Małysza Stoch już pobił. Teraz wyrówna wynik wielkiego Niemca?

Zdobyć złoto na wielkiej imprezie, a następnie powtórzyć to na innych prestiżowych zawodach - ta sztuka wcale nie jest łatwa. Od 30 lat nikomu to się nie udało. Teraz wszyscy patrzą na Kamila Stocha.

Michał Fabian
Michał Fabian

Ten sport zawsze budził ciekawość kibiców, nawet gdy Polacy nie odnosili w nim sukcesów. W latach 80-tych w wielu polskich miastach, miasteczkach czy wsiach pełno było "Mattich" i "Jensów". Dzieciaki upatrzyły sobie górkę, usypały "próg", zakładały "nartki" i naśladowały największe gwiazdy.

W skokach narciarskich trwała wówczas zacięta rywalizacja dwóch znakomitych zawodników - Mattiego Nykaenena i Jensa Weissfloga. Szli "łeb w łeb". Zdobyli identyczną liczbę medali na MŚ. Fin ma o jeden złoty krążek więcej z igrzysk olimpijskich. Za to Weissflog może się pochwalić innym osiągnięciem.
Jak podaje FIS, reprezentant byłej NRD jest ostatnim skoczkiem, który wygrał konkurs na skoczni normalnej na igrzyskach, a rok później zrobił to - na takim obiekcie - na MŚ. W 1984 roku w Sarajewie Weissflog w serii finałowej atakował z drugiego miejsca. 87 m dało mu olimpijskie złoto, bo prowadzący Nykaenen skoczył o trzy metry krócej. "Latający Fin" twierdził, że przegrał z powodu zatrucia pokarmowego.

Rok później - na MŚ w Seefeld - konkurs na skoczni normalnej odbywał się na Toni-Seelos-Olympiaschanze. To był obiekt o punkcie konstrukcyjnym... K-72 (zawody na dużej skoczni przeprowadzono na Bergisel w Innsbrucku). Weissflog zdeklasował rywali. Miał prawie 10 pkt. przewagi nad Andreasem Felderem. Nykaenen? Zajął dopiero 11. miejsce

Kolejni mistrzowie olimpijscy na mniejszej ze skoczni - Nykaenen (1988), Ernst Vettori (1992), Espen Bredesen (1994), Jani Soininen (1998), Simon Ammann (2002), Lars Bystoel (2006) i ponownie Ammann (2010) - nie potrafili 12 miesięcy później sięgnąć po złoto mistrzostw świata.

Weissflog był wielkim idolem Adama Małysza. Sportowiec z Wisły wielokrotnie to podkreślał. Z kolei Kamil Stoch nie pamięta tamtych występów Niemca na skoczni. W 1985 roku, gdy "Floh" - czyli "Pchła" - stawał na najwyższym stopniu podium MŚ, Polaka nie było jeszcze na świecie (urodził się dwa lata później).

W sobotę przekonamy się, czy zawodnik z Zębu pójdzie w ślady Weissfloga. Na Lugnet Arena odbędzie się konkurs na skoczni normalnej. Wojciech Fortuna, z którym rozmawialiśmy niedawno, jest wręcz pewny sukcesu Stocha. - W Falun pewnie będzie mistrzem świata. Bo kto, jak nie on? Będzie tak jak w Soczi. W takiej formie wygrywa się dwa razy - podkreślił mistrz olimpijski z Sapporo.

Owszem, Stoch po wyleczeniu kontuzji w zadziwiająco szybkim tempie dołączył do ścisłej czołówki, wygrał dwa konkursy Pucharu Świata. To jednak wcale nie oznacza, że w Falun jest skazany na złoto. Optymizm Wojciecha Fortuny tonuje Apoloniusz Tajner. Szef PZN przypomina o tym, jak loteryjny to sport.

- Jestem przekonany, że Kamil będzie gotowy do zdobycia tego złota. Natomiast tyle rzeczy się może wydarzyć... - mówił prezes Polskiego Związku Narciarskiego w programie Wirtualnej Polski "Sektor Gości". - Wystarczy, że pojawią się silne, przednie wiatry i Miran Tepes puści kogoś - któregoś Norwega, którzy są lotnikami, czy młodego Tepesa (syna Jurija - przyp. red.). Odleci za daleko, potem skrócenie rozbiegu, zmiana warunków i już mistrz jest wyłoniony. W skokach ze 100-procentową pewnością nie można powiedzieć, że ktoś wygra - zaznaczył Tajner.

Stoch nie raz, nie dwa na własnej skórze przekonał się, jak aura może popsuć rywalizację. Dlatego gdy padło pytanie o konkursy w Falun, odparł (w TVP): - Jadę z nadziejami na dobrą pogodę, rywalizację na najwyższym poziomie i przede wszystkim na równe, sprawiedliwe warunki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×