Czterdzieści lat minęło... Czyli jak Polacy zostali mistrzami świata w roku 1974

Mija dokładnie czterdzieści lat od czasu, kiedy Polacy po raz pierwszy stanęli na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata. 28 października 1974 roku zespół Huberta Wagnera zdobył złoty medal.

Olga Krzysztofik
Olga Krzysztofik
Gdy po latach niewykorzystanych szans polska reprezentacja jechała na turniej do Meksyku, nie była ona wskazywana jako jedna z drużyn ze ścisłego grona faworytów do zdobycia mistrzowskiego tytułu. Odważnych zapowiedzi nie bali się jednak chłopcy Huberta Jerzego Wagnera, którzy pod dowództwem ambitnego "Kata" uwierzyli, że mogą dokonać czegoś wielkiego i jednocześnie zapisać się w historii polskiej siatkówki na zawsze.
Nastroje przed...

W szeregach polskiej reprezentacji panowało bojowe nastawienie do walki w światowym czempionacie. Siła naszej kadry została zbudowana przed udaniem się do Meksyku, gdzie zespół tylko potwierdził swoją potęgę. Klucz tkwił w... Wagnerze, który wypracował bardzo dobry system przygotowań. W swoim notesie zapisywał wszystkie uwagi, pomysły na zmiany i innowacje w treningu, które po nominacji na pierwszego trenera reprezentacji wcielił w życie. W efekcie jego podopieczni - którzy do niedawna byli jego kolegami z boiska - przeszli przez wymagające dużej wytrzymałości przygotowania.

Trener Wagner wierzył w swój zespół, stąd do gry w mistrzostwach świata podchodził on odważnie, z myślami o osiągnięciu dużego sukcesu. Szkoleniowiec założył sobie, że w turnieju nasza reprezentacja wywalczy awans na igrzyska olimpijskie, co było równoznaczne ze zdobyciem złotego medalu lub zajęciem drugiego miejsca za Japonią, gdyż mistrz olimpijski miał zapewniony start w następnych IO. Z kolei siatkarze do Meksyku udali się z większą nadzieją, niż wiarą w złoto. - Jechaliśmy tam z nadzieją, że możemy dobrze wypaść, a wypadliśmy najlepiej. W całej drużynie panowała wtedy wielka radość - nie ukrywał na łamach portalu SportoweFakty.pl Ryszard Bosek.

Krok po kroku do cennego medalu

W roku 1974 po raz ostatni mistrzostwa świata toczył się według systemu, który nie przewidywał rozgrywania wielkiego finału. Zmagania w Meksyku odbywały się więc w systemie trzystopniowym. W pierwszej fazie 24 zespoły zostały podzielone na sześć grup po cztery ekipy, a w kolejnej rundzie po cztery zespoły walczyły w każdej z trzech grup. Dwie najlepsze drużyny z każdego z zestawień zdobywały awans do kolejnej odsłony mundialowych zmagań. Grupę finałową utworzyło sześć najlepszych ekip z drugiej fazy, a zmagania toczyły się systemem "każdy z każdym".

W pierwszej rundzie meksykańskiego czempionatu biało-czerwoni trafili do wymagającej grupy z ZSRR, USA oraz Egiptem, który był najsłabszy w tej stawce. Po pewnym pokonaniu Egipcjan przyszła kolej na walkę z Amerykanami, z której Polacy wyszli zwycięsko. Największe obawy wiązały się ze starciem z ZSRR, gdyż wygrana pozwalała na walkę w łatwiejszym półfinale.

Trener Hubert Wagner miał jednak sposób na tego przeciwnika, a miał on swój początek podczas towarzyskiego pojedynku w Cakhadzare, gdzie Polacy wygrali sparing. Otóż Polacy rozpoczynali spotkanie z ZSRR - za każdym razem - w takim samym zestawieniu, jak wspomniany mecz towarzyski. Szóstka wyglądała następująco: Stanisław Gościniak, Włodzimierz Stefański, Mirosław Rybaczewski, Włodzimierz Sadalski, Zbigniew Zarzycki i Wiesław Czaja. Fakt, że drugi skład Polski był w stanie walczyć z siatkarzami ZSRR jak równy z równym, niezmiernie irytował rywali i gdy na boisku pojawiali się podstawowi gracze, mieli oni ułatwione zadanie odniesienia zwycięstwa.

Po pokonaniu ZSRR nasi reprezentanci pewnym krokiem weszli do drugiej rundy i stali się faworytem do zdobycia złotego medalu czempionatu. Łatwe wygrane z NRD, Belgią i Meksykiem dały Polakom miejsce w grupie finałowej, w której tak łatwo już nie było.

Dotychczasowe wyniki z eliminacji nie były już liczone, a pierwszego dnia rywalizacji zespół Wagnera trafił na... ZSRR. Jednak zimna krew w połączeniu ze sprawdzonym sposobem na tego przeciwnika i po dramatycznej walce w pięciu setach triumfowała biało-czerwona kadra. Mała nerwowość w końcówkach następnego meczu, w którym rywalem była Czechosłowacja, kosztowała Polaków stratę dwóch setów, lecz kolejne padły już łupem naszych reprezentantów. Natomiast po pokonaniu NRD chłopcy Wagnera byli o krok od upragnionego złota.

Wyniki innych pojedynków w grupie finałowej sprawiły, że gdyby Japonia pokonała naszą drużynę, to ona cieszyłaby się z mistrzowskiego tytułu. Polacy więc musieli wygrać z Azjatami. Biało-czerwoni prowadzili już 2:1, a w czwartej partii 14:5, gdy rywale zaczęli odrabiać straty! Pogoń zakończyli przy piłce setowej przy wyniku 15:14. Wtedy do akcji wkroczyli nasi reprezentanci, którzy wygrali 17:15, a całe spotkanie 3:1! Polacy zostali mistrzami świata!


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×