Polacy coraz bliżej finałów Ligi Światowej. Co wiemy o siatkarzach po ośmiu meczach?

Podopieczni trenera Stephane Antigi rozegrali już 8 meczów z 12 fazy grupowej LŚ i mają duże szanse na awans do turnieju finałowego. Ale jeszcze nie wszystko jest idealne w grze Biało-Czerwonych.

Ola Piskorska
Ola Piskorska
Przed Polakami już tylko dwa spotkania w Teheranie i dwa u siebie, w pięknej krakowskiej hali. Za nimi cztery ciężkie spotkania wyjazdowe, z koszmarnymi podróżami i zmianami czasu. Mimo tego udało im się wywieźć punkt z USA i pięć punktów z Rosji, co na pewno jest dobrym wynikiem i daje im bardzo duże szanse na awans do finałów w Rio de Janeiro. Zwłaszcza dwie wygrane w Rosji są cenne, bo tego rywala przez ostatnie lata baliśmy się najbardziej. Łatwiej było nam pokonać Brazylię niż naszego wschodniego sąsiada. A za czasów Stephane Antigi wygraliśmy z mistrzami olimpijskimi sześć razy (z czego dwa na ich terenie, co jest historycznym wyczynem) i nie przegraliśmy ani razu. Jeszcze trzy lata temu było to niewyobrażalne, ale może trzeba było francuskiego sztabu szkoleniowego, żeby przełamał polskie kompleksy. Bo to właśnie Francja była drużyną, która potrafiła wygrywać z Rosjanami w czasach, kiedy wydawali się niepokonani.
Cztery wyjazdowe spotkania pokazały siłę mistrzów świata, ale też obnażyły jednak pewne słabości polskiej reprezentacji. Największe rezerwy widać wciąż w obszarze zagrywki, po ośmiu spotkaniach niewiele się zmieniło. We współczesnej szybkiej siatkówce trudna zagrywka jest kluczem do zwycięstw, bowiem nie pozwala rozgrywającemu gubić bloku i zwiększa szanse na ewentualny wyblok czy obronę w polu. W zespole USA właściwie każdy siatkarz w polu serwisowym jest zagrożeniem dla rywala, wśród Biało-Czerwonych nieliczni, i do tego oni właśnie popełniają najwięcej błędów (Bartosz Kurek, Mateusz Bieniek). Niektórzy z kolei wykonują zagrywki tak bezpieczne, że nie czyniące najmniejszej szkody przeciwnikom (Grzegorz Łomacz, Michał Kubiak). Warto tu pochwalić Piotra Nowakowskiego, który na wyjazdach zyskał regularność w tym elemencie i jego męczący float pozwalał na zdobywanie punktów seriami. Jednak warto pamiętać, że zagrywka jest probierzem formy zawodników, a oczywistym jest, że to nie jest jeszcze szczyt ich dyspozycji, a podróże przez pół kuli ziemskiej też im nie pomogły.

Drugim niepokojącym problemem jest słabe przyjęcie polskiego zespołu oraz obrona w polu. Dobre przyjęcie to "oczko w głowie" francuskiego sztabu szkoleniowego i jeden z kluczy do zdobycia tytułu mistrza świata rok temu, a na razie wygląda to źle. Mateusz Mika, choć wyróżnia się w ataku i jest nieoceniony przy sytuacyjnych piłkach, w polu spisuje się gorzej niż w zeszłym sezonie. Obaj libero, Paweł Zatorski i Piotr Gacek, są dalecy od swojej optymalnej dyspozycji, co dobrze było widać w drugim meczu w Kazaniu, gdzie Antiga ich kilkakrotnie zmieniał próbując poprawić sytuację. Słabe przyjęcie było główną, oprócz zmęczenia, przyczyną porażek w Stanach Zjednoczonych i bardzo utrudniło drugi mecz w Kazaniu (w pierwszym Rosjanie żadnej krzywdy swoim serwisem nie czynili). Najlepsi nawet skrzydłowi nie dadzą rady atakować nieustannie z wysokich, sytuacyjnych, piłek na podwójnym i potrójnym bloku. Obrona w polu też pozostawia na razie wiele do życzenia, zwłaszcza u libero, dla których to jedno z najważniejszych zadań na boisku.

Poza tymi dwoma minusami za całą resztę można Biało-Czerwonych spokojnie chwalić. W ataku są niezwykle efektywni i efektowni, poziom techniczny przy tym prezentują momentami wręcz zachwycający, a błędów popełniają w tym elemencie niewiele. Zarówno skrzydłowi, jak i środkowi, radzą sobie nie tylko z piłek dobrych, ale i z niedokładnych, źle wystawionych, nie jest dla nich też przeszkodą blok rywala. Nawet jeżeli zdarzy im się błąd w ataku, to chwilę później zdobywają punkt, nikt nie myli się długimi seriami. Dobrze wybierają kierunki, atakują z różną siłą, umiejętnie stosują plasy i kiwki (Kubiak zamęczył Rosjan swoimi kiwkami tuż za blok) i skutecznie obijają ręce blokujących.

W pierwszych czterech meczach Ligi Światowej trener Antiga nie spieszył się ze zmianami, choć momentami aż się o nie prosiło. W spotkaniach wyjazdowych pokazał jednak trenerskie wyczucie, w odpowiednich chwilach wprowadzał na boisko zmienników, którzy wnieśli swoją gra wiele dobrego. Warto tu pochwalić Rafała Buszka, który dał doskonałą zmianę w pierwszym meczu w Kazaniu, ale przede wszystkim Grzegorza Łomacza. Wracający po trudnych latach do reprezentacji rozgrywający znacząco poprawił grę całego zespołu swoim wejściem na boisko, grał spokojniej i dokładniej. Słusznie został przez trenera nagrodzony wyjściem w pierwszej szóstce na drugi mecz w Kazaniu i w nim również radził sobie bardzo dobrze. Został zmieniony w czwartym secie, bo trener szukał jakiejś odmiany i uniknięcia tie breaka, ale do jego gry nie można mieć zastrzeżeń. A dwóch dobrych i zmieniających się w miarę potrzeb rozgrywających było mocną stroną polskiego zespołu w mistrzostwach świata i jest niezbędne, żeby myśleć o sukcesie w Pucharze Świata. Dlatego udane wejścia Łomacza są bardzo ważne w kontekście nie tylko Ligi Światowej, ale i całego sezonu.

Przed Polakami decydujące spotkania wyjazdowe z Iranem Przed Polakami decydujące spotkania wyjazdowe z Iranem
Jeszcze jedna rzecz rzuca się w oczy, kiedy patrzy się na Biało-Czerwonych. Oni nie lękają się już nikogo i niczego. Weszli do światowej czołówki nie tylko sportowo, ale też mentalnie i to po nich widać. Na boisku od początku emanują pewnością siebie i nawet kiedy przegrywają, to ona nie znika. Mają waleczność i charakter godne mistrzów świata, niezależne od wyniku i od rywala po drugiej stronie siatki. Jedyny mecz w tegorocznej Lidze Światowej, w którym im tej mocy zabrakło, to drugi mecz w Chicago, gdzie pokonało ich zmęczenie. Po długiej podroży i pięciu bardzo zaciętych setach dzień wcześniej Polacy po prostu się poddali, tym bardziej, że przeciwnik grał twardą, męską siatkówkę na bardzo wysokim poziomie. Ale na pewno w Krakowie zobaczymy Polaków pałających żądzą rewanżu, tym bardziej, że USA to jedyna drużyna na świecie, której podopieczni Antigi wciąż nie mogą pokonać.

Ale zanim Amerykanie przyjadą do Krakowa na ostatni dwumecz tegorocznej Ligi Światowej, Polaków czeka jeszcze jedno bardzo trudne wyzwanie - dwa spotkania w Teheranie. W hali tak głośnej i niechętnej gościom jak żadna inna na świecie. W hali, w której Irańczycy w każdym sezonie ze spokojem odnoszą zwycięstwo za zwycięstwem i można ją porównać do prawie niezdobywalnej twierdzy. Iran w swojej hali gra świetnie, Polacy nie wygrali w Teheranie jeszcze nigdy, do tego będą po trzytygodniowej męczącej podróży dookoła świata, a to właśnie wyniki tego dwumeczu mogą przesądzić o awansie do turnieju finałowego w Rio de Janeiro. W Teheranie podopiecznych Stephane Antigi czeka prawdziwy sprawdzian, zarówno ich sportowej, jak i mentalnej siły.

LŚ: Mateusz Mika najbardziej eksploatowany - Biało-Czerwoni w statystykach po II meczu z Rosją

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×