Książę challengerów pierwszą rakietą kraju

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Michał Przysiężny został dziesiątym w historii rankingu ATP najwyżej sklasyfikowanym tenisistą w Polsce. 26-letni głogowianin po ponad dwóch latach panowania zdetronizował 28-letniego Łukasza Kubota.

W tym artykule dowiesz się o:

Liverpool, 20 września 2009 roku. Brytyjskie media zupełnie zaskoczyła porażka ich reprezentacji z Polską w ramach Pucharu Davisa. Największe cięgi zebrał ku zaskoczeniu fanów tenisa lider drużyny gospodarzy, Andy Murray, który wygrał swoje dwa singlowe pojedynki, ale w deblu nie dał rady wyżej notowanym w rankingu ATP polskim zawodnikom, Mariuszowi Fyrstenbergowi i Marcinowi Matkowskiemu. W pojedynku decydującym o pozostaniu w Grupie I Strefy Euroafrykańskiej nadzieja brytyjskiego tenisa, Daniel Evans, uległ w trzech setach reprezentantowi Polski sklasyfikowanemu o 400 miejsc niżej w światowym rankingu. Jedynie nieliczni podkreślali, iż 25-letni wówczas Przysiężny, który tak bezlitośnie rozprawił się z młodszym od siebie Evansem, był już w swojej karierze znacznie wyżej notowanym zawodnikiem. Jego karierę zastopowały jednak pogłębiające się problemy zdrowotne.

W cieniu Kubota

Przysiężny rzeczywiście był już cztery lata temu sklasyfikowany w Top 200, ale wciąż pozostawał jakby w tle za swoim starszym kolegą z reprezentacji, Łukaszem Kubotem. Głogowianin zwyciężył nawet lubinianina (obaj grali dla Krzyckiego Klubu Tenisowego we Wrocławiu) w spotkaniu decydującym o awansie do drabinki głównej US Open 2007, ale niezłą dyspozycję "Ołówka" przerwała kontuzja kolana. Na ponowną eksplozję formy przyszło poczekać blisko dwa lata, podczas gdy Kubot był już zawodnikiem czołowej setki światowego rankingu. Kiedy Przysiężny w kwietniu 2010 roku jako trzeci w historii Polak dołączył do Top 100 zawodników globu, to lubinianin, który zanotował swój drugi w karierze finał turnieju ATP World Tour (w Costa do Sauípe w Brazylii), zajmował najwyższą w swojej karierze 41. pozycję. Także w reprezentacji górą był Kubot, który w ubiegłorocznym marcowym meczu z Finlandią w ramach rozgrywek Grupy I Strefy Euroafrykańskiej Pucharu Davisa, zdołał wygrać swoje spotkanie z utalentowanym Henrim Kontinenem, a Przysiężnemu zapamiętano jedynie zmarnowany meczbol w pojedynku z najlepszym fińskim zawodnikiem, Jarkko Nieminenem.


Michał Przysiężny, 26 lat, powrócił do trenera z dzieciństwa, Pawła Stadniczenki (foto PAP/EPA)

Jak Douglas MacArthur

Droga 26-letniego głogowianina na szczyt hierarchii tenisowej w Polsce przypominała boje amerykańskiego generała MacArthura z Japończykami z czasów II wojny światowej. Przysiężny, podobnie jak dowódca alianckich sił zbrojnych na Pacyfiku, też zastosował taktykę "żabich skoków". W przeciwieństwie do tego wspaniałego wojskowego, głogowianin nie lądował jednak na kolejnych wyspach Oceanu Spokojnego, lecz "skakał" z państwa do państwa, a nawet z kontynentu na kontynent w celu zdobywania kolejnych strategicznych punktów do rankingu ATP. O ile Kubot dostał się na szczyt tenisowej kariery poprzez sukcesy w cyklu głównym (ATP World Tour i Wielki Szlem), to 26-latek z Głogowa zmuszony był poprzez swój niski ranking zacząć od imprez rangi ITF Futures i ATP Challenger Tour. Jeszcze w 2009 roku po zwycięstwie nad Wielką Brytanią reprezentant Polski wygrał w Europie cztery turnieje zawodowe, z czego ten ostatni triumf miał miejsce w Helsinkach, gdzie Przysiężny wygrał najwyższej rangi challenger. Polski tenisista triumfował także w lutym 2010 roku w Kazaniu, dochodząc również do ćwierćfinałów dwóch pozostałych europejskich imprez w Bergamo i Belgradzie. Porażka z Finlandią w Pucharze Davisa nie wybiła go z rytmu i swoją walkę o Top 100 rankingu ATP udanie zakończył porażką w finale challengera... w Meksyku, notując wcześniej także półfinały w Japonii i Kanadzie oraz triumfując w St. Brieuc we Francji.

Numer 1 bez zwycięstw w World Tour

Przynależność do czołowej setki tenisistów globu dała Przysiężnemu możliwość udziału w turniejach (także wielkoszlemowych) bez konieczności przebijania się przez kwalifikacje. Reprezentant Polski do tego czasu sporadycznie grał w głównym cyklu zawodowym, rzadko dostając się do głównej drabinki turniejowej z eliminacji, a w Polsce otrzymując jedynie dzikie karty do imprez organizowanych w Sopocie i Warszawie. Jednak w 2010 roku po nieudanym występie na kortach ziemnych i porażce w pierwszym spotkaniu wielkoszlemowego Roland Garros, "Ołówek" zanotował największe zwycięstwo w swojej karierze, pokonując I rundzie Wimbledonu Chorwata Ivana Ljubičicia. Głogowianin, jakby zachłyśnięty tym triumfem, nie był jednak w stanie przenieść sukcesu na korty twarde Ameryki Północnej, żegnając się z kolejnymi imprezami już po rozegraniu pierwszego meczu. Brak zwycięstw sprawił, że Przysiężny zmuszony był bronić swoje pozycji w rankingu ATP w listopadowych turniejach rangi challenger. Wygrywając we włoskim Ortisei (piąty triumf w ATP Challenger Tour) oraz poddając mecz w drugim z rzędu finale w Helsinkach, Polak uzyskał wystarczającą ilość punktów aby wystąpić w głównej drabince styczniowego Australian Open.

Dnia 31 stycznia 2011 roku, w najnowszym notowaniu rankingu ATP, Przysiężny zmienił Kubota w roli pierwszej rakiety kraju. Chociaż zmiana ta podyktowana została bardziej osunięciem się w rankingu lubinianina, który w tegorocznym Australian Open nie zdołał obronić punktów za IV rundę sprzed roku, to nie sposób pominąć triumfów 26-letniego głogowianina w imprezach niższej rangi. Przysiężny za to fatalnie w swojej dotychczasowej karierze spisywał się w głównym cyklu zawodowym (bilans w Wielkim Szlemie i ATP World Tour: 4-25, porażki w 10 ostatnich meczach). Jest to bardzo ważna kwestia, bowiem obaj czołowi polscy tenisiści muszą zdać sobie sprawę z tego, że jeśli nie będą regularnie odnosić zwycięstw w cyklu ATP World Tour, to już za miesiąc o miano najlepszego polskiego zawodnika rywalizować będą jako gracze spoza Top 100 rankingu ATP.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)