Ewelina Sieczka: Z optymizmem zapatrujemy się na finał

Przyjmująca Budowlanych Łódź podkreśla, że po pokonaniu Portoryko Polki w finale II dywizji World Grand Prix wcale nie muszą stać na straconej pozycji.

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk
Biało-Czerwone, mimo przejściowych problemów, pokonały w czterech setach rywalki z Ameryki Środkowej i w niedziele staną przed szansą wywalczenia awansu do elity żeńskiego odpowiednika Ligi Światowej. - W Portoryko przegrałyśmy 1:3, więc wiedziałyśmy, że łatwo w Lublinie nie będzie. Wprawdzie dołączyły do nas kolejne dziewczyny, ale to jest w dalszym ciągu bardzo groźny przeciwnik, który w tym składzie gra ze sobą od kilku ładnych lat. Widać, że reprezentacja Portoryko to zespół poukładany i doświadczony, składający się w dodatku z dobrze zbudowanych dziewczyn. Najważniejsze, że skończyło się w sobotę 3:1 dla nas i zagramy w finale - przyznała po emocjonującym meczu Ewelina Sieczka.
Polki pokazały charakter, wychodząc w kilku sytuacjach z poważnych opresji. Zwłaszcza ostatni set obfitował w wiele nerwów i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Rywalki, mimo sporej straty, nie dawały za wygraną i doprowadziły do wyrównanej końcówki. - Trener bardzo dobrze nas przygotował i zmotywował do tego meczu. Czasem, szczególnie w drugim secie, zdarzały się zupełnie niepotrzebne przestoje, ale to już chyba taka nasza przypadłość, która gdzieś nam się przytrafia - zaznaczyła doświadczona przyjmująca. W finale rywalkami Biało-Czerwonych będą niepokonane w tym roku w World Grand Prix Holenderki, z którymi w minionym tygodniu podopieczne Jacka Nawrockiego wspólnie trenowały. - Sparingi w Szczyrku były dla nas pozytywnym doświadczeniem. Najpierw wygraliśmy 3:1, potem przegrałyśmy, ale dopiero po tie-breaku, więc wyniki te są na pewno obiecujące i pozwalają pozytywnie patrzeć na mecz finałowy - podkreśliła siatkarka Budowlanych Łódź. - Kluczem na pewno będzie zagrywka, bo trzeba odrzucić Holenderki od siatki, zwłaszcza że to bardzo wysokie dziewczyny, mające dużą siłę rażenia. Jeśli zagramy dobrze zagrywką to powinnyśmy sobie poradzić. Czekają nas jeszcze wnikliwe analizy. W sobotę wieczorem i potem w niedzielę będziemy oglądać rywalki na wideo. Teraz możemy skupić się już tylko na nich - dodała. Sieczka w sobotę była zmienniczką, ale jej wejście na boisko pomogło Polkom w trudnym momencie odzyskać właściwy rytm. Sama zainteresowana przyznaje, że nie jest łatwo wejść w w takiej sytuacji w mecz i próbować odmienić sytuację, ale na szczęście może liczyć w takich chwilach na wsparcie koleżanek. - Taką mam rolę, że muszę wchodzić na boisko i walczyć. Staram się udowadniać wszystkim swoją grą, że coś jeszcze potrafię. Nie jest to na pewno łatwe. Próbuję jednak pomagać dziewczynom. One też bardzo mnie wspierają, stwarzają bardzo fajną atmosferę i z całych sił pomagają mi w takich momentach wejść w mecz.
Ewelina Sieczka dała w sobotę dobrą zmianę Ewelina Sieczka dała w sobotę dobrą zmianę
Kadra, która w Lublinie walczy o awans do I dywizji World Grand Prix, to mieszanka składu, który występował na Igrzyskach Europejskich w Baku i zespołu występującego w fazie interkontynentalnej WGP. Doszły też dziewczyny, które w tym sezonie w reprezentacji jeszcze nie grały. Nie są to na pewno sprzyjające zgraniu okoliczności. - Ze sportowego punktu widzenia te zmiany składu nie są łatwe. Z drugiej strony, wydaje mi się, że wszystko to jest w tym roku bardzo dobrze przez trenera ułożone. Nie jest tak, że wszystkie zawodniczki są bez przerwy obciążone w trybie liga/reprezentacja/liga. Każda miała szansę naprawdę odpocząć i to jest super. Dzięki temu, że mamy czas na rodzinę i chwilę spokoju, wszystkie siatkarki z wielką chęcią przyjeżdżają potem na zgrupowania - wyjaśniła 27-letnia zawodniczka. Dobra passa nowego selekcjonera trwa. Pod wodzą Nawrockiego Polki wywalczyły srebro Igrzysk Europejskich, a w niedzielę w Lublinie powalczą o awans do finału WGP. Sieczka opiekuna kadry zna doskonale, bo w minionym sezonie był on trenerem koordynatorem w Budowlanych Łódź. - To jest zupełnie inna bajka. Jacek Nawrocki jest teraz pierwszym trenerem i rządzi w kadrze. Wcześniej w Łodzi dużo mówił, dużo pomagał, ale w niektórych momentach nie mógł powiedzieć wszystkiego, co by pewnie akurat chciał. Podpisuję się pod wszystkimi jego działaniami w kadrze. Staramy się wypełniać zadania, które nam wyznacza. Na Igrzyskach Europejskich zespół pod jego wodzą zdobył srebro, teraz jesteśmy w finale, więc myślę, że jest dobrze - przyznała urodzona w Sosnowcu siatkarka.

Nawrocki dotychczas znany był przede wszystkim z trenowania mężczyzn, głównie w PGE Skrze Bełchatów. Współpraca z żeńskim zespołem z Łodzi sprawiła jednak, że złapał bakcyla kobiecej siatkówki. Jak radzi sobie z zarządzaniem grupą pań? - Myślę, że nie dajemy mu tak bardzo popalić. Na pewno jest różnica między prowadzeniem dziewczyn a chłopaków. Facetom zawsze można pewne rzeczy powiedzieć ostrzej, dosadniej. My, jak to baby, często się obrażamy i myślę, że trener ciągle się tego uczy. Czasami pewnie zaskakujemy go naszymi zachowaniami - zdradziła Sieczka.

Natalia Kurnikowska: Oswoiłam się już z kadrą

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×