana (po pokonaniu Sloane, w II rundzie urwała ledwie trzy gemy Shuai Peng). Wydawało się, że Amerykanka nie powinna przegrać z moskwianką, szczególnie że w wielkoszlemowych turniejach nie zwykła zawodzić. W siedmiu z rzędu takich imprezach doszła przynajmniej do IV rundy, w tym w ubiegłym sezonie do półfinału Australian Open i ćwierćfinału Wimbledonu. Tym razem jednak Stephens pozwoliła, by to Kirilenko dyktowała warunki gry na korcie i po raz drugi w karierze odpadła z wielkoszlemowego turnieju w I rundzie (po Roland Garros 2011).

Wydarzenie turnieju: Czeski Wimbledon

Petra Kvitová, Barbora Záhlavová-Strýcová i Lucie Šafářová sprawiły, że po raz pierwszy w Erze Otwartej w ćwierćfinale wielkoszlemowego turnieju zagrały trzy Czeszki. Do tego w IV rundzie wystąpiła kwalifikantka Tereza Smitková. Kvitová i Šafářová zmierzyły się ze sobą w półfinale i był to pierwszy od 22 lat wielkoszlemowy półfinał z udziałem dwóch leworęcznych tenisistek (w 1992 roku też w Wimbledonie Monica Seles pokonała Martinę Navratilovą). Po raz drugi w Erze Otwartej dwie Czeszki dotarły do półfinału w imprezie tej rangi (wcześniej w Australian Open 1980 i Roland Garrosa 1986). Poza tym po raz pierwszy odbył się wielkoszlemowy półfinał z udziałem dwóch reprezentantek Czech. Podopieczne Petra Pali jeszcze długo mogą dominować w Pucharze Federacji. W listopadzie Kvitová, Šafářová i spółka powalczą o trzeci triumf w tych drużynowych rozgrywkach na przestrzeni czterech lat, a rywalkami Czeszek będą Niemki (finał odbędzie się w Pradze).

Czas na młodzież?

Do półfinału awansowały aż trzy tenisistki urodzone w latach 90. XX wieku - Petra Kvitová, Simona Halep i Eugenie Bouchard. Rumunka podczas Rolanda Garrosa zaliczyła swój pierwszy wielkoszlemowy finał, a Kanadyjka za to została pierwszą od 2009 roku tenisistką (Dinara Safina), która w jednym sezonie doszła do półfinału Australian Open, Rolanda Garrosa i Wimbledonu. W All England Club popularna Genie osiągnęła swój pierwszy finał w imprezie tej rangi. Dotarła do niego bez straty seta, eliminując m.in. Alizé Cornet i Andżelikę Kerber, odpowiednio pogromczynię Sereny Williams i Marii Szarapowej, oraz Simonę Halep. Młode tenisistki coraz mocniej depczą po piętach rutynowanym gwiazdom i coraz szybciej dostają się do czołówki. Dwa lata temu Bouchard triumfowała w Wimbledonie juniorek, a teraz jest już siódmą rakietą globu i najwyżej w historii klasyfikowaną Kanadyjką. Ma za sobą zaledwie sześć występów w wielkoszlemowych turniejach i już może się pochwalić jednym finałem.

Halep na początku maja ubiegłego roku była klasyfikowana na 64. miejscu, ale od tamtej pory wywalczyła siedem tytułów oraz zagrała w finale Rolanda Garrosa i przebojem wdarła się do Top 5. Jest też Sloane Stephens, która po osiągnięciu półfinału Australian Open 2013 trochę się pogubiła, ale w wieku 21 lat ma ona na swoim koncie 13 występów w wielkoszlemowych turniejach i tylko trzy razy odpadła wcześniej niż w III rundzie. Kvitová jako jedyna zawodniczka z nowej generacji ma w swoim dorobku wielkoszlemowe tytuły, ale to się szybko może zmienić, zważywszy na to, w jak ekspresowym tempie rozwijają się Halep czy Bouchard. A są inne niezwykle utalentowane dziewczyny, których forma może wkrótce eksplodować.

W czołowej 100 jest w tej chwili 45 zawodniczek urodzonych w latach 90. i wiele z nich oprócz siły fizycznej ma również bardzo dobre wyszkolenie techniczne. Jest Madison Keys, która zdobyła tytuł w Eastbourne, a w All England Club w osiągnięciu czegoś więcej niż III runda przeszkodziła jej kontuzja. Są choćby 17-letnia Belinda Bencić (III runda Wimbledonu) oraz starsza od niej o rok Donna Vekić (II runda w Londynie po zwycięstwie nad Robertą Vinci), która w kwietniu w Kuala Lumpur zdobyła swój pierwszy tytuł w głównym cyklu. Przyszłość kobiecego tenisa rysuje się w jasnych barwach i nie musimy czuć przerażenia na myśl o coraz bliższej emeryturze Sereny Williams, bo wśród młodzieży jest coraz więcej tenisistek, których grą nie rządzi przepadek, stosujących przemienność, a nie tylko przebijających piłki w jednym kierunku.

Klątwa wciąż nie zdjęta

Maria Szarapowa w IV rundzie przegrała z Andżeliką Kerber po świetnym widowisku. Rosjanka nie złamała klątwy, która jest przekleństwem mistrzyń Rolanda Garrosa. Ostatnią triumfatorką paryskiej lewy Wielkiego Szlema, która w Londynie przetrwała do ćwierćfinału, pozostaje Justine Henin (2007). Belgijka jest jedyną zawodniczką, która tego dokonała (wcześniej w 2003 i 2006), od czasu, gdy w 2002 roku Serena Williams była najlepsza w Rolandzie Garrosie i Wimbledonie. Szarapowa swój pierwszy triumf w Paryżu święciła w 2012 roku, w Londynie odpadła później także w IV rundzie, a jej pogromczynią okazała się Sabina Lisicka. Za rok między tymi dwiema lewami Wielkiego Szlema będą trzy tygodnie przerwy (zamiast dwóch). Czy to mistrzyni Roland Garros 2015 ułatwi walkę z klątwą?

Cytat turnieju: Alize Cornet

Francuzka po trzysetowym zwycięstwie nad Sereną Williams (1:6, 6:3, 6;4), na fali euforii ucałowała trawę na korcie 1. - Kilka lat temu nie potrafiłam grać na trawie, czułam się na niej tak źle. Nie lubiłam trawy. Myślę, że ten pocałunek był bardzo symboliczny, ponieważ to oznaczało: 'teraz kocham cię trawo tak jak nigdy wcześniej'. Myślę, że to był moment, który zasługiwał na to, by uczcić go pocałunkiem - powiedziała. Ciekawe jaki spontaniczny gest w wykonaniu Cornet byśmy zobaczyli, gdyby udało się jej awansować do pierwszego w karierze wielkoszlemowego ćwierćfinału?

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×