Nie boimy się Brazylijczyków, jesteśmy mistrzami - rozmowa z Rafałem Buszkiem, przyjmującym reprezentacji Polski

Trzy dni wolnego, krótkie zgrupowanie w Spale i wylot do Ameryki Południowej. Siatkarze nie zwalniają tempa. W zbliżającym się Final Six Ligi Światowej wystąpią w roli jednego z głównych faworytów.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Polscy siatkarze - po dwóch latach przerwy - zagrają w turnieju finałowym Ligi Światowej. Mimo że w grupie mieli takie potęgi siatkówki, jak: Rosję i USA oraz nieobliczalny (zwłaszcza na swoim terenie) Iran, poradzili sobie doskonale. Trzeba również przypomnieć, że tegoroczne rozgrywki miały być poligonem doświadczalnym dla Stephane'a Antigi, który buduje nowy zespół, po odejściu Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego i Pawła Zagumnego.

- Mówię z pełnym przekonaniem, że nikt w polskiej reprezentacji nie miał zamiaru odpuszczać Ligi Światowej - powiedział przyjmujący Biało-Czerwonych, Rafał Buszek. - To też nie tak, że tworzymy jakąś nową drużynę. Znamy się od lat i po odejściu kilku zawodników ze składu, który wywalczył mistrzostwo świata, świat się nie zawalił. Dalej wykonujemy swoją robotę.

Marek Bobakowski: Grupa był piekielnie trudna.

Rafał Buszek: To my jesteśmy mistrzami świata. Nie boimy się żadnego rywala, ani Amerykanów, ani Rosjan, ani Brazylijczyków. Przecież wszystkich ograliśmy już nie raz i nie dwa. Od początku rozgrywek Ligi Światowej wierzyliśmy, i co ważniejsze, chcieliśmy awansu do Final Six.

Tytuł mistrzów świata dodaje pewności?

- Na pewno. Jednak, abyśmy się dobrze zrozumieli. To nie tak, że chcieliśmy awansować, bo mamy złoto MŚ i nie wypadało nie wywalczyć miejsca w Rio de Janeiro. Przecież nawet gdybyśmy przegrali mundial z kretesem, to Ligę Światową chcielibyśmy wygrać. Na tak wysokim poziomie nie ma miejsca na kombinowanie, odpuszczanie. Oczywiście, może przydarzyć się gorszy dzień, można być w słabej formie na pewnym etapie przygotowań. Gdy wychodzisz na parkiet, to w głowie zawsze masz jedną myśl: zwycięstwo.

Zespół sprawdził się w boju doskonale. Świetne recenzje zebrał również i pan - indywidualnie. Każde zadanie, które otrzymał pan od selekcjonera, wykonał w 100 procentach.

Siatkówka to gra zespołowa, nie indywidualna. Wykonałem każde zadanie postawione przez Stephane'a. Od tego jestem. Gdyby nie było mnie na to stać, to teraz leżałbym sobie na jakiejś plaży i wypoczywał. Skoro selekcjoner dał mi szansę, to robię wszystko, aby go nie zawieść.

Jedziecie do Rio de Janeiro na rok przed igrzyskami olimpijskimi. Rekonesans przed najważniejszym turniejem dla sportowca?

- Różnie można odbierać nasz udział w turnieju Final Six. Z jednej strony jedziemy tam, aby wygrać i pokazać po raz kolejny, że jesteśmy najlepsi. Z drugiej, pobyt w Brazylii, zapoznanie się z halami sportowymi, hotelami, a nawet jedzeniem, to wszystko da nam ogromne doświadczenie przed igrzyskami. Za rok będzie nam o wiele łatwiej się zaaklimatyzować. Przyjedziemy jak "na swoje".

W grupie spotkacie się z potencjalnie słabszymi Włochami i Serbami. Dopiero w półfinale możecie spotkać się z faworytami LŚ: USA lub Brazylią. Co pan sądzi o takiej "drabince"?

- W Rio będzie sześć zespołów, które są na tak podobnym poziomie, że o wyniku będą decydowały szczegóły. Nie dzieliłbym zespołów na "słabsze" i "mocniejsze", choć rozumiem, skąd wzięła się taka klasyfikacja. Naprawdę nie ma wielkiego znaczenia, czy gramy z USA i Brazylią już w grupie, czy dopiero możemy na nich wpaść w półfinale. Po drugim meczu w Krakowie dostaliście od Antigi prawo do "mikrourlopu". Kiedy wracacie na zgrupowanie do Spały?

- W najbliższą środę, tak więc otrzymaliśmy trzy dni wolnego, od niedzieli do wtorku włącznie. Nie ma możliwości, aby wyjechać na egzotyczną wyspę na wczasy, ale z drugiej strony jest dużo czasu na spotkania z rodziną, odpoczynek od siatkówki, ale bez wpływu na formę. Po piekielnie długim tournée po świecie, po występach w różnych częściach świata, od USA przez Rosję po Iran, w końcu możemy usiąść w domu, przy stole, zobaczyć najbliższych, zjeść z nimi obiad. Wspaniałe uczucie.

Po Final Six będzie czas na prawdziwe wakacje?

- Tak, Stephane obiecał nam urlop. Zaplanował to jeszcze przed sezonem. Do Pucharu Świata zostaną dwa miesiące, więc można spokojnie wyjechać na urlop, a potem wrócić i zabrać się do ciężkiej pracy, aby wykuć optymalną formę na jesienne turnieje.

LŚ, gr. B: Wyrównane starcie z przewagą Amerykanów - Biało-Czerwoni w statystykach po drugim meczu z USA

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×