Z Sanją musimy celować w pierwszą czwórkę - rozmowa z Adamem Grabowskim, trenerem Budowlanych Łódź

Szkoleniowiec siódmego zespołu minionego sezonu przyznaje, że transfer chorwackiej atakującej wiąże się z jasną deklaracją celów drużyny. Główną przeszkodą w ich realizacji mogą być jednak kontuzje.

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk

Marcin Olczyk: Za wami ostatni sparing przed ligą. Czy na ten moment z wygranego 3:2 meczu kontrolnego z BKS-em Aluprofem Bielsko-Biała można wyciągnąć jakieś istotne wnioski w kontekście startu sezonu?

Adam Grabowski: O konkretnych wnioskach może nie ma sensu mówić, bo to jednak tylko sparing. Punkty nie ważą, nie ma aż takiej nerwowości czy spięcia, więc na pewno gra się trochę luźniej. Cieszy mnie, że mogliśmy przełożyć na grę to, co robimy na treningach, czyli między innymi takie bardzo szybkie rozegranie, trochę na wariackich papierach, na pograniczu błędu. Martwi z kolei trochę postawa Emilii Kajzer, ale mam nadzieję, że to jest tylko chwilowe, przejściowe i zaraz się Mila obudzi, będzie dokładniejsza, bardziej precyzyjna i pewna siebie. Będę ją bardzo mocno wspomagał, żeby tak się stało.
Czy jest pan zadowolony z całego okresu przygotowawczego poprzedzającego nowy sezon?

- Jeśli chodzi o dziewczyny, które są zdrowe, czas ten przepracowały bardzo dobrze i to widać. Natomiast problemem są kontuzje. Nie mamy Doroty Medyńskiej i Sylwii Pyci, co mnie bardzo martwi. Nie mogę grać tym kim chce, tylko muszę tym, kogo mam. Dysponuję w tej chwili tylko jedną zmianą - na rozegraniu. I koniec. Nie mam innych możliwości. Są z nami dziewczyny z Młodej Ligi, juniorki, ale one ligi nam nie ugrają. Co prawda, fajnie się prezentują, sporo potrafią, chociażby Asia Pacak ma papiery na granie, ale niestety przyjdą mecze o punkty i tam dziać może się już różnie.

Czy wspomniane urazy podstawowych zawodniczek to poważne sprawy, czy jest szansa, żeby Sylwia Pycia i Dorota Medyńska szybko wróciły do gry?

- Nie jestem lekarzem, więc nie będę się wypowiadał głębiej w tej kwestii. Na dzień dzisiejszy ich nie mamy i na pewno w Rzeszowie [10 października Budowlani grają swój pierwszy ligowy mecz z Developres SkyRes - przyp. red.] mieć ich nie będziemy. Na Legionovię najprawdopodobniej też nie. Co będzie dalej? Nie mam pojęcia. Musimy radzić sobie w tym składzie, który został. W tygodniu dołączy do nas Sanja Popović i to powinno dodać nam trochę oddechu.

Z tym atakiem, chociażby w sparingu z BKS-em, bywało różnie. Czy bardzo liczy pan na wejście w ten zespół wspomnianej Sanji Popović?

- Ostatni nasz mecz pokazał, że na przykład w Bielsku-Białej są dwie nominalne atakujące: Helena Horka i Natalia Bamber-Laskowska i jeżeli ma się takie odejście, zawodniczki z takim uderzeniem, to gra się łatwiej. My musimy kombinować, szaleć na tej siatce i w jakiś sposób rekompensować niedobory w ataku innymi rzeczami, przez co idzie nam dużo trudniej. Kiedy ma się egzekutora na siatce, to on, siłą rzeczy, musi absorbować uwagę drużyny przeciwnej. My na dzień dzisiejszy takiej zawodniczki nie mamy. W okresie przygotowawczym taką rolę pełniła Ewelina Sieczka, ale teraz, z racji przygotowywania do ligi w ostatnim sprawdzianie przed sezonem praktycznie cały czas grała na lewym skrzydle z przyjęciem, bo nominalnie to jest zawodniczka na to właśnie miejsce. Dlatego przeciwko BKS-owi prawie w ogóle nie była ustawiana na prawej stronie. Spędziła tam jednego seta, ale... lepiej o nim zapomnieć.

Czy Sanja Popović może być dla Budowlanych taką zawodniczką jak kiedyś dla prowadzonego przez pana Atomu Trefla Sopot Rachel Rourke?

- Ja bym bardzo chciał, żeby tak było, ale czy ktoś powtórzy wyczyn Rachel? Nie wiem, oby. Nie jest przecież tak, że przychodzi zawodniczka i, ot tak, rozgrywa królewski sezon w lidze, zdobywając ponad 500 punktów. Zwłaszcza że drużyna przeciwna też się na taką dziewczynę wtedy specjalnie nastawia. Jeżeli Sanja da temu zespołowi 5-6 punktów w secie to znaczy, że spełnia swoje zadanie. W momencie, gdy reszta będzie grać na swoim poziomie i wrócą kontuzjowane siatkarki, to wtedy i Sanji będzie łatwiej i całej reszcie. Tak to jest wszystko skonstruowane, że jeżeli każdy jest zdrowy i w formie to ten zespół może sporo ugrać. Musimy jednak najpierw te warunki spełnić. Na razie ich nie spełniamy przede wszystkim dlatego, że nie jesteśmy zdrowi.
Pierwszy swój sezon w Polsce Sanja Popović spędziła w malutkiej Muszynie. Jak po powrocie do naszego kraju poradzi sobie w Łodzi? Pierwszy swój sezon w Polsce Sanja Popović spędziła w malutkiej Muszynie. Jak po powrocie do naszego kraju poradzi sobie w Łodzi?
Sanja Popović to doświadczona zawodniczka. Na rozegraniu będzie mieć "weterankę" Magdalenę Śliwę. Czy uważa pan, że chorwacka atakująca będzie w stanie wejść do zespołu szybko i bezboleśnie, tak żeby z marszu stanowić o sile Budowlanych?

- Ja się w ogóle o nią nie martwię! To jest taki gracz, co do którego nie ma sensu mieć nawet cienia wątpliwości. Mam okazję pracować w zespole, gdzie jest kilka zawodniczek doświadczonych, ale też kilka młodych, wręcz juniorek. Inaczej to wszystko funkcjonuje, gdy w drużynie jest taka mieszanka. Przecież Magdy Śliwy, Sylwii Pyci czy Doroty Ściurki ja nie będę uczył grać w siatkówkę. One doskonale wiedzą, co i jak trzeba robić. Są oczywiście z mojej strony podpowiedzi, ale to nie jest nauka. Dla nich najważniejsze jest, żeby były w formie fizycznej. Dlatego mogę spokojnie zająć się młodzieżą, a zostawić te doświadczone, jeśli chodzi o jakąś tam taktykę gry w trakcie meczu, bo mam tę pewność, że one się nie pogubią. Ale jeżeli cały zespół byłby młody, to ja już wiem od trenerów, którzy najstarszą zawodniczkę mają w wieku 24-25 lat, jak to się odbywa. Mogę im tylko współczuć.

W której części tabeli nowy sezon ligowy zakończy zespół Budowalnych Łódź?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×