Siedem miesięcy ciągłych absencji - sezon 2014/2015 w wykonaniu Developresu SkyRes Rzeszów

Developres SkyRes Rzeszów zakończył rozgrywki Orlen Ligi na 11. miejscu. Beniaminek udanie rozpoczął rywalizację w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale z czasem było coraz gorzej.

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart

Około 12 miesięcy temu Developres SkyRes Rzeszów awansował do Orlen Ligi po turnieju barażowym rozegranym w Bydgoszczy. W tym samym sezonie ówczesny pierwszoligowiec otarł się o turniej finałowy Pucharu Polski. Rzeszowianki pokonały u siebie BKS Aluprof Bielsko-Biała, by na wyjeździe gładko ulec rywalkom. Wtedy po raz pierwszy zaczęto myśleć o tym, aby powalczyć o coś więcej niż tylko utrzymanie w I lidze.

Nad Wisłokiem już po dwóch latach istnienia powstał ośrodek siatkarski na miarę walki w Orlen Lidze. Mimo tego, że w stolicy Podkarpacia prężnie rozwijała się Asseco Resovia Rzeszów, znalazło się miejsce także na siatkówkę w wydaniu kobiecym. Prezesi Rafał Mardoń oraz Wiesław Kozieł postawili przed trenerem Marcinem Wojtowiczem cel minimum - 10. lokata na koniec rozgrywek.

Przed sezonem

Zaraz po radości z awansu przyszedł czas na ruchy kadrowe. Zespół opuściły przede wszystkim zawodniczki odgrywające mniej ważne role w I lidze - Izabela Cieśnik, Barbara Adamska, Gabriela Mazur oraz Anna Myjak. Ta ostatnia została wypożyczona do SMS-u LO2 Opole. Sportową karierę zakończyła libero Paulina Peret, która jednocześnie objęła funkcję kierownika zespołu beniaminka.

Działacze od początku zapowiadali, jaki kształt będzie miała drużyna. Zespół miał się składać z młodych Polek. Do stolicy Podkarpacia zawitały więc Emilia Mucha, czyli przyjmująca, która w Polskim Cukrze Muszyniance Muszyna nie dostawała zbyt wielu szans do gry. Podobnie było z Pauliną Głaz w Pałacu Bydgoszcz. Oprócz nich, jako nowe zawodniczki ogłoszono Magdalenę Hawryłę i Lucynę Borek. Zainwestowano także w perspektywiczne juniorki - Kingę Stronias i Aleksandrę Kazałę. W sztabie szkoleniowym pojawił się Paweł Kołek, który przyszedł do Rzeszowa z BKS-u Aluprof Bielsko-Biała.

Sparingi przedsezonowe pokazały, że ekipa nie odstaje poziomem od takich zespołów jak Muszynianka czy Tauron Banimex MKS Dąbrowa Górnicza. Dużym atutem Marcina Wojtowicza było utrzymanie niemal całej podstawowej szóstki z poprzedniego sezonu, bo jeszcze na starcie rozgrywek Emilia Mucha nie wywalczyła sobie miejsca na boisku. Nowymi ogniwami w wyjściowym zestawieniu zostały Hawryła i Borek. Jak się później okazało, pozyskanie libero z TS Wisły Kraków było prawdziwym strzałem w dziesiątkę.

Test-mecze pokazały również plan trenera na historyczny sezon. Zawodniczki miały za zadanie jak najbardziej utrudnić grę rywalkom swoim serwisem. Tymi, które stanowiły największe zagrożenie w tym elemencie były Ewa Śliwińska i Paula Szeremeta. Obie zagrywały z wyskoku. Wspomagały je także swoimi floatami Karolina Filipowicz oraz Magdalena Olszówka. - U nas nie ma pierwszej szóstki, co pokazaliśmy w poprzednim sezonie. Kto jest w lepszej dyspozycji, ten gra. W każdym meczu potrzebujemy 14 zawodniczek. Przed nami ból głowy, jeśli wszystkie będą się dobrze prezentować - mówił Stanisław Pieczonka, II trener Developresu.

Wzloty i upadki

Jak to zwykle bywa, beniaminek w 1. kolejce zmierzył się z mistrzem Polski. Zaczęło się jednak od małego zgrzytu, bo Developres nie zgodził się na przełożenie premierowego spotkania z Chemikiem Police. Podopieczne Giuseppe Cuccariniego przyjechały na Podkarpacie osłabione brakiem Mai Ognjenović i Stefany Veljković, które uczestniczyły w MŚ 2014 kobiet z reprezentacją Serbii. - Chemik Police ma na tyle duży potencjał, że nawet jeśli kilka zawodniczek będzie nieobecnych, to i tak jest to bardzo mocna drużyna - przekonywał Rafał Mardoń, prezes rzeszowskiego klubu.

Policzanki miały więc dodatkową mobilizację, aby pokazać przeciwnikowi miejsce w szeregu. Zrobiły to, ale w czterech setach. Beniaminek nie zachował spokoju w końcówkach, a miał szansę nawet na tie-breaka. Przywitanie Developresu z Orlen Ligą odbyło się w bardzo dobrym stylu i z nadziejami na obiecujące wyniki w przyszłości. Co nie udało się z mistrzem, stało się faktem w drugim spotkaniu z Budowlanymi Łódź. Rzeszowianki przegrały 2:3, ale dopisały do swojego dorobku pierwszy punkt w najwyższej klasie rozgrywkowej.
W meczach z faworytami Developres walczył ambitnie, ale nie punktował. Aby wejść do "ósemki", trzeba było wygrywać z zespołami o mniejszym potencjale. W 4. kolejce beniaminek pokonał bez straty seta SK bank Legionovię Legionowo. Dwa tygodnie później na Podpromie przyjechała PGNiG Nafta Piła. Ekipa z Grodu Staszica sprowadziła na ziemię zespół Marcina Wojtowicza i zabrała mu cenne trzy "oczka". Pojedynek ten był jednym z kluczowych w dalszej walce o miejsca 1-8. Kolejną zgubą był stracony punkt z Pałacankami we własnej hali.

Bydgoszczanki zaraziły serią porażek beniaminka. Przez kolejne pięć spotkań Developres nie ugrał choćby jednej partii. "Ósemka" mocno się oddaliła, bo Legionovia i KSZO Ostrowiec SA nie traciły punktów w bezpośrednich pojedynkach z głównymi rywalami do play-offów.

Wygrane Developresu w Pile i Bydgoszczy nie miały już żadnego znaczenia. Drużyna zakończyła fazę zasadniczą na 10. miejscu. W międzyczasie z funkcji trenera nieoczekiwanie zrezygnował Marcin Wojtowicz. Schedę po nim objął Mariusz Wiktorowicz, który w grudniu ubiegłego roku zrezygnował z bycia dyrektorem sportowym w MLKS Roltex Zawiszy Sulechów. Po zmianie trenera najlepszym spotkaniem zespołu był domowy mecz z BKS-em Aluprof, który rzeszowianki przegrały 1:3. Wynik nie odzwierciedlał jednak przebiegu meczu.

Analiza

Największą przeszkodą dla zespołu był jednak wysyp kontuzji. Po starciu z KSZO w grudniu, urazu barku nabawiła się Magda Jagodzińska. Atakująca została kontuzjowana na skutek radości po wygranej z ostrowczankami i nie zagrała już do końca sezonu. Podobnie było z Katarzyną Warzochą, którą od kilku lat prześladował ból pleców. Obie rekonwalescentki w lutym przeszły zabiegi. Wiadomo już, że na start nowych rozgrywek do gry powinna być gotowa "Jadzia". Środkowa na boisko wróci, jeśli cała rehabilitacja zakończy się powodzeniem.

- To były ciosy, które uniemożliwiają normalną pracę. Już nie chcę mówić, że lepiej by było jakby to wszystko stało się na raz. Bo wyglądało to tak, że jedna zawodniczka nam wypadła, zreorganizowaliśmy pracę, a po chwili mamy powtórkę i za jakiś czas kolejna kontuzja. Żadna z tych kontuzji nie była spowodowana zaniedbaniami treningowymi, bo były to urazy przypadkowe albo źle zdiagnozowane trzy lata temu
- powiedział Wojtowicz.

Karolina Filipowicz odchodzi z Developresu

Na jakiej pozycji Developresowi jest potrzebne największe wzmocnienie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×