Gwiazdy od kuchni: Andreas Goldberger

- Nie używam żadnych kremów odmładzających - żartuje na swój temat Andreas Goldberger, austriacki as skoków narciarskich. - Jednak od ponad dwudziestu lat zawsze muszę mieć przy sobie dowód osobisty.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski

Ried im Innkreis to niewielkie miasto, leżące u podnóża Alp, w zachodniej części Austrii w kraju związkowym Górna Austria. Miejscowość ta słynie głównie z fabryki sprzętu narciarskiego marki Fischer oraz klubu piłkarskiego SV Ried. Herta i Rudolf Goldbergerowie osiedlili się w pobliskim Waldzell, liczącym około dwa tysiące mieszkańców. Zarabiali na życie prowadząc gospodarstwo rolne, w skład którego wchodziło ponad sześćdziesiąt sztuk bydła. Doczekali się też trójki potomstwa: Johanny, Rudolfa juniora oraz najmłodszego Andreasa, który pierwszy krzyk wydał z siebie dokładnie 29 listopada 1972 roku. - Wychowałem się w tym gospodarstwie - opowiada Andi. - Nie byliśmy bogaci, więc jak mama stała na targu z żywnością, to ja sprzedawałem tam jagody, które wcześniej własnoręcznie zbierałem w lesie. To było wspaniałe. Pomagałem również w stodole przy sianie, ale najzabawniejsza była jazda ciągnikiem. Mojemu bratu pozwalano wsiadać za kierownicę. Mnie nie, ponieważ byłem najmniejszy.

Gdy mieszka się u podnóża Alp, niemal niemożliwym jest nie mieć kontaktu z nartami. Andreas po raz pierwszy założył "deski" na nogi w wieku trzech lat za namową ojca. Nauka jazdy nie zajęła chłopcu zbyt wiele czasu i już wkrótce mały Andi śmigał po stoku jak szalony. - Zawsze zakładaliśmy się o to, kto pierwszy zjedzie z góry na dół - wspomina. - Tor jazdy stanowił niemal linię prostą, gdyż jeśli ktoś choć odrobinę skręcił, uznawany był za tchórza. Małemu Goldbergerowi w jeździe na nartach najbardziej podobało się uczucie lotu, którego można było zaznać po wybiciu się z licznych "hopek" znajdujących się na stoku. - Już wtedy marzyłem o zostaniu skoczkiem - opowiada Andi. - Niedługo później brat zabrał mnie na malutką skocznię.

Zapatrzony w Mattiego Nykaenena Andreas zapisał się do klubu SC Waldzell, gdzie pod okiem trenerów, w tym legendarnego Richarda Diessa, mógł szlifować swoje umiejętności na maleńkiej Schratteneckschanze o punkcie K umiejscowionym na 18 metrze. Co ciekawe, młody zawodnik na początku musiał ćwiczyć w butach za dużych o... cztery numery. - W tamtych czasach w klubie nie było takiego wyboru jak dziś, więc brało się to co było - opowiada.- Ja nosiłem rozmiar 36, lecz w magazynie mieli tylko 40. Moje pierwsze narty do skoków to pomarańczowo-czerwone Fischery. Dostawało się jedną parę z klubu lub z federacji i był to zazwyczaj sprzęt z drugiej ręki. Jeśli miałeś nową parę nart, oznaczało to, że jesteś naprawdę dobry.

Mówi się, że bycie najmłodszym z rodzeństwa ma zarówno wiele zalet, jak i wad. Andreas Goldberger po latach nie dostrzega jednak tych drugich. - Ja czerpałem z tego tylko same bonusy - mówi. - Rodzeństwo wszędzie mnie ze sobą zabierało. Nie naśladowałem więc rodziców, a brata. Kiedy on grał w piłkę nożną, ja też chciałem. Gdy zajął się skokami narciarskimi, poszedłem w jego ślady. Wszystkiego uczyłem się więc szybciej i wcześniej niż moi rówieśnicy. Jedynym minusem było to, że musiałem nosić ubrania po Rudim. Andi tak jak reszta rodzeństwa musiał pomagać w gospodarstwie, lecz nie miał z tym żadnych problemów. Grabił siano i słomę, zbierał jabłka i gruszki, karmił bydło oraz zbierał kamienie w polu.

Chłopak z Waldzell w szkole nie należał do orłów, jednak oprócz zajęć wychowania fizycznego lubił również matematykę i historię. - Najważniejsze, że potrafię czytać - śmieje się. Po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuował edukację w słynnej placówce Schigymnasium Stams, która wychowała wielu mistrzów narciarstwa we wszelkich odmianach, w tym specjalistów od skoków takich jak Andreas Felder, Martin Hoellwarth, Toni Innauer, Martin Koch, Armin Kogler, Andreas Kofler, Heinz Kuttin, Alois Lipburger, Christian Moser, Franz Neulaendtner, Hubert Neuper, Willi Puerstl, Alfred Pungg, Richard Schallert, Gregor Schlierenzauer, Karl Schnabl, Reinhard Schwarzenberger, Guenther Stranner, Ernst Vettori czy Andreas Widhoelzl. - To był dla mnie jedyny logiczny krok - twierdzi "Goldi", jak nazywa się często austriackiego czempiona. - Codziennie o 6:00 rano była pobudka i czas na poranną toaletę, a potem śniadanie. Pomiędzy 7:00 a 7:30 przygotowywaliśmy się do lekcji, po czym od 8:00 do 13:00 mieliśmy zajęcia w szkole. Potem szliśmy na obiad i na trening, a o 18:30 jedliśmy kolację. Później trzeba było odrobić zadania domowe i o 22:00 należało zgasić światło i leżeć w łóżku.

Rodzice wielu początkujących sportowców są silnie zaangażowani w rozwój swoich dzieci, lecz u Goldbergerów było trochę inaczej. Herta i Rudolf nie interesowali się zbytnio skokami narciarskimi, ale jednocześnie cieszyli się, gdy ktoś dobrze mówił o ich synu. Wspierali go w drodze do zostania profesjonalnym skoczkiem. Andi uwielbiał sport i chwalił sobie pobyt w tyrolskim Stams, jednak również bardzo tęsknił za domem. Gdy mieszkał w Waldzell, zawsze miał rodziców obok siebie, a teraz dzieliło go od nich wiele kilometrów. Ciężko mu było poradzić sobie z nową sytuacją, ale perspektywa kariery zawodowego skoczka narciarskiego dodawała mu sił. - Jeśli byłeś dobry, mogłeś liczyć na wyjazd na konkursy do Japonii, Skandynawii, USA czy Kanady - opowiada "Goldi". - To stanowiło naprawdę atrakcyjny bodziec. W końcu dla mnie jako dzieciaka z gospodarstwa nawet tygodniowa wycieczka do Wiednia była niczym podróż dookoła świata.

W 1987 roku Andreas wziął udział w mistrzostwach Austrii dla uczniów, które odbyły się w St. Aegyd i zajął tam trzecie miejsce. Na skoczni radził sobie znakomicie, wobec czego miał okazję zwiedzić trochę świata. Na młodym sportowcu największe wrażenie wywarła Japonia. - Czułem się, jakbym był w jakimś filmie science-fiction - opisuje swoją wizytę w "Kraju Kwitnącej Wiśni". - My byliśmy jeszcze na etapie budek telefonicznych, a oni mieli już telefony komórkowe i salony gier wideo. W pamięci utkwiło mi również metro oraz sklepy całodobowe.

W 1988 roku w Stams rozpoczęto budowę dwóch skoczni Brunnetal o punktach K 60 i 105 metrów. Obiekty te miały stanowić przede wszystkim zaplecze treningowe austriackiej kadry. Na początku roku szkolnego 1990/91 nastąpiło długo oczekiwane uroczyste otwarcie skoczni. Zorganizowano wówczas międzynarodowe zawody, które wygrał uczeń miejscowego Schigymnasium - niejaki Andreas Goldberger. Osiemnastoletni chłopak był już wówczas członkiem narodowej kadry juniorów, ale zwycięstwo na Brunnetalschanze było jego pierwszym znaczącym sukcesem. Zimą natomiast urodzony w Ried im Innkreis zawodnik mógł świętować srebro młodzieżowego czempionatu Austrii, wywalczone w Schwarzach. Przegrał tylko z Wernerem Rathmayrem - swoim dobrym kolegą, który miał już za sobą debiut w Pucharze Świata.

4 stycznia 1991 roku Andi miał na karku ponad osiemnaście wiosen, lecz blond czupryna i pyzata twarz sprawiały, że wyglądał na znacznie młodszego. Tamtego dnia zadebiutował w "dorosłej" reprezentacji Austrii, prowadzonej przez Toniego Innauera. Goldberger wystąpił wówczas w konkursie w Innsbrucku na słynnej skoczni Bergisel, będącym częścią 39. Turnieju Czterech Skoczni. Triumfował Ari-Pekka Nikkola, a Andreas uplasował się na trzydziestej piątej pozycji. Młody zawodnik klubu SC Waldzell pojawił się również dwa dni później na zawodach w Bischofshofen, które wygrał jego rodak - Andreas Felder. Szczęście jednak znów mu nie dopisało i po raz kolejny znalazł się poza drugą serią.

Po występach w krajowych zawodach T4S, Andi do rywalizacji w Pucharze Świata powrócił dopiero pod koniec marca 1991 roku, kiedy to rozegrano dwa konkursy w słoweńskiej Planicy na słynnej Velikance o puncie K 185 metrów. Zmagania na mamuciej skoczni nazywanej dziś Letalnicą to zupełnie inna sprawa niż zawody na obiektach dużych lub normalnych. - Loty wiążą się ze znacznie większym obciążeniem psychicznym oraz fizycznym - mówi Goldberger. - Na skoczka oddziałują większe siły i dochodzi do tego również czynnik zwiększonego ryzyka. Kiedy oddasz super skok, doznajesz wówczas niespotykanego uczucia euforii. Gdy jednak twoja próba nie okaże się udana, wtedy jest zupełnie na odwrót. Da się to odczuć zwłaszcza w nocy. Ja po lotach zawsze długo nie mogłem zasnąć. Andreas na słoweńskiej ziemi poradził sobie znacznie powyżej oczekiwań. Austriak o twarzy dziecka oddał w pierwszym konkursie skoki na odległość 170 i 172 metrów, co dało mu znakomite dziewiąte miejsce oraz pierwsze w karierze punkty do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Kolejnego dnia osiemnastolatek z Górnej Austrii spisał się jeszcze lepiej, plasując się na siódmej lokacie razem ze swoim rodakiem - Wernerem Haimem. Toni Innauer starał się go jednak zaznajamiać z wielkim skakaniem powoli, wobec czego nie zabrał młodzieńca na zwieńczające sezon 1990/91 zawody w Czechach.
Andreas Goldberger Andreas Goldberger
W kampanii 1991/92 opiekun kadry narodowej narzucił swoim podopiecznym stosowanie stylu V, zapoczątkowanego w drugiej połowie lat osiemdziesiątych przez Szweda Jana Bokloeva. Po raz pierwszy postawił na Goldbergera w zawodach Pucharu Świata dopiero podczas styczniowego konkursu w Innsbrucku, należącego do 40. Turnieju Czterech Skoczni. Tym razem "Goldi" spisał się na medal i to niemal dosłownie, gdyż zajął drugie miejsce, tuż za fenomenalnym Tonim Nieminenem. Od tamtej chwili zadomowił się już na stałe w pierwszej reprezentacji Austrii, a w zawodach na mamuciej skoczni w Oberstdorfie stanął na trzecim stopniu podium obok swoich bardziej doświadczonych rodaków - Wernera Rathmayra i Andreasa Feldera. Znakomite występy mimo wszystko nie pozwoliły młodzieńcowi na występ w lutowych igrzyskach olimpijskich w Albertville, gdzie po medale sięgali inni Austriacy - Ernst Vettori, Martin Hoellwarth, Heinz Kuttin oraz Andreas Felder.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×