Kanarki i kangury wkraczają na bal - zapowiedź drugiego dnia Final Six
Brazylijczycy zainaugurują zmagania w turnieju finałowym pojedynkiem z Rosją, natomiast Australijczycy podejmą w debiucie walczące o życie Stany Zjednoczone.
Wiktor Gumiński
Sborna przystąpi do spotkania z Kanarkami po stoczeniu długiego i wyczerpującego boju przeciwko Iranowi, zakończonego ostatecznie triumfem 3:2. - To był bardzo ciężki mecz. Wiedzieliśmy, że Irańczycy są zespołem znajdującym się na fali. Gra się przeciwko nim bardzo trudno, ale w końcu osiągnęliśmy nasz cel. Teraz naszym celem jest kolejne zwycięstwo - skomentował na gorąco Sergiej Sawin, przyjmujący reprezentacji Rosji.
Największe asy w talii Andrieja Woronkowa występują jednak na innych pozycjach, mianowicie na środku i na ataku. - Dmitrij Muserski jest z pewnością kluczowym zawodnikiem, ale chciałbym także podkreślić dobrze wyglądającą współpraca rozgrywającego z Nikołajem Pawłowem, który potrafi być niezmiernie skuteczny - powiedział jeszcze przed startem turnieju Andrea Zorzi, trzykrotny złoty medalista Ligi Światowej w latach 1990-1992. Warto też pamiętać, że najsłabsze występy Rosjan w najważniejszych imprezach zazwyczaj przypadają na samym ich starcie. Zgodnie z tą regułą, obrońcy tytułu powinni zaprezentować w czwartkowym starciu już wyższą jakość, niż miało to miejsce na inaugurację.
Dmitrij Muserski zdobył w meczu z Iranem aż 20 punktów
O ile wskazanie jednoznacznego faworyta w popołudniowym starciu nie należy do zadań łatwych, o tyle w pojedynku wieczornym sytuacja wygląda zgoła odmiennie. Zmierzą się w nim Amerykanie oraz Australijczycy, a każde inne rozstrzygnięcie niż triumf Jankesów będzie należało uznać za gigantyczną niespodziankę. Co prawda zmagania w Final Six rozpoczęli oni w słabym stylu, od porażki 0:3 z napędzanymi przez Iwana Zajcewa Włochami, ale kolejny rywal to jednak zupełnie inny rozmiar kapelusza. - Nie widzieliśmy jak się zachować, kiedy w końcu w trzecim secie udało nam się przejąć inicjatywę. Potrzeba nam lepszej komunikacji na boisku. Musimy coś zjeść, dojść do siebie i przygotować się na Australię - wytłumaczył po środowym niepowodzeniu przyjmujący Sean Rooney. Zawodnicy Johna Sperawa stoją pod ścianą, ponieważ każde ewentualne niepowodzenie definitywnie pozbawi ich szans na wywalczenie medalu w tegorocznej "światówce".
- Dla nas to coś nowego. Teraz musimy się szybko uczyć, co oznacza gra w finałach Ligi Światowej. Ale to dla nas ekscytujący czas. Droga do zakwalifikowania się tutaj była naprawdę ciężka - opowiedział szkoleniowiec zespołu z Antypodów, Jon Uriarte. Ostatnie dni były dla jego ekipy naprawdę szalone, ponieważ bilety do Florencji wywalczyła ona dopiero w sobotę, sensacyjnie ogrywając w finale II dywizji Francję 3:2. - To takie samo uczucie jak wtedy, gdy uzyskaliśmy kwalifikację do Igrzysk Olimpijskich. Staliśmy się kompletnie innym zespołem, coś wspaniałego - cieszył się Aidan Zingel, kapitan Australijczyków. To właśnie on oraz atakujący Thomas Edgar odegrali najważniejszą rolę w sukcesie swojej reprezentacji podczas tie-breaka w spotkaniu z Trójkolorowymi. Teraz jednak poprzeczka wędruje znacznie wyżej. Sukcesem Kangurów podczas Final Six będzie wywalczenie jakiejkolwiek zdobyczy punktowej.
USA - Australia/ czw., 17.07., godz. 20:30
=>> Wszystko o Lidze Światowej 2014
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!