Wiktor Gumiński: Robienie furory poprzedzone długotrwałą nauką

Nikołaj Penczew znajduje się ostatnio na ustach całej siatkarskiej Polski, choć sezon 2013/2014 rozpoczynał w roli czwartego przyjmującego. Podobnie było także przed jego przyjściem do Kielc.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Koniec z lekcjami od rutyniarzy

Był wrzesień 2012 roku, kiedy Penczew rozpoczął swoją przygodę z PlusLigą. 20-letni wówczas zawodnik przekonał do siebie podczas okresu kontrolnego trenera Effectora Kielce Dariusza Daszkiewicza i związał się z kielczanami jednosezonowym kontraktem. Do zespołu z województwa świętokrzyskiego przyszedł po roku nauki odbytej we Włoszech, a dokładniej w Coprze Elior Piacenza. Na Półwyspie Apenińskim młodzieniec przesiedział niemalże cały sezon na ławce rezerwowych, ponieważ pewne miejsce w podstawowym składzie jego drużyny miały takie siatkarskie tuzy jak Hristo Zlatanov i Samuele Papi.

- W moim wieku liczy się to, żeby grać jak najwięcej. W Piacenzie nie do końca miałem taką możliwość, natomiast w Kielcach okazji do zaprezentowania swoich umiejętności powinno być zdecydowanie więcej. Podejmując decyzję odnośnie swojej przyszłości, kierowałem się także poziomem rozgrywek w Polsce, który jest naprawdę wysoki - mówił Penczew po podpisaniu kontraktu z Effectorem.

O krok od ogromnej sensacji

Czas pokazał, że jak powiedział, tak się stało. W zespole z Kielc otrzymał miejsce w "szóstce" praktycznie z urzędu i bardzo szybko pokazał wszystkim dookoła, że nie zamierza go oddać choćby na moment. Bułgar był liderem swojej ekipy niemalże w każdym spotkaniu. Imponował dynamiką w poczynaniach ofensywnych i pewnością w przyjęciu. Koniec końców, do spółki z atakującym Armando Dangerem, poprowadził kielczan do 7. miejsca na koniec fazy zasadniczej, gwarantującego im udział w fazie play-off.

Największy popis swoich umiejętności dał w 15. kolejce, kiedy to wraz z kolegami podejmował... Asseco Resovię Rzeszów. Bułgarski przyjmujący zakończył te zawody z dorobkiem 31 punktów, a Effector po raz pierwszy w historii okazał się lepszy od rzeszowian, wygrywając na własnym boisku 3:2. Zaledwie parę miesięcy później Penczew już na stałe zameldował się na Podkarpaciu.

Zanim doszło do wspomnianych przenosin, podopieczni Daszkiewicza zmierzyli się w ćwierćfinale PlusLigi z dużo wyżej notowanym Jastrzębskim Węglem. Rywalizacja z Pomarańczonymi miała być dla "młodych wilków" jedynie pożyteczną lekcją, udzielaną przez jednego z najlepszych siatkarskich profesorów w Polsce. Pierwsze dwa spotkania w Jastrzębiu-Zdroju przebiegły według nakreślonego wcześniej scenariusza - zakończyły się pewnym triumfem faworyta. "Uczniowie" zbuntowali się dopiero przy stanie 1:2 w trzecim spotkaniu. Odwrócili losy widowiska, wygrali tie-breaka, przedłużyli rywalizację. Zyskali taką pewność, że kolejnego dnia wręcz ośmieszyli jastrzębian, zwyciężając 3:0 i od sprawienia megasensacji dzielił ich już zaledwie jeden mecz. Przywódcą grupy młodych gniewnych był nikt inny jak Penczew. Tydzień później, podczas piątego boju, Jastrzębski dość dobitnie pokazał jednak kielczanom miejsce w szeregu (3:0). Effector skończył ostatecznie sezon na 7. miejscu, ale dobre wrażenie, jakie po sobie pozostawił zostanie zapamiętane przynajmniej na kilka dobrych lat.
Owocem znakomitej postawy Nikołaja Penczewa w Effectorze Kielce była oferta kontraktu ze strony Asseco Resovii Rzeszów Owocem znakomitej postawy Nikołaja Penczewa w Effectorze Kielce była oferta kontraktu ze strony Asseco Resovii Rzeszów
Nieoczekiwana zmiana roli

W styczniu 2013 roku niemal w pojedynkę rozbił Resovię, a już około cztery miesiące później zasilił jej szeregi. - Jestem szczęśliwy, że dostałem możliwość, żeby grać w tak silnym zespole. Mam nadzieję, że zdrowie mi dopisze oraz spełnię nadzieje, jakie są we mnie pokładane. Postaram się wywalczyć miejsce w pierwszej szóstce zespołu - opowiadał Bułgar po transferze do mistrzów Polski. Jasne było jednak, że na Penczewa czeka zadanie z gatunku arcytrudnych. Nienaruszalną pozycję w podstawowym ustawieniu miał bowiem kapitan Olieg Achrem, solidnością od paru lat wyróżniał się Paul Lotman, a Petera Veresa ściągnięto nie po to, by oklaskiwał poczynania kolegów z kwadratu dla rezerwowych.

Ogromna część obecnych rozgrywek tylko potwierdziła przedsezonowe spekulacje dotyczące przyszłości 21-latka w rzeszowskim klubie. Skazywany na pełnienie funkcji czwartego przyjmującego faktycznie wypełniał ją bardzo "sumiennie". Podczas fazy zasadniczej pozwolił przypomnieć o swoim potencjale, bądź w ogóle o obecności, zaledwie trzykrotnie. Dał bardzo dobrą zmianę w spotkaniu 11. kolejki z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle (3:0), kiedy to zastąpił Veresa i zakończył zawody ze statuetką MVP. Poza tym dwukrotnie wystąpił na pozycji libero, kiedy to do spółki z Mateuszem  Masłowskim zastępował kontuzjowanego Krzysztofa Ignaczaka. W czasie pełnienia nowej roli ograniczał się do gry w przyjęciu, spisując się w tym elemencie bardzo przyzwoicie. Z nim w składzie Resovia odniosła dwa zwycięstwa, pokonując 3:0 AZS Częstochowa oraz 3:2 Indykpol AZS Olsztyn. Zastępował również "Igłę" w europejskich pucharach, a dokładnie w ćwierćfinałowym dwumeczu w Lidze Mistrzów przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi. Ta misja jego zespołu zakończyła się niepowodzeniem, ale do Bułgara większych pretensji za nie mieć nie można.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Czujność wymagana w każdej chwili

Gdy tylko etatowy libero rzeszowian wrócił do pełni formy fizycznej, Penczew ponownie zakorzenił się na ławce. Nic nie zapowiadało zmiany jego położenia podczas ćwierćfinałowej rywalizacji z Effectorem Kielce. W trzech bojach przeciw byłym kolegom "Niki" ledwo co poczuł "smak" boiska, w dwóch z nich pojawiając się na parkiecie zaledwie na krótkich zmianach.

Wszystko obróciło się o 180 stopni w trzecim secie pierwszego półfinałowego starcia z ZAKSĄ, po pamiętnej kontuzji Achrema. Wtedy to właśnie siatkarz pochodzący z Płowdiwu został wywołany do tablicy jako pierwszy. Na dzień dobry otrzymał mocno skomplikowane zadanie i sobie z nim nie poradził. Wrócił do domu z oceną niedostateczną, a Resovia przegrała całe spotkanie 2:3. Na drugi dzień wykonał zaledwie jedną zagrywkę.

Pierwszy mecz w Kędzierzynie-Koźlu również rozpoczął, rzecz jasna, w roli rezerwowego, ale słaba postawa Lotmana zmusiła Andrzeja Kowala do dania Bułgarowi drugiej szansy. Został rzucony na jeszcze głębszą wodę. Resovia przegrywała już bowiem 0:2 w setach i była tylko o partię od odpadnięcia z gry o złoto. Młody gracz zaaklimatyzował się w ekstremalnych warunkach błyskawicznie, znacząco przyczyniając się do zmiany losów pojedynku. Kolejne starcia rozpoczynał już w wyjściowym ustawieniu. Jak się spisał - wszyscy dobrze wiedzą. Wzorowo. Tak korzystnie, że za spotkanie numer pięć otrzymał od naszej redakcji notę marzeń - "szóstkę". - "Niki" jest przyszłością naszego klubu. To jest pierwszy sezon, gdzie gra o dużą stawkę. W kolejnym będzie grał zdecydowanie więcej - obiecuje Kowal.

Wcześniej jednak przed Penczewem najpoważniejsze wyzwanie w sezonie, czyli finałowa batalia z PGE Skrą Bełchatów. Nauka pływania po siatkarskim oceanie nie została jeszcze zakończona. Wciąż niełatwo utrzymać się na powierzchni, natomiast zatonąć niezmiernie łatwo.

Jak powinna wyglądać podstawowa para przyjmujących Asseco Resovii Rzeszów w meczach z PGE Skrą Bełchatów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×