Wycinek z życia: Dan Lewis - nawrócony student staje się profesjonalistą

Ile kilometrów przemierzył z reprezentacją Kanady w 2014 roku? Jaki niemądry ruch zrobił podczas pobytu na studiach? Bohaterem tego odcinka jest były gracz PGE Skry Bełchatów i ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Zdrowotna lekcja pokory

Kiedy w 2006 roku, w wieku 30 lat, Dan Lewis zasilił szeregi Skry Bełchatów, wielu kibiców siatkarskich zastanawiało się, czy aby na pewno ówczesny mistrz Polski dokonał właściwego posunięcia. Siatkarz wywodzący się z Oakville, leżącego w południowo-wschodniej części Kanady, w stu procentach poważnie zdecydował się na rozpoczęcie profesjonalnej kariery sportowej dopiero w wieku 25 lat. Siatkówka nie pasjonowała go szczególnie mocno od wczesnego dzieciństwa.
Treningi w tej dyscyplinie rozpoczął jako 14-latek, a przez jego młodzieńczą głowę cały czas przewijała się myśl o zaistnieniu w świecie futbolu amerykańskiego. Idealnym scenariuszem byłoby osiągnięcie poziomu prezentowanego przez Joe Montanę - quarterbacka (rozgrywającego) znanego przede wszystkim z wieloletniej gry dla San Francisco 49ers, czterokrotnego zwycięzcę Super Bowl, a przy okazji sportowego idola Lewisa.

Kanadyjczyk postanowił jednak ostatecznie spróbować swoich sił na ścieżce siatkarskiej. Pierwszy rok studiów pokazał mu, że podjęcie takiej decyzji daje spore szanse zaistnienia na tym polu. W kolejnym nie wiodło mu się już jednak tak dobrze, więc postanowił zrezygnować z nauki na uczelni i skupić się na sporcie. Z czasem zrozumiał, że nie było to podejście najmądrzejsze z możliwych. Do refleksji skłoniła go kontuzja ramienia. - Zdałem sobie sprawę, że siatkówka to nie wszystko i jeśli doznam jakiegoś urazu, który uniemożliwi mi grę, będę bez wykształcenia - mówił.

Po przemyśleniu całej sprawy powrócił na studia. Z dobrym skutkiem. Został absolwentem ekonomii na Uniwersytecie Manitoba, po czym wyjechał do Europy, by kontynuować swój rozwój siatkarski. Zanim przybył do Bełchatowa, miał w swoim CV występy w lidze szwajcarskiej oraz we francuskich klubach z Tuluzy i Montpellier.

Problemy ze zdrowiem i zmiany pozycji

Na jego transfer do ligi polskiej złożył się w największej mierze bardzo udany występ na Memoriale Huberta Jerzego Wagnera w 2006 roku. W tym towarzyskim turnieju Kanadyjczycy zajęli 3. miejsce, pokonując w meczu o brązowy medal Włochów 3:1, a wcześniej mocno strasząc w półfinale Polaków (2:3). Co ciekawe, w tymże roku Lewis powrócił do gry w narodowych barwach, a bezpośrednią przyczyną takiej jego decyzji była zmiana szkoleniowca. Na powrót do kadry namówił gracza nikt inny jak Glenn Hoag, pracujący z reprezentacją Kanady aż do dnia dzisiejszego.

W Skrze siatkarz rozegrał dwa sezony, każdy z nich kończąc z tytułem mistrza Polski na koncie. Zasłynął wtedy przede wszystkim z doskonałego wypełniania roli "strażaka". W latach 2006-2007 występował na pozycji przyjmującego, specjalizującego się przede wszystkim w wypełnianiu zadań defensywnych. Absolutnie nie ograniczał się jednak tylko do realizacji swojego podstawowego obowiązku, ponieważ często nie można mu było nic zarzucić również w grze na siatce. Jego sytuacja w klubie zmieniła się nieco na początku 2008 roku.
Wielu trenerów mogło zazdrościć bełchatowianom posiadania Wielu trenerów mogło zazdrościć bełchatowianom posiadania "dżokera" w postaci Lewisa
Wówczas u siatkarza odezwały się problemy z kolanem, które z czasem okazały się być jego prześladowcą także w dalszych etapach kariery. Efekt zaistniałej sytuacji był taki, że Dan został przesunięty na pozycję libero. Spisywał się na niej bardzo solidnie, lecz w związku z nowymi transferami, dokonanymi przez bełchatowski klub przed sezonem 2008/2009, zawodnik został zmuszony do szukania sobie nowego pracodawcy.

- Byłem związany z wielkim klubem, z którym przez dwa lata występowałem w Lidze Mistrzów. W sezonie 2007/2008 Skra zorganizowała turniej Final Four. Było to wyjątkowe wydarzenie, wówczas zespół poddano ogromnej presji, ale udało mu się wywalczyć 3. miejsce na tej imprezie. Oczywiście chciałbym kiedyś powtórzyć ten sukces - wspominał po czasie swój pobyt w Bełchatowie.

Jego usługami szybko zainteresował się inny czołowy zespół ligi - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Jego trenerem był wówczas Krzysztof Stelmach, który znał umiejętności Lewisa z czasów wspólnej gry przez rok w Bełchatowie. Na Opolszczyźnie gracz nie zagościł jednak długo, w dużej mierze z powodu stale nękających go problemów zdrowotnych. Ponownie został przestawiony na pozycję przyjmującego. Znakomicie spisał się co prawda w roli zmiennika w meczu przeciwko Skrze, który kędzierzynianie w dramatycznych okolicznościach wygrali u siebie 3:2, lecz był to właściwie jedyny pozytywny akcent jego wpływu na poczynania zespołu bezpośrednio na parkiecie. Po zakończeniu sezonu opuścił Polskę i przeniósł się do Słowenii.

Zadziwiając całą Europę

Nowym pracodawcą zawodnika został najbardziej znany słoweński zespół ACH Volley Bled. Już na samym starcie przygody w tym klubie było mu raźniej, ponieważ także od 2009 roku na ławce trenerskiej zasiadał tam nikt inny jak Glenn Hoag. Szybko do gustu przypadła graczowi także grupa ludzi, z jaką przyszło mu tam współpracować. - Mamy prawdziwie międzynarodowy zespół. Często dochodzi do zabawnych sytuacji, co widać na treningach. Jesteśmy dobrą mieszanką zawodników młodych z doświadczonymi. Mamy agresywnych młodych atakujących i graczy ogranych na międzynarodowej arenie - opowiadał.

W całej ten układance miejsce dla Lewisa znalazło się na pozycji libero. Taka sytuacja związana była przede wszystkim z jego nieszczególnie korzystną przeszłością pod kątem zdrowotnym. Siatkarz nie miał żadnych problemów z zaakceptowaniem takiego rozwiązania. - Bardzo lubię atakować i w każdej chwili jestem gotowy wrócić na przyjęcie z atakiem. Dostałem propozycję by zagrać cały sezon jako libero i nie mogłem jej odrzucić, bo to duża szansa. Mogę w razie konieczności zmienić pozycję. Libero nie jest narażony na tyle kontuzji, co zawodnik wielokrotnie wyskakujący do ataku. Z drugiej jednak strony trzeba być niezwykle dobrze przygotowanym pod względem motorycznym - komentował.

Z biegiem czasu okazało się, że maszyna sterowana przez Hoaga została największą rewelacją Ligi Mistrzów. O ile awansu drużyny z Bledu do fazy pucharowej za specjalną sensację jeszcze nie uznawano, o tyle wyeliminowanie w pierwszej rundzie play-off słynnej włoskiej Lube Banki Macerata, po dwóch zwycięstwach 3:2, już zdecydowanie zasługiwało na takie miano. Ostatnią przeszkodą na drodze ACH do Final Four był austriacki Hypo Tirol Innsbruck. Obie ekipy wygrały po jednym spotkaniu, na własnym terenie, w stosunku 3:1, więc do rozstrzygnięcia triumfatora dwumeczu potrzebny był "złoty set". Najważniejsza partia zakończyła się wygraną słoweńskiego zespołu 15:10. A potem już tylko siatkarze oraz ponad cztery tysiące kibiców zgromadzonych w hali w Lublanie wpadło w euforię.

Na której pozycji Dan Lewis prezentuje wyższą jakość?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×