Tak w Polsce szkoli się siatkarskich mistrzów - rozmowa z Andrzejem Warychem

Co ma zrobić rodzic utalentowanego dziecka? Gdzie ma się zgłosić? Dlaczego tak ważną rolę szkoleniu pełni Internet? Czy inne kraje kopiują nasze rozwiązania?

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Te i inne ważne pytania zadaliśmy człowiekowi, który o polskiej szkole siatkówki wie wszystko.

Złoty medal mistrzostw Europy wywalczony w ostatnią niedzielę przez naszych kadetów to nie pierwszy tak duży sukces naszej młodzieży na arenie międzynarodowej. W ostatnich 10 latach polscy kadeci przywieźli z ME aż cztery medale (dwa złote, dwa srebrne). W ubiegłym roku srebro podczas dokładnie takiej samej imprezy wywalczyli również nasi juniorzy. Jesteśmy siatkarską potęgą nie tylko w kategorii seniorów, ale także w rozgrywkach młodzieżowych. O polskiej szkole siatkówki rozmawiamy z wieloletnim szefem wyszkolenia Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Andrzejem Warychem.
Marek Bobakowski: Michał Bąkiewicz, Michał Winiarski, Marcin Możdżonek, Fabian Drzyzga, Mateusz Mika, Paweł Zatorski… Absolwentów Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Spale można wymieniać i wymieniać, w nieskończoność.

Andrzej Warych: Tak, to jeden z najlepszych pomysłów w historii polskiej siatkówki. Szkoła, która w tym roku obchodzi już 20 lat istnienia, podała nam na tacy już kilka doskonałych pokoleń zawodników. Zawodnicy wychowujący się właśnie w Spale wywalczyli złoty medal ME kadetów w Turcji. Tym samym potwierdzili, że to nadal najmocniejszy punkt w naszym programie szkolenia.

Z tego, co wiem, to Polska była jednym z prekursorów takiego centralnego szkolenia na świecie. My, Francuzi, Włosi. Dopiero potem za nami podążyły inne kraje. Prawda?

- Dokładnie. Skoro pomysł tak doskonale się sprawdził, to naszym tropem podążyli inni. Ciekawostka, SMS powstał nawet we Lwowie. Oczywiście Ukraińcy nie mają tak mocnej siatkówki jak my, ale stwierdzili, że nasza droga będzie dla nich optymalna. To tylko jeden przykład. Jeżdżąc po całym świecie nawiązujemy kontakt z różnymi krajami, które często potem wprowadzają w życie nasze rozwiązania. Oczywiście nie kopiują ich 1:1, dostosowują do swoich warunków.

Jak młody człowiek może się dostać do SMS-u?

- Zaczął pan od samej góry naszego młodzieżowego szkolenia. Angaż w Spale to już szczyt dla każdego młodego zawodnika. SMS to tak naprawdę niepubliczne liceum, więc uczą się tutaj 16-, 17- i 18-latkowie. Aby się tutaj znaleźć, należy wystartować w Turnieju Nadziei Olimpijskich i tam wpaść w oko trenerom ze Spały. Potem jest tygodniowy obóz dla wybranych 32 zawodników. Ostatecznie zostaje 16 kandydatów, którzy rozpoczynają naukę w SMS-ie.

Mówi pan, że SMS to już szczyt piramidy pod nazwą "polska szkoła siatkówki". Co jest poniżej?

- To po kolei. Od 2012 roku w Polsce działają tak zwane SOSy, czyli Szkolne Ośrodki Siatkarskie. W prawie 140 gimnazjach w całym kraju szkolimy, w porozumieniu z Ministerstwem Sportu i Turystyki, młodzież. Dzieciaki uczą się i trenują, a dodatkowo jeżdżą na różne turnieje. Z tej grupy szkoleniowcy wybierają kadry wojewódzkie. A właśnie reprezentacje poszczególnych województw przyjeżdżają na Turniej Nadziei Olimpijskich, z którego do SMS-u pozostaje już tylko jeden krok. W szkole w Spale mamy tak naprawdę 16 wybrańców z około dwóch tysięcy zawodników, którzy zaczynali w gimnazjum. Tak można uprościć cały system.

Zaczął pan od poziomu gimnazjum. Co ma zrobić rodzic dziecka, które uczęszcza do szkoły podstawowej, ale chce już trenować siatkówkę?

- Radziłbym znaleźć taką szkołę, w której pracuje nauczyciel wychowania fizycznego specjalizujący się właśnie w siatkówce. My tam na razie nie docieramy, ale mamy kontakt z wieloma "wuefistami", którzy robią taką selekcję właśnie wśród dzieciaków w wieku np. 10 lat i mniej. Nie mamy pieniędzy, aby im płacić, ale udostępniamy wszelkie materiały szkoleniowe, pomagamy, jesteśmy z nimi w kontakcie.

No właśnie, materiały... Od wielu lat słyszałem od trenerów, że największym problemem jest to, iż dobre książki trzeba ściągać z zagranicy.

- W ostatnich latach mocno się to zmieniło. Wydaliśmy naprawdę sporo pozycji skierowanych do trenerów nawet tych najmłodszych dzieci. Jeżeli teraz ktoś narzeka, że nie może znaleźć materiałów przydatnych w szkoleniu młodzieży, to tak naprawdę źle szuka. Niech wejdzie na stronę internetową Akademii Siatkówki lub zadzwoni do nas, do związku.

Akademia Siatkówki - kolejna idea, która ma pomóc w rozwoju siatkówki. Jak to działa?

- Fantastyczny pomysł, którzy wykorzystuje tak naprawdę nieograniczone możliwości, jakie dał nam Internet. Krótko mówiąc to multimedialna platforma, na której każdy zaangażowany w szkolenie dzieciaków znajdzie odpowiedź na każde swoje pytanie. Nauczyciele otrzymają na tacy rozpiskę ćwiczeń do wykorzystania na lekcjach wychowania fizycznego, trenerzy dowiedzą się, jak odpowiednio zmotywować młodych zawodników, a sami siatkarze poznają swoich idoli od podszewki. Wszystko podane w atrakcyjny sposób, często okraszone materiałami wideo. Dzięki akademii dzieciak z Warszawy ma takie same szanse na sukces, jak jego rówieśnik na przykład z małej wioski w Bieszczadach. Przecież Internet dociera teraz praktycznie wszędzie.

Działacze z innych krajów dziwią się, że turnieje młodzieżowe w Polsce mają oprawę prawie taką, jak finał Ligi Światowej.

- A dlaczego miałoby być inaczej? Staramy się, aby nie było różnicy w traktowaniu 13-latka, który wygrał zawody wojewódzkie i Mariusza Wlazłego, który świętuje złoto mistrzostw świata. Dlatego wręczamy podczas zawodów młodzieżowych nagrody indywidualne, jest oprawa muzyczna, uroczyste wręczanie medali itd. Taki mały gest, a ma ogromne znaczenie.

Wspomniał pan o tym, że - cytuję - "na razie" - nie docieracie bezpośrednio do szkół podstawowych. Czyżby program szkolenia miał objąć i ten poziom kształcenia?

- Oczywiście bardzo byśmy chcieli. Przykład gimnazjalnych SOSów pokazuje, że to fantastyczny pomysł. Gdyby udało się to skopiować w podstawówkach, byłoby idealnie. Na to jednak potrzeba sporo pieniędzy, współpracy z ministerstwem. Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Jestem optymistą, bo siatkówka pokazuje na każdym poziomie, że warto w nią inwestować.

Siatkówka, w przeciwieństwie do piłki nożnej, nigdy nie będzie dyscypliną dla milionów Polaków.

- Tak, bo to trudna technicznie dyscyplina. Nie tylko piłka, ale i koszykówka jest bardziej sportem masowym. Tym bardziej cieszymy się, że od kilku lat rocznie udaje nam się przekonać kilka tysięcy dzieciaków, aby zamiast siedzieć przy komputerze przyszły na salę i poodbijały piłkę. A medale podczas imprez międzynarodowych są wisienką na torcie. Dowodem, że system pracuje dobrze.

ME kadetów: Polacy nie zwalniają tempa i odprawiają Rosjan

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×