Wiktor Gumiński: O pięciu takich, co przywrócili nadzieję na sukces

Asseco Resovia Rzeszów dwukrotnie pokonała w Kędzierzynie-Koźlu miejscową ZAKSĘ i przedłużyła swoje szanse na obronę mistrzowskiego tytułu. Kluczem do zwycięstwa w obu meczach okazali się rezerwowi.

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński

Powrót (kos)zmaru sprzed kilku lat

Grzegorza Kosoka można powoli zacząć uznawać za symbol nieszczęścia ZAKSY. Na potwierdzenie tej myśli warto na początku cofnąć się w czasie do sezonu 2009/2010.

10 maja 2010 roku, Rzeszów, III mecz o brązowy medal. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla prowadzą w całej rywalizacji 2:0, 2:0 w setach i 23:17 w trzecim. Od wywalczenia miejsca na najniższym stopniu podium dzielą ich zaledwie dwa punkty. Wówczas atak z krótkiej kończy właśnie rezerwowy Kosok, który następnie udaje się w pole serwisowe. Z jego szybującymi zagrywkami kompletnie nie radzi sobie ówczesny libero kędzierzynian Marcin Mierzejewski. Zawodnik opuszcza boisko przy stanie 24:23 dla Resovii. Rzeszowianie wygrywają ostatecznie tę odsłonę 27:25, całe spotkanie 3:2, a cztery dni później odbierają brązowe krążki na Opolszczyźnie.

Po blisko czterech latach środkowy "przypomniał się" temu samemu klubowi w dość podobnych okolicznościach. Gdy na dobre wyrwał się z kwadratu, jego drużyna przegrywała 0:2 w serii, 1:2 w setach i cały czas musiała gonić przeciwników w czwartym. Przy stanie 19:17 dla ZAKSY, "Kosa" udał się w swoje "ulubione" miejsce, czyli za linię dziewiątego metra. Seria jego floatów sprawiła mnóstwo problemów Dickowi Kooyowi, a rzeszowianie po chwili remisowali już 19:19, by niedługo wygrać całego seta 25:22. W tie-breaku środkowy dostał trzy piłki w ataku. Wszystkie zamienił na punkt, czym w sporym stopniu przyczynił się do wygranej swojej ekipy 15:10. Na pomeczowej kolacji zebrał za swój występ brawa od całej drużyny, a na łamach jednego z mediów wyróżnił go nawet trener Andrzej Kowal.
Paul Lotman odegrał w sobotnim meczu z ZAKSĄ bardzo istotną rolę Paul Lotman odegrał w sobotnim meczu z ZAKSĄ bardzo istotną rolę
Człowiek wolny od błędów

Osobę Paula Lotmana należy rozpatrywać tylko z perspektywy sobotniego widowiska. Z dwóch zasadniczych powodów: po pierwsze, w meczu numer trzy Amerykanin wyszedł w podstawowym składzie, a po drugie, spisał się w nim bardzo słabo, otrzymując od redakcji SportoweFakty.pl najniższą możliwą ocenę - jedynkę.

W związku z niemrawym występem w piątek, kolejne zawody rozpoczął już na ławce. Do tablicy został jednak wywołany bardzo szybko, ponieważ w sobotę poniżej wszelkiej krytyki prezentował się Peter Veres. Wobec fatalnej formy Węgra i braku Oliega Achrema, na Lotmanie ciążyła podwójna presja i brak jakiegokolwiek marginesu na błędy. Po tym, co pokazał dnia poprzedniego można było mieć wątpliwości, czy sprosta takim wymaganiom. Sprostał, spisując się nawet powyżej oczekiwań. Doskonale wywiązywał się ze swojego podstawowego obowiązku, czyli przyjęcia, a ponadto zagwarantował sporą jakoś w grze ofensywnej. Zbijał z blisko 50-procentową skutecznością. Nie dał się ani razu zablokować, nie popełnił ani jednej pomyłki w ataku, nie dał się zaskoczyć zagrywką, a samemu zepsuł tylko jeden serwis. Wraz z Krzysztofem Ignaczakiem został przez naszych redaktorów uznany za najlepszego gracza meczu.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Który z pięciu bohaterów tekstu odegrał najważniejszą rolę podczas dwumeczu w Kędzierzynie-Koźlu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×