Nie mam i nie będę miał pierwszej szóstki - rozmowa z Vitalem Heynenem, trenerem reprezentacji Niemiec

Belgijski szkoleniowiec rozmawiał z naszym portalem między innymi o ocenie Ligi Światowej, swojej koncepcji budowy drużyny i nadchodzących mistrzostwach świata.

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Ola Piskorska: Skoro nie planowałeś wygrać Ligi Światowej w tym sezonie, to jaki właściwie miałeś cel w tych rozgrywkach?

Vital Heynen: Moim podstawowym celem w tym roku było wprowadzenie do reprezentacji młodych niemieckich zawodników i sprawdzenie ich przed mistrzostwami świata. Taki pełen przegląd kadr (śmiech). Wszyscy wiemy, że bywają niespodzianki, zakładasz, że siatkarz się nie nadaje do reprezentacji, a jak dajesz mu szansę to on się w niej świetnie odnajduje. Dokładnie tak, jak to się stało w tym roku w polskiej drużynie narodowej, prawda? Występ niedoświadczonych zawodników w Lidze Światowej był o wiele lepszy niż ktokolwiek się spodziewał. Bardzo mnie to cieszy, bo ja wyznaję taką samą filozofię - każdemu warto dać szansę. I ja też liczyłem na takie odkrycia i zaskoczenia. I mieliśmy górki i dołki, grając w naszym eksperymentalnym składzie. Parę razy musiałem jasno powiedzieć siatkarzowi, że jeszcze nie jest gotowy na kadrę.
A udało ci się znaleźć jakieś nieodkryte perełki wśród niemieckiej młodzieży?

- Na pewno nie tyle ile bym chciał (śmiech). Chyba największym moim odkryciem jest środkowy Michael Andrei, który co prawda jest Niemcem, ale całe swoje życie spędził we Francji i dlatego dotąd nie wpadł nikomu w oko. I nie będę ukrywał, że jestem trochę rozczarowany faktem, że udało mi się znaleźć tylko jednego nowego siatkarza na tyle dobrego, żeby zagrał w mistrzostwach świata. Dlatego mój cel w Lidze Światowej nie został osiągnięty.

Szukałeś atakującego przede wszystkim?

- I nowego rozgrywającego również. W mistrzostwach świata zagra na tej pozycji Sebastian Kuehner, ale szczerze mówiąc, tylko z powodu kontuzji Simona Tischera. Gdyby nie jego kolana, to on byłby z nami, bo Sebastian swoim występami w LŚ mnie nie zachwycił.

Czyli tegoroczna LŚ to porażka na całej linii - ani sukcesu sportowego, ani nowych zawodników?

- Wszystko ma swoje plusy i minusy. Jak pamiętasz jasno mówiłem, że nie spodziewam się sukcesów w LŚ, ale kontuzje Kaliberdy, Kampy i Fromma spowodowały, że wynik był nawet jeszcze gorszy niż zakładany. Ale dzięki tej porażce moi chłopcy są teraz bardzo głodni sukcesów i zwycięstw. Wszyscy stawili się 21 lipca na zgrupowanie wypoczęci i bardzo zdeterminowani, żeby coś w tym sezonie osiągnąć.

Jestem pewna, że oglądałeś mecze finałowe LŚ. Byłeś zaskoczony złotym medalem USA?

- Oczywiście! Przed finałami nikt by nie postawił na nich złamanego grosza, zwłaszcza po stracie Priddiego na początku rozgrywek. A tymczasem idealnie udowodnili moją tezę: jak dasz młodym chłopakom szansę, to mogą zagrać o wiele lepiej niż się spodziewasz. Można powiedzieć, że im wyszło w tym roku to, co mi nie wyszło. Powiem szczerze, że sam się przyglądałem Taylorowi Sanderowi w styczniu i był niezły, ale zupełnie nie aż taki, jak to pokazał w finałach. Ale wracając do reprezentacji USA, jestem ciekaw, jak zagrają pod znacznie większą presją, bo w Lidze Światowej tego nie mieli.

Wracając do twojego zespołu, jak dokładnie wyglądają wasze przygotowania?

- Zaczęliśmy od dwunastu dni po dwa treningi z rzędu, było ciężko (śmiech). Potem chwila przerwy, powrót do treningów i sparingi z Australią.

Teraz dwa sparingi z Polską, a dalej?

- Jedziemy do Włoch, tam gramy jeden mecz oficjalny i jeden treningowy, a na koniec spotykamy się dwukrotnie w meczach towarzyskich z Amerykanami u siebie. Można powiedzieć, że mamy przeciwników z wysokiej półki, co było niezbędne po uczestniczeniu w drugiej dywizji "Światówki". Musimy wiedzieć gdzie jesteśmy i jak gramy.

Trzy tygodnie przed rozpoczęciem mistrzostw świata, czego właściwie jako trener oczekujesz od swoich podopiecznych w takich sparingach? Bo chyba jeszcze nie gry na takim poziomie, jak w nadchodzących mistrzostwach?

- Indywidualnie chciałbym, żeby zawodnicy zbliżali się już do tego poziomu, aby brakowało im bardzo niewiele, oczekuję, że teraz będą grali na 85-90 proc. swoich możliwości. I teraz, na tym ostatnim etapie, koncentrujemy się na złożeniu tego wszystkiego w jeden sprawnie działający mechanizm.

Ale co jest dla ciebie najważniejsze w kontekście sparingów?

- Dla nas najważniejsze jest po prostu granie. Popatrz na moich zawodników: Schwarz nie grał od trzech miesięcy, Grozer nie grał od trzech miesięcy, Kampa nie grał od stycznia, Guenther nie grał od lat lat w reprezentacji, Schoeps nie grał od roku. No dobra, to może trochę za ostro. Ale mógłbym tak wymieniać i wymieniać, bo z trudem znajdę u nas zawodnika, który nie miał jakiejś przerwy. Dlatego najważniejsze jest po prostu granie meczów o zwycięstwo, jak najwięcej.

Czy na tym etapie masz już krystalizującą się pierwszą szóstkę?

- Pytasz jakbyś mnie nie znała (śmiech). Nie mam i nie będę miał pierwszej szóstki.

To nie jest jednak normalne nie mieć pierwszej szóstki.

- Trudne do uwierzenia, co? Powiem ci, że gdybym jako zawodnik spotkał trenera, który mówi, że nie ma u niego pierwszej szóstki, to też bym nie uwierzył (śmiech). Ale jak zostałem trenerem, to zobaczyłem wiele zalet tego rozwiązania. Notabene Roberto Santilli, który w tym roku pomaga nam w sztabie, regularnie przychodzi do mnie i mówi: Vital, Vital, przecież my musimy mieć pierwszą szóstkę (śmiech).

Ale na treningach zwykle ustawia się pierwszą szóstkę przeciwko drugiej. Ty nie?

- Nigdy! Na treningach robimy wiele innych rzeczy, ustawiam zawodników wedle rożnych koncepcji i do tego często ich zamieniam. W ogóle rzadko robię takie klasyczne gierki. A jeżeli już, to staram się ustawić dwa możliwie najbardziej równe zespoły, które muszą bardzo ciężko walczyć o każdy punkt. Bo ja mam czternastkę, a nie żadną szóstkę.

A nie jest tak, jak twierdzą niektórzy, że ustalona pierwsza szóstka bierze na siebie większą odpowiedzialność za wynik? A kiedy ta odpowiedzialność jest rozproszona, to w efekcie nikt się nie przejmuje tak bardzo?

- Słyszałem o tym, ale ja podszedłem do kwestii budowania odpowiedzialności za zespół i za wynik inaczej. Zauważyłaś, że nie powołałem żadnych 22 czy nawet 24 zawodników do szerokiej kadry i nie kazałem im rywalizować między sobą do samego końca o czternaście miejsc na MŚ? Powołałem od razu czternastkę i kilku chłopaków zapasowych i mojej czternastce oświadczyłem pierwszego dnia, że to ich wybieram na mistrzostwa świata. I jeżeli nie wejdzie w grę kontuzja, to oni na pewno pojadą do Polski.

Czternastka? A nie masz tu szesnastki ze sobą?

- Zimmermann jest trzecim rozgrywającym, ściągniętym tylko do pomocy zespołowi w przygotowaniach. Poza tym jest czternastu, nie ma środkowego Collina. I tym czternastu od razu powiedziałem jasno i wyraźnie pierwszego dnia: to wy jesteście odpowiedzialni za nasz wynik na mistrzostwach świata. Ten wynik zależy też od tego, jak każdy z was będzie pracował na każdym naszym treningu, od teraz zaczynając. I to jest moja droga budowania w nich poczucia odpowiedzialności.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×