Polacy coraz bliżej finałów Ligi Światowej. Co wiemy o siatkarzach po ośmiu meczach?
Podopieczni trenera Stephane Antigi rozegrali już 8 meczów z 12 fazy grupowej LŚ i mają duże szanse na awans do turnieju finałowego. Ale jeszcze nie wszystko jest idealne w grze Biało-Czerwonych.
Drugim niepokojącym problemem jest słabe przyjęcie polskiego zespołu oraz obrona w polu. Dobre przyjęcie to "oczko w głowie" francuskiego sztabu szkoleniowego i jeden z kluczy do zdobycia tytułu mistrza świata rok temu, a na razie wygląda to źle. Mateusz Mika, choć wyróżnia się w ataku i jest nieoceniony przy sytuacyjnych piłkach, w polu spisuje się gorzej niż w zeszłym sezonie. Obaj libero, Paweł Zatorski i Piotr Gacek, są dalecy od swojej optymalnej dyspozycji, co dobrze było widać w drugim meczu w Kazaniu, gdzie Antiga ich kilkakrotnie zmieniał próbując poprawić sytuację. Słabe przyjęcie było główną, oprócz zmęczenia, przyczyną porażek w Stanach Zjednoczonych i bardzo utrudniło drugi mecz w Kazaniu (w pierwszym Rosjanie żadnej krzywdy swoim serwisem nie czynili). Najlepsi nawet skrzydłowi nie dadzą rady atakować nieustannie z wysokich, sytuacyjnych, piłek na podwójnym i potrójnym bloku. Obrona w polu też pozostawia na razie wiele do życzenia, zwłaszcza u libero, dla których to jedno z najważniejszych zadań na boisku.
Poza tymi dwoma minusami za całą resztę można Biało-Czerwonych spokojnie chwalić. W ataku są niezwykle efektywni i efektowni, poziom techniczny przy tym prezentują momentami wręcz zachwycający, a błędów popełniają w tym elemencie niewiele. Zarówno skrzydłowi, jak i środkowi, radzą sobie nie tylko z piłek dobrych, ale i z niedokładnych, źle wystawionych, nie jest dla nich też przeszkodą blok rywala. Nawet jeżeli zdarzy im się błąd w ataku, to chwilę później zdobywają punkt, nikt nie myli się długimi seriami. Dobrze wybierają kierunki, atakują z różną siłą, umiejętnie stosują plasy i kiwki (Kubiak zamęczył Rosjan swoimi kiwkami tuż za blok) i skutecznie obijają ręce blokujących.
W pierwszych czterech meczach Ligi Światowej trener Antiga nie spieszył się ze zmianami, choć momentami aż się o nie prosiło. W spotkaniach wyjazdowych pokazał jednak trenerskie wyczucie, w odpowiednich chwilach wprowadzał na boisko zmienników, którzy wnieśli swoją gra wiele dobrego. Warto tu pochwalić Rafała Buszka, który dał doskonałą zmianę w pierwszym meczu w Kazaniu, ale przede wszystkim Grzegorza Łomacza. Wracający po trudnych latach do reprezentacji rozgrywający znacząco poprawił grę całego zespołu swoim wejściem na boisko, grał spokojniej i dokładniej. Słusznie został przez trenera nagrodzony wyjściem w pierwszej szóstce na drugi mecz w Kazaniu i w nim również radził sobie bardzo dobrze. Został zmieniony w czwartym secie, bo trener szukał jakiejś odmiany i uniknięcia tie breaka, ale do jego gry nie można mieć zastrzeżeń. A dwóch dobrych i zmieniających się w miarę potrzeb rozgrywających było mocną stroną polskiego zespołu w mistrzostwach świata i jest niezbędne, żeby myśleć o sukcesie w Pucharze Świata. Dlatego udane wejścia Łomacza są bardzo ważne w kontekście nie tylko Ligi Światowej, ale i całego sezonu.
Ale zanim Amerykanie przyjadą do Krakowa na ostatni dwumecz tegorocznej Ligi Światowej, Polaków czeka jeszcze jedno bardzo trudne wyzwanie - dwa spotkania w Teheranie. W hali tak głośnej i niechętnej gościom jak żadna inna na świecie. W hali, w której Irańczycy w każdym sezonie ze spokojem odnoszą zwycięstwo za zwycięstwem i można ją porównać do prawie niezdobywalnej twierdzy. Iran w swojej hali gra świetnie, Polacy nie wygrali w Teheranie jeszcze nigdy, do tego będą po trzytygodniowej męczącej podróży dookoła świata, a to właśnie wyniki tego dwumeczu mogą przesądzić o awansie do turnieju finałowego w Rio de Janeiro. W Teheranie podopiecznych Stephane Antigi czeka prawdziwy sprawdzian, zarówno ich sportowej, jak i mentalnej siły.
LŚ: Mateusz Mika najbardziej eksploatowany - Biało-Czerwoni w statystykach po II meczu z Rosją