Wycinek z życia: Valerio Vermiglio - tajemniczo niedysponowany honoris causa
Jego postawa, w jednym z finałowych spotkań w sezonie 2005/2006, zadziwiła całe Włochy. W trzecim odcinku przedstawiamy sylwetkę byłego rozgrywającego reprezentacji Azzurrich.
Głos ojczyzny wzywa
"Valerio Vermiglio wraca do Serie A" - taka wiadomość obiegła włoskie środowisko sportowe na samym początku lipca. Nowym pracodawcą 38-letniego rozgrywającego została Copra Elior Piacenza, co było pewnego rodzaju zaskoczeniem. We wcześniejszych miesiącach, media na Półwyspie Apenińskim łączyły jego nazwisko raczej z innymi zespołami, najpierw z Perugii, potem z Werony. Decyzja o powrocie do rodzimego kraju oznaczała zarazem koniec trzyletniej przygody Włocha na ziemi rosyjskiej.
- W Rosji było mi dobrze, ale kiedy otrzymałem ofertę z Piacenzy, zdecydowałem się ją przyjąć. Przeciwko tej drużynie stoczyłem w przeszłości wiele pojedynków. Copra ma bardzo charyzmatycznego prezydenta (Guido Molinari - przyp. red.), który od zawsze dba o zachowanie ciągłości w odnoszeniu sukcesów. Przekonała mnie również możliwość gry z takimi zawodnikami jak Luca Tencati, Samuele Papi czy Hristo Zlatanov. Naszym celem jest podjęcie walki na wszystkich możliwych frontach. Fundamenty zespołu są już bardzo silne, mamy wielu graczy dużego kalibru - wyjaśnił Vermiglio tuż po związaniu się z nowym pracodawcą.Opisując z kolei dotychczasową karierę Vermiglio w Serie A pod kątem stricte sportowym, należy się skoncentrować na czasach jego gry w dwóch drużynach. Zanim trafił do włoskich potentatów, swoją przygodę z siatkówką rozpoczął w miejscu, gdzie sport ten nie ma głęboko zakorzenionych tradycji - na Sycylii, w mieście Messina. - Kiedy byłem dzieckiem, graliśmy w siatkówkę na ulicy. Nawet mistrzostwa Sycylii były rozgrywane na otwartej przestrzeni. W wieku 7 lat uprawiałem siatkówkę i piłkę nożną, ale w końcu musiałem dokonać poważnego wyboru. Dokładnie wszystko przemyślałem i uświadomiłem sobie, że siatkówka jest sportem mi pisanym - opowiadał o początkach swojej drogi na szczyt były, wieloletni rozgrywający reprezentacji Włoch.
Do miejscowego zespołu Zancion Messina trafił jako 10-latek. W 1991 roku był już natomiast zawodnikiem Sisley Treviso. Przez pierwsze trzy sezony grał w zespole juniorskim, by następnie zostać włączonym do drużyny seniorów. W najwyższej klasie rozgrywkowej zadebiutował w wieku 18 lat. Barwy hegemona reprezentował łącznie przez 8 sezonów, w latach 1994-1997 i 2002-2007. Z tą ekipą święcił największe triumfy w czasie całej swojej przygody z siatkówką. Pięciokrotnie wywalczył z nią mistrzostwo Włoch, trzykrotnie zwyciężał w Superpucharze Włoch, dwukrotnie w Pucharze Włoch oraz Lidze Mistrzów i po razie w Pucharze CEV oraz Superpucharze Europy.
Do swojej kolekcji mógł dołożyć przynajmniej jeszcze jedno scudetto, ale w czwartym spotkaniu finałowym w 2006 roku przeciwko Lube Bance Macerata (Sisley prowadził w serii 2:1 - przyp. red.), publiczność w Treviso zaobserwowała na boisku Vermiglio nerwowego, a nawet płaczącego. Zachowania rozgrywającego wywołały lawinę spekulacji w całym kraju.
Po pewnym czasie zawodnik zdecydować się wyjaśnić okoliczności takiego przebiegu zdarzeń. - Razem z Catherine spodziewaliśmy się potomka. Problemy mojej partnerki zaczęły się już po zakończeniu trzeciego starcia o złoty medal. W noc przed czwartym meczem znowu się źle poczuła, a kolejnego dnia straciliśmy dziecko. Nikt w moim zespole o tym nie wiedział. Wtedy nie uważałem, że ujawnienie tego faktu będzie właściwym krokiem. Po meczu wszystkich przeprosiłem. Wiem, że byłem zbyt zdenerwowany i nie zagrałem dobrze - opisał całą sytuację. Sisley przegrał ten pojedynek 1:3, zaś w piątym, decydującym starciu nie ugrał już nawet seta.
Odchodząc z Sisley’a, zdecydował się skorzystać właśnie z oferty Lube Banki. W ciągu czterech spędzonych tam lat, dwukrotnie zdobył krajowy puchar, a po razie superpuchar i Challenge Cup. W poszukiwaniu nowych wyzwań postanowił w 2011 roku wyjechać do Rosji, gdzie już czekał na niego lukratywny kontrakt w Zenicie Kazań. - Jestem zadowolony z mojego pobytu w Lube, chociaż razem z kolegami żałujemy, że w ciągu czterech ostatnich lat nie byliśmy w stanie osiągnąć więcej. Szczególnie pozdrawiam właściciela klubu Fabio Giulianelliego, który bez wątpienia jest duszą drużyny, osobą, dla której każdego dnia dawałem z siebie wszystko - komentował rozgrywający na pożegnanie.