Nie tylko Kubot - wielki sezon w polskim tenisie męskim

Po odkreśleniu grubą linią epoki Fibaka bez żadnych wątpliwości uznajemy rok 2009 za najlepszy dla polskiego tenisa męskiego. Ma on wielką szansę wyznaczyć początek lepszych czasów dla naszego białego sportu.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

To był rok przeglądania archiwów: kiedy Polak ostatnio grał w Roland Garros, kiedy wystąpił w finale poważnego turnieju i kiedy poprzednio wygrał dużą imprezę. Trzech rodaków w Masters nie grało wcześniej nigdy.

Komplementy dla Łukasza Kubota, ale nie tylko. To przecież bez jego pomocy reprezentacja zdegradowała do drugiej ligi Pucharu Davisa Wielką Brytanię. Największe zwycięstwo turniejowe przypadło Michałowi Przysiężnemu. W deblu objawiła się para Tomasz Bednarek - Marcin Kowalczyk.

Co uznamy za wydarzenie numer 1 w naszym męskim tenisie? Najbardziej wyczekiwane to wejście Kubota do Top 100 rankingu, gdzie po występie w Paryżu pozostał przez trzy tygodnie. 23 lata wcześniej po raz ostatni notowany w czołowej setce był Fibak.

Kubot złamał jeszcze co najmniej cztery ważne osiągnięcia: 14 lat po Wojciechu Kowalskim znalazł się w głównej drabince Roland Garros, 25 lat po Fibaku pokonał zawodnika z Top10, 26 lat po Fibaku dotarł do finału poważnego turnieju pod egidą ATP, a jako pierwszy Polak w ogóle zagrał w turnieju serii mistrzowskiej (Masters 1000).

W Wiedniu natomiast Kubot dwa lata po własnym występie w Tokio znów bezpośrednio zakwalifikował się do głównego turnieju cyklu World Tour (wcześniej Tour). A wszystko co dla niego piękne w tym roku zaczęło się od debla - razem z Austriakiem Oliverem Marachem wytyczyli szlak od półfinału Australian Open do Masters.

27-letni lubinianin został czwartym Polakiem w turnieju skupiającym najlepszych zawodników sezonu. W Londynie zagrali także Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg (już trzeci raz w karierze w Masters). Z grupy biało-czerwoni nie wyszli, ale trzech reprezentantów nie miała w angielskiej stolicy żadna inna nacja.

Polacy wygrali w 2009 roku pięć zawodowych imprez w singlu (rekord z 2004 roku to 15). Jeden tytuł jest szczególny: challenger w Helsinkach (o maksymalnej dla cyklu puli nagród 106,5 tys. euro), gdzie Przysiężny zapisał największe turniejowe zwycięstwo w historii naszego tenisa od 1982 roku, kiedy Fibak triumfował w Chicago.

Tak samo jak Kubot wywodzący się z KKT Wrocław Przysiężny z pięciu polskich tytułów singlowych wywalczył cztery - w tym trzy w trzech kolejnych turniejach satelickiej rangi Futures. Głogowianin zmienił trenera (Aleksander Charpantidis), przezwyciężył kontuzje, był liderem polskiej kadry i już w pierwszych dniach stycznia rozpocznie pochód do Top100. Ma tam prostą drogę: ledwie 17 punktów do obrony w ciągu czterech miesięcy.

25-letni Przysiężny zanotował od końca ubiegłego roku awans o 426 pozycji rankingowych. Ze wszystkich zawodników na świecie lepszy wynik zanotowało tylko sześciu. Jak wypada w tym zestawieniu Jerzy Janowicz, od dwóch lat wielka nadzieja naszego sportu? Dwumetrowy łodzianin kończył rok na miejscu 339., a dziś jest 319.

Te liczby nie mówią jednak wszystkiego. Powyżej 19-letniego Janowicza nie ma zbyt wielu zawodników w jego wieku. Nie zamartwiający się zbytnio o swój ranking Jerzyk zdobył jeden tytuł (Futures w Czechach), awansował na najlepsze w karierze 229. miejsce i został drugą rakietą w kraju. Dziś jest trzeci, gra w Pucharze Davisa i ma za sobą doświadczenie w cyklu World Tour (także dzięki agencji menedżerskiej) oraz w US Open, gdzie był krok od awansu do głównej drabinki.

Znakomicie układała się przerwana po serii sukcesów w cyklu Challenger współpraca deblistów: doświadczonego Bednarka i o pięć lat młodszego Kowalczyka. Halowy mistrz Polski w singlu i drużynowy mistrz kraju pochód na ziemnych kortach rozpoczęli we wrześniu od triumfu w Szczecinie (106,5 tys. euro), po czym byli najlepsi w Tarragonie i we Florianópolis.

Okazja do bicia rekordów i ponownego zaglądania do archiwów trafia się od samego początku nowego sezonu. Kubot zostanie pierwszym od Fibaka Polakiem grającym bez kwalifikacji w Wielkim Szlemie. To na pewno w Australian Open, gdzie po ewentualnym przejściu kwalifikacji przez Przysiężnego po raz pierwszy w historii w wielkoszlemowym turnieju będziemy mieli dwóch męskich reprezentantów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×