4 plusy i 4 minusy polskiej reprezentacji po 4 meczach Ligi Światowej
Reprezentacja Polski rozpoczęła nowy sezon. Po czterech meczach Ligi Światowej można już pokusić się o pierwsze podsumowanie. Mamy cztery duże powody radości i cztery mniejsze powody do niepokoju.
Trzeci powód do radości dla polskich kibiców to doskonały debiut środkowego Mateusza Bieńka. Jeszcze dwa lata temu tego zawodnika nie chciał w swoim klubie nikt poza Effectorem Kielce, a dziś, po czterech meczach w reprezentacji Polski, jest na piątym miejscu wśród najlepiej punktujących i najlepszym środkowym mistrzowskiej dywizji. Ma imponującą skuteczność w ataku oraz bardzo nietypową zagrywkę, która regularnie sieje popłoch wśród przyjmujących rywali. Mimo młodego wieku i zerowego doświadczenia na tym poziomie rozgrywek reprezentacyjnych nie przestraszył się ani rosyjskich ani irańskich rywali. Całemu światu pokazał wielki talent, determinację, skuteczność i waleczność, zaskakując poziomem swojej gry nawet trenera Antigę. Niewątpliwie to najjaśniejszy debiut ostatnich lat. Doskonale wykorzystał krótką nieobecność Karola Kłosa i trudno go sobie teraz wyobrazić nie tylko poza czternastką, ale nawet poza szóstką kadry narodowej.
Czwarty radosny wniosek to zauważalna gołym okiem zmiana mentalna w polskiej drużynie. Choć pozbawieni kilku ważnych zawodników z poprzedniego sezonu nadal są mistrzami świata, po morderczym turnieju, w którym pokonali wszystkie liczące się na świecie zespoły. Przegrali wtedy tylko jeden mecz i nieraz wychodzili z poważnych opresji, wygrywając dramatyczne końcówki. W efekcie zdobyli nie tylko złoty medal, ale i drużyna zahartowała się niczym stal. Dziś już wychodząc na boisko emanując taką spokojną pewnością siebie, którą kiedyś cechowali się tylko Rosjanie i której dotąd w polskim zespole nie było. Czy zdobywają punkty czy je tracą, nie widać na boisku cienia paniki czy zaniepokojenia. Zacięte końcówki rozstrzygają na swoją korzyść nie tylko dzięki umiejętnościom sportowym, ale także właśnie sile mentalnej oraz ogromnej pewności siebie i swojej wartości.Ale, choć cztery zwycięstwa Polaków napawają optymizmem, to na pewno nie wszystko jest jeszcze idealnie. Najbardziej niepokojące wydają się przestoje i łatwość tracenia punktów seriami. W jednym secie z Iranem podopieczni Antigi prowadzili już 17:10 i pozwolili rywalowi się dogonić na po 22. Sami Polacy mają z kolei problem z gonieniem, w tych czterech pojedynkach przegrali wszystkie sety, gdzie przeciwnik prowadził na drugiej przerwie technicznej. Usprawiedliwieniem może być ciężki trening, jaki podobno mieli siatkarze przez kilka ostatnich tygodni, ale tak czy inaczej przestoje i oddawanie przegranych setów bez walki nie przynoszą im chluby.
Drugim powodem do niepokoju jest niski poziom przyjęcia. Polacy, będąc po dwóch weekendach LŚ liderami statystyk pierwszej dywizji w ataku, serwisie i bloku, plasują się bardzo nisko w elemencie przyjęcia zagrywki. A to właśnie ten aspekt jest kluczowy dla koncepcji gry preferowanej przez sztab francuskich szkoleniowców, generalnie jest on kluczowy we współczesnej męskiej siatkówce. Ostatnimi czasy trofea zdobywają zespoły, które bazują na dobrym przyjęciu, coraz mniej jest typowo ofensywnych przyjmujących, którzy muszą być pokrywani w tym elemencie. Rosjanie i Irańczycy nie pokazali pełni swoich możliwości w polu serwisowym, dlatego ten problem polskiego zespołu nie rzutował na wyniki, ale Amerykanie od początku sezonu są piekielnie mocni i bardzo regularni w swojej zagrywce z wyskoku. W meczach z nimi przyjęcie na dotychczasowym poziomie może okazać się niewystarczające.
Trzecia kwestia, która może niepokoić, to niechęć Stephane Antigi do robienia zmian oraz brak szansy na grę dla całej czternastki. W meczu z Iranem, kiedy z 17:10 robiło się po 22, Francuz nie dokonał ani jednej zmiany, tak samo w czwartym secie drugiego meczu, który Polacy przegrywali prawie od początku. Jedyny z trzech meczów, kiedy zdecydowano się na głębsze zmiany, to drugi mecz z Rosją. Wejście Fabiana Drzyzgi i Rafała Buszka wiele wniosło do gry naszej reprezentacji i pomogło wygrać to spotkanie. W ogóle przez cztery spotkania parkietu nie powąchał Bartosz Bednorz i jeżeli nie dostanie szansy także na wyjeździe, to można by się zastanawiać, czy nie miało więcej sensu puszczenie go na Igrzyska Europejskie do Baku. Jest oczywiste i jasno powiedziane, że Liga Światowa ma być poligonem doświadczalnym przed Pucharem Świata, gdzie będzie walka o awans do Rio. A Puchar Świata, niezwykle trudny i wyczerpujący turniej, wygrywa się wyrównaną czternastką. Byłoby lepiej, gdyby Jakub Jarosz, Rafał Buszek czy Piotr Gacek dostali więcej szans w trakcie Ligi, jeżeli we wrześniu w jakimś momencie mieliby odmieniać losy meczu i ratować polską reprezentację.