Zupełnie inni, ale nadal silni? - z Austriakami o Austriakach

Wygrali wszystko, co można w skokach. Po dekadzie dominacji, pod wodzą nowego trenera i w zupełnie zmienionym składzie, walczą o utrzymanie się na szczycie. Z jakim skutkiem?

Barbara Toczek
Barbara Toczek
Opinie były różne, kiedy w kwietniu ubiegłego roku nie przedłużono kontraktu z Alexandrem Pointnerem. Jedni uważali, że podjęto najlepszą decyzję z możliwych, inni nie potrafili zrozumieć, dlaczego podziękowano komuś, kto przez dziesięć lat osiągnął z drużyną wszystko, co jest w tym sporcie możliwe. Żalu nie krył również sam zainteresowany. - Pożegnanie ze światem skoków ogromnie bolało.(…) Żyłem tym sportem - wszystkim, co się z nim wiązało, i nie tylko! To dla mnie więcej niż praca - napisał w swojej książce, "Mut zum Absprung - so entstehen Hoehenfluege", Pointner.
Że była to zmiana kontrowersyjna - wiadomo. Ale czy potrzebna? Jak wpłynęła na team, który w ostatnim czasie opuściło także trzech "weteranów"? O to, i o wiele więcej pytam osoby, które drużynie towarzyszą od lat: komentatorów austriackiej stacji ORF, Michaela Roschera i Martina Kocha. Ten drugi, choć od trwającego sezonu skoki ogląda z kabiny komentatorskiej, 16 lat spędził w Pucharze Świata jako skoczek narciarski.

"To naturalne, że pojawia się syndrom wypalenia"

- Tak naprawdę to nie gra żadnej roli, czy Austriacy byli za odejściem Alexa, czy przeciw. Faktem jest, że Alexander Pointner przez dziesięć lat był głównym trenerem, i była to dekada, podczas której drużyna odniosła ogromne sukcesy. Z drugiej strony jednak, jeśli by to porównać, dziesięć lat pracy w jednym teamie to bardzo długi okres czasu jak na jednego szkoleniowca. Trzeba to też brać pod uwagę. To naturalne, że pojawia się syndrom wypalenia, i nie ma to nic wspólnego ze skokami czy z samymi zawodnikami. Po prostu: jeśli trener pracuje przez tak długi okres z jednym zespołem, z czasem pojawia się to wypalenie, tzw. zmęczenie materiału. Decyzja w tym przypadku była kontrowersyjna z tego względu, że austriacki związek zdecydował się zatrudnić nowego trenera, a sam Alex Pointer nie chciał zrezygnować - przyznaje Roscher.
Alexander Pointner był trenerem Austriaków od 2004 roku Alexander Pointner był trenerem Austriaków od 2004 roku
Następca "Pointexa"? Ostatecznie padło na Heinza Kuttina, kiedyś osobistego trenera Thomasa Morgensterna, a jeszcze wcześniej wychowanka i ulubieńca "tego" Toniego Innauera. Nie wiadomo było jak sobie poradzi, ale wiadomo, że przejąć zespół, który przez ostatnią dekadę rozdawał karty na skoczniach całego świata, to wielkie wyzwanie. Kuttin zaczął od wprowadzenia pewnych zmian w systemie treningowym. Nic dziwnego - nowy szkoleniowiec, to i metody nowe.

- Heinz jest trenerem, który poświęca więcej uwagi treningom typowo technicznym. Za czasów Alexa wyglądało to trochę inaczej: on zakładał, że treningi podczas których pracuje się nad techniką, w głównej mierze odbywają się z trenerami klubowymi, a Heinz Kuttin powiedział: w klubach będzie pracowało się bardziej nad siłą i rozwojem fizycznym, a on sam będzie koncentrował się nad elementami technicznymi. To jest w zasadzie największa zmiana, jeśli chodzi o metody treningowe - wyjaśnia komentator.

Wyjść z cienia wielkich?

Obserwując poczynania Austriaków w ostatnim czasie, wydaje się, że na zmianie w sztabie trenerskim skorzystali najbardziej przedstawiciele młodego pokolenia, Michael Hayboeck i Stefan Kraft. Według Roschera jednak, i jeden i drugi już w ubiegłym sezonie pokazali, że "mają papiery na wielkie skakanie". - To trudno ocenić. Michi Hayboeck już w poprzednim sezonie zaczął bardzo dobrze skakać. Jeszcze za czasów Alexa Pointnera w Wiśle stanął po raz pierwszy na podium Pucharu Świata. Stefan Kraft pierwszy raz wskoczył na podium także poprzedniej zimy, i także za czasów Pointnera. To, że ci dwaj aż tak się rozwinęli, jest spowodowane sukcesami, jakie udało im się odnieść. Oni są teraz na pozycji liderów - przyznaje Roscher.

A może młodzi wykorzystali po prostu sytuację? - dopytuję. W końcu drużynę opuściło dwóch bardzo doświadczonych i utytułowanych zawodników, w których cieniu mogli być i Kraft i Hayboeck… - Byli w waszym cieniu? - komentator odbija piłeczkę do Kocha, który wyjaśnia: - Wydaje mi się, że mogło być im trudniej, bo my zawsze odnosiliśmy sukcesy, zajmowaliśmy czołowe miejsca, i pewnie nie było im łatwo nas dogonić. Ale myślę, że nawet jeśli byśmy nadal skakali, to i tak oni byliby teraz liderami, bo po prostu dojrzeli do osiągania sukcesów.
Po zakończeniu kariery Martin Koch zamienił narty na mikrofon Po zakończeniu kariery Martin Koch zamienił narty na mikrofon
Na pozycji lidera

Po odejściu z zespołu Thomasa Morgensterna i Martina Kocha, "liderowanie" przypadło w udziale Gregorowi Schlierenzauerowi. On sam jeszcze przed rozpoczęciem sezonu przyznał, że w nowej roli czuje się dziwnie i nie najlepiej. Na pierwszy rzut oka dokładnie tak samo się z niej wywiązuje, i obecnie to raczej Hayboeck nadaje się bardziej na "przywódcę" drużyny. Choć Roscher dostrzega, jak bardzo ważną postacią jest Michael, według niego to i tak zawsze Schlierenzauer będzie "pełnoprawnym" liderem.

- Z zewnątrz może wydawać się to zaskakujące, że Michi Hayboeck jest w tak dobrej i równej formie. Ja, i pewnie niektórzy eksperci, liczyliśmy się z tym, że może mieć teraz świetny sezon, bo wiele na to wskazywało. Można było także zaobserwować, że on powoli zaczyna przyjmować "czołową pozycję" w drużynie - mówi komentator, po czym dodaje: - Niemniej jednak, to Gregor zawsze będzie liderem, z powodu respektu, jakim jest darzony i z powodu sukcesów jakie odnosił. To się nie zmieni. Moje wrażenie jest takie, że ci młodzi, Michi, Stefan, mają wspaniałe kumpelskie relacje nie tylko pomiędzy sobą, ale obecnie znacznie lepszy jest ich kontakt także z Gregorem. Widzę, że Gregor zintegrował się zdecydowanie bardziej w tym kolektywie jakim jest drużyna, nie jest już "samotnikiem", pojedynczą jednostką.

Jak się okazuje, podejrzenia, jakoby między Schlierenzauerem i resztą drużyny miał być spory dystans, nie były wyssane z palca. - Na pewno był większy niż obecnie. - odpowiedział Roscher, co potwierdził także Martin Koch, który przez kilka lat skakał w drużynie razem z Tyrolczykiem. - To jest po prostu jego osobowość. Może to zasługa Heinza, że tak bardzo udało mu się "zespawać" ten zespół. Jemu bardzo zależy na takiej jedności i solidarności drużyny - wyjaśnia Roscher. Podobnego zdania jest Koch. - Dla Heinza nie jest ważne, czy to jest Gregor, czy to Michi, Stefan, Fettner… Wszyscy są równi. Ten, kto dobrze skacze, jest po prostu w drużynie.
Heinz Kuttin szybko znalazł wspólny język z zawodnikami Heinz Kuttin szybko znalazł wspólny język z zawodnikami
Solidarność i dobra atmosfera w zespole, wygrany Turniej Czterech Skoczni (a tym samym spełniona obietnica, że, mimo nieudanego początku sezonu, na "cztery skocznie" forma będzie) i przewodzenie w Pucharze Świata - bilans trenera z Karyntii jest zdecydowanie dodatni. - Widzę, że ta drużyna działa, widzę, że jest dwóch, trzech skoczków, którzy mogą wygrywać, że w zespole panuje wspaniały nastrój. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że Heinz Kuttin wykonuje świetną robotę. Nie ma żadnych niepotrzebnych dyskusji, nieporozumień. Jak na razie wszystko funkcjonuje bardzo dobrze - przyznaje Roscher.
TCS należał do Austriaków. Zdominują też mistrzostwa świata w Falun?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×