Bohaterowie sezonu: Andy Murray

Andy Murray wchodzi na szczyt tenisowego świata. Najpierw był finał US Open, a w roku 2009 pozycja wicelidera rankingu i miano zwycięzcy największej liczby turniejów wysokiego szczebla.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Jeżeli to był najlepszy sezon w jego karierze, to sam odczuł tę wyjątkowość przede wszystkim w czerwcu. W Wimbledonie lokalna gawiedź czeka na swojego mistrza od 1936 roku, a na finalistę ledwie dwa lata krócej. Tim Henman nie podołał oczekiwaniom, no to jest Murray.

Londyńskie dzienniki zdobiły pierwszą stronę obliczem swojej rakiety numer jeden (jest nią od grubo ponad trzech lat), wciąż nakręcając i tak wyjątkową atmosferę. Paryska L'Équipe prowadziła w czasie Wimbledonu rubrykę Murraymania. sam Andy padał z wysiłku, gdy jego mecze wyznaczano na wieczór, a deszcz sprawił, że trzeba było grać w straszliwym zaduchu pod dachem kortu centralnego.

Półfinał Wielkiego Szlema na obiekcie klubu All England i tak jest wynikiem historycznym dla przedstawiciela gospodarzy. Murray (paradował w koszulce z napisem Perry, który był ostatnim brytyjskim mistrzem Wimbledonu) pewnie kiedyś wygra najstarszy turniej świata, bo widząc jego rozwój, trudno nie zgodzić się z tym, że jest predestynowany do największych sukcesów.

Młodszy o rok Juan del Potro już ma koncie triumf w US Open, a równolatek Novak Đoković - w Melbourne. Murray ma przy sobie sztab ludzi (pod kierownictwem Milesa Maclagana i z Àlexem Corretją jako doradcą), którzy mają zadbać właśnie o to, co się tak naprawdę w poważnym tenisie liczy: tytuł w Wielkim Szlemie.

W minionym sezonie 22-letni Szkot dołożył do kolekcji dwa zwycięstwa w imprezach serii mistrzowskiej: w Miami i Montrealu. Uczynił serwis jeszcze groźniejszą bronią, pokonał Rafaela Nadala i dwukrotnie Rogera Federera. Sam czuje, że w końcu doczekał się w grze stabilizacji, o czym nie może powiedzieć w kwestii osobistej - zostawiła go mająca dość jego zabawy z PlayStation dziewczyna.

W ojczyźnie wciąż pytają go co musi zrobić, by zostać naprawdę wielkim zawodnikiem. Bo myśląc Murray, trudno skojarzyć go z jednym konkretnym wynikiem. Jest regularny, ale bez spektakularnego sukcesu nie okrywa się sławą nazwiska, nie zostaje się numerem jeden. Mistrzowie nie dają się wyeliminować z Masters (znowu Londyn), pobici przez matematyczne kruczki w regulaminie.

Brytyjski tenis męski to dziś tylko Murray. Lider zrobił swoje w meczu barażowym o utrzymanie w pierwszej lidze Pucharu Davisa. Jego koledzy (sam został zaangażowany do gry podwójnej) nie dali jednak w Liverpoolu rady Polakom i ojczyzna białego sportu została zdegradowana. W przyszłym sezonie zagra w grupie z Macedonią, Monako i Egiptem.

Andy tymczasem rozpoczyna kolejną próbę sięgnięcia po triumf w Wielkim Szlemie. Borisowi Beckerowi udało się za czwartym podejściem, Nadalowi za szóstym, a Pete'owi Samprasowi za ósmym. Federer wygrał dopiero w swoim siedemnastym występie. Do tej samej liczby Murray dobije w najbliższym Australian Open.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×