Upadek na dno pozytywnym impulsem - sezon 2013/2014 w wykonaniu ZAKSY Kędzierzyn-Koźle

Kędzierzynianie w ciągu minionych ośmiu miesięcy doświadczyli ciężkich chwil. W drodze na szczyt, jakim było zwycięstwo w Pucharze Polski, doznali kilku bolesnych upokorzeń.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Przed sezonem

Kadrowe przetasowania w Kędzierzynie-Koźlu rozpoczęły się zaraz po zakończeniu sezonu 2012/2013. Już kilkadziesiąt godzin po ostatnim gwizdku w piątym meczu finałowym, swoją decyzję o odejściu ogłosili dwaj główni architekci zespołu: trener Daniel Castellani oraz Luiz Felipe Fonteles. Poza południowoamerykańskim duetem, drużynę opuścili również rezerwowi przyjmujący Serhij Kapelus oraz Rogerio Nogueira, a także atakujący Antonin Rouzier. Okoliczności pożegnania z Francuzem były dość zawiłe. - W konsekwencji nasze rozstanie było polubowne. "Antek" nie chciał odchodzić, ale w końcu się dogadaliśmy. Mamy do niego trochę żalu za ostatni mecz finałowy. On nie za bardzo chciał to zrozumieć. Negocjacje na zasadzie "zostaję/nie zostaję" trwały 1,5 miesiąca. On potrzebował chyba trochę czasu, by zrozumieć, że za pewne działania trzeba ponosić konsekwencje - wyjaśniała prezes Sabina Nowosielska.
Po czasie rozstań przyszła pora na uzupełnienie powstałych luk. Zakontraktowanych zostało aż trzech przyjmujących: młody Wojciech Ferens, doświadczony Dan Lewis oraz Dick Kooy. Zdecydowanie największe nadzieje wiązane były z przybyciem Holendra, mającego godnie wywiązać się z roli następcy Fontelesa. - Dick ma bardzo podobny charakter do Felipe. Albo scali drużynę, albo... jej nie scali. Jak zawierałam kontrakt z Brazylijczykiem, niektórzy mówili, że jest wybuchowy i ma humory. Z drugiej strony posiadał to coś, co pozwalało drużynie być jednością na parkiecie. To samo ma Holender. Jest świadom swojej wartości, a oprócz tego potrafi stworzyć atmosferę w zespole - argumentowała Nowosielska. Ostatnim nabytkiem kędzierzynian został Grzegorz Bociek, nad którego transferowymi "przebojami" nie warto się już dłużej rozwodzić.

Wzloty i upadki

ZAKSA rozpoczęła zmagania w PlusLidze od pewnego zwycięstwa 3:0 nad beniaminkiem Cerrad Czarnymi Radom. Tuż po udanym starcie nastąpiło jednak gwałtowne wyhamowanie, które zaowocowało porażką 2:3 w Superpucharze Polski przeciwko Asseco Resovii Rzeszów oraz trzecim z rzędu niepowodzeniem w olsztyńskiej hali "Urania" (1:3). - Ludzie mieli do nas pretensje, natomiast nikt nie patrzył, że w tym meczu grała praktycznie druga szóstka, bowiem po spotkaniu o Superpuchar daliśmy odpocząć podstawowym zawodnikom - tłumaczył trener Sebastian Świderski. W dalszej części sezonu ekipa z Opolszczyzny ustabilizowała formę na krajowym podwórku, co najlepiej odzwierciedliła wygrana w efektownym stylu nad PGE Skrą Bełchatów w szóstej kolejce (3:1). Zgoła inaczej ZAKSA radziła sobie natomiast na froncie europejskim.

Zmagania w fazie grupowej Ligi Mistrzów rozpoczęła efektownie, od dwóch zwycięstw 3:0 u siebie nad Galatasaray Stambuł oraz wyjazdowego 3:2 z VfB Friedrichshafen. Koszmarem kędzierzynian okazał się z kolei belgijski Knack Roeselare, któremu dwukrotnie ulegli 1:3. W piątej serii spotkań, ponownie po tie-breaku pokonali zespół Steliana Moculescu, choć przegrywali już 1:2 w setach i 17:21. Wybawcą okazał się wówczas Bociek, autor 34 punktów. - Grzesiek zagrał naprawdę bardzo dobry mecz. W przeciągu pięciu setów dostał dużo piłek. Wiele z nich było trudnych, wystawianych z pola, a mimo tego je kończył. Utrzymywał kierunki w ataku i szukał różnych rozwiązań - ocenił swojego kolegę po fachu Dominik Witczak. Triumf ten przedłużył nadzieje ZAKSY na awans do fazy pucharowej. Brutalnie zostały one rozwiane tydzień później, po druzgocącej klęsce w Stambule (2:3). - My musieliśmy ten mecz wygrać, a zespół z Turcji zagrał bardzo odważnie, na luzie. Dla nich było to pożegnanie z Ligą Mistrzów. Wcześniej nie wygrali żadnego spotkania. Wychodziło im praktycznie wszystko. Szczególnie mocno ryzykowali na zagrywce, która im siedziała. Właśnie tym elementem, oraz kilkoma naszymi prostymi błędami, przegraliśmy ten mecz. Przez to jedno spotkanie odpadliśmy nie tylko z Ligi Mistrzów, ale również z Pucharu CEV - skomentował Świderski.

Negatywne fluidy płynące z nieudanego występu na europejskich salonach przeniosły się po około miesiącu na formę prezentowaną w lidze. Fala nieszczęść Trójkolorowych rozpoczęła się 17 stycznia, od nieoczekiwanej porażki na własnym parkiecie z Transferem Bydgoszcz (2:3). W kolejnych trzech kolejkach, dwukrotnie upadli na samo dno. Pierwszy raz w Bełchatowie, gdzie w kompromitującym stylu ulegli 0:3, kończąc zawody z beznadziejnym dorobkiem 47 małych punktów. Jeszcze większym echem odbiła się jednak kolejna porażka 0:3, która nastąpiła 1 lutego w Kielcach. - Fala krytyki spłynęła wówczas na mnie i na cały zespół. Ostro porozmawialiśmy ze sobą. Przez kilka dni więcej pracowaliśmy nad głowami, nad podejściem poszczególnych ludzi do treningu - opowiedział Świderski.

Kielecka katastrofa bardzo mocno pobudziła drużynę z Kędzierzyna-Koźla. W ciągu dwóch miesięcy, zanotowała ona imponującą passę trzynastu zwycięstw z rzędu. Pięciokrotnie pokonała Indykpol AZS Olsztyn, eliminując go zarówno w pierwszej rundzie play-off, jak i w ćwierćfinale Pucharu Polski. W Zielonej Górze okazali się również lepsi od PGE Skry Bełchatów (3:2) oraz Jastrzębskiego Węgla (3:1), dzięki czemu obronili trofeum wywalczone przed rokiem w Częstochowie. - Cieszymy się, że udało się obronić puchar, właśnie dlatego, że tak dobrze zagraliśmy. Gratuluję mojemu zespołowi, bo wszyscy zapracowali na ten sukces i włożyli maksimum wysiłku - mówił tuż po sukcesie kapitan Michał Ruciak. Sielanka trwała aż do trzeciego starcia półfinałowego przeciwko Asseco Resovii Rzeszów. A dokładnie do stanu 2:0 w meczach, 2:0 w setach i 16:12 w trzecim... Ogromna szansa została jednak zmarnowana. Rzeszowianie odwrócili losy meczu, wygrywając 3:2, zaś w dwóch kolejnych pojedynkach zwyciężyli po 3:1, tym samym pieczętując swój trzeci kolejny awans do finału.

ZAKSIE pozostała gra o brąz, tocząca się w zdecydowanym cieniu walki o złoty medal. Starcia kędzierzynian z Jastrzębskim Węglem nie cieszyły się zainteresowaniem Polsatu, choć emocji z pewnością w nich nie brakowało. Ostatecznie, po czterech meczach, lepsi okazali się podopieczni Lorenzo Bernardiego, choć aż trzy z tych bojów kończyły się dopiero po pięciu setach. Brak krążka jest dla ekipy z Opolszczyzny równoznaczny z brakiem awansu do Ligi Mistrzów w sezonie 2014/2015.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Sezon 2013/2014 w wykonaniu ZAKSY uważasz za:

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×