Czasami brakuje mi ambicji - rozmowa z Łukaszem Kadziewiczem, zawodnikiem Cuprum Mundo Lubin
Pomimo pobytu na zapleczu PlusLigi były środkowy reprezentacji Polski nie daje kibicom o sobie zapomnieć i w swoim stylu skomentował siatkarską rzeczywistość.
Michał Biegun: Za nami ostatni mecz fazy zasadniczej rozgrywek pierwszej ligi siatkarskiej. Jakie wrażenia ma po niej srebrny medalista mistrzostw świata z 2006 roku?
Łukasz Kadziewicz: Dajcie mi już spokój z tym wicemistrzostwem świata. Teraz gram w pierwszej lidze, a ostatni mecz z tyszanami to jest pornografia, kaleczenie tego sportu, wstyd! Dziwię się, bo większość czasu spędziłem wśród siatkarzy, którzy mieli jakieś ambicje, a dzisiaj czasami mi jej brakuje przez to, co się dzieje na boisku. To był dramat, skandal i słaby pojedynek. Życzyłbym sobie, żeby moja przygoda z siatkówką potrwała jeszcze parę lat, ale żeby mi szło lepiej niż w sobotę.
Ciężko było się przestawić na inne warunki gry? Mniejsze hale, inne piłki, nawierzchnia.
- Nie, nie, piłki i siatka są zawsze takie same. To ludzie o wszystkim decydują i chyba moje podejście było nie najlepsze, bo na razie nie wygląda to zbyt dobrze. Przede mną play-offy, w których będę mógł się poprawić.
Do tej pory pierwsza liga była traktowana po macoszemu, dopiero niedawno pojawiły się transmisje telewizyjne. Czy związek nie powinien przykuć do niej większej uwagi?
- Czołowe drużyny zdecydowanie zasługują na większą uwagę, bo pojawiają się tam ciekawi zawodnicy. Tylko tu wszystko wychodzi na jaw. Wszyscy mówimy o wielkiej siatkówce, wielkich trenerach i zawodnikach. Ja dopiero po tym sezonie zobaczyłem, co tak naprawdę oznacza bycie siatkarzem, a byciem kandydatem na siatkarza. Nie ukrywam tego, że czasami jestem zbudowany postawą swoją i kolegów, a czasami załamany, na przykład po takim meczu jak z tyskim zespołem.
Czyli na zapleczu PlusLigi odkrywa pan siatkówkę na nowo?
- Jest w niej mnóstwo skrajności, zarówno w prawo, jak i lewo. Mamy albo super granie i fajny poziom, albo taki kompletnie tani niemiecki pornus.
To dosyć mocne stwierdzenie.
- Dlaczego? Takie jest życie, jesteśmy profesjonalistami. Niektórzy zarabiają za to sto złotych, inni tysiąc, a drudzy dziesięć tysięcy. Wszyscy powinniśmy podchodzić do tego tak samo. Mnie czasami ten sportowy poziom boli. Sam w sobotę grałem pornola.
Od początku sezonu ton rozgrywkom nadaje zespół z Będzina, czy podopieczni Damiana Dacewicza są waszym najpoważniejszym rywalem do końcowego triumfu?
- Zdecydowanie są najgroźniejsi. My nie jesteśmy ludźmi, którzy są przygotowani na wygranie tej ligi. Jeżeli ją wygramy, to będzie to olbrzymia niespodzianka.
W Lubinie kończy się budowa nowoczesnej hali, czy to miasto wkrótce ma szansę zagościć na siatkarskich salonach?
- Oczywiście. Nowa hala, nowi ludzie, może i dla mnie, dla Łukasza Kadziewicza nie zabraknie tam miejsca. To jest projekt, który zakłada robienie poważnej siatkówki. Zobaczymy, jak to wyjdzie.- Nie! Ja się nie czuję staro, ani żadna skorupa mnie jeszcze nie pokryła. Parę lat temu przeprowadziłem zabieg i mam się dobrze oraz przyzwoicie. Czuję się zdrowo, no, ale też muszę mieć świadomość, że występuję z ludźmi, którzy są ode mnie starsi. Nie rozumiem ich podejścia do życia, a oni mojego. To chyba właśnie jest piękno tego sportu, że jesteśmy różni.
Czy lepiej jest wszystko obserwować z pozycji osoby nieco kontrowersyjnej i zwariowanej?
- Ja sobie sam na to zasłużyłem, swoim podejściem i zachowaniem, więc nagle nie będę się lukrował, bo nie na tym to polega. Jestem sobą, jestem prawdziwy i jedni to akceptują, a drudzy nie. Tym, którzy mnie nie akceptują nie mam zamiaru nic perswadować, mam to naprawdę kompletnie w dupie.
Jakiś czas temu poinformował pan, że pisze książkę. Jak przebiegają nad nią prace?
- Bardzo dobrze, w przeciwieństwie do grania w siatkówkę, pisanie książki idzie mi zdecydowanie łatwiej. Myślę, że wyjdzie ona na przełomie sierpnia i września.
Czy po jej premierze przybędzie panu przyjaciół, czy wręcz przeciwnie?
- Ja nie mam przyjaciół związanych ze sportem, co najwyżej znajomych z pracy. Nie liczę, żebym po premierze miał ich więcej lub mniej.
Najlepsze recenzje zbierają te książki, w których nie oszczędza się pikantnych faktów i drastycznych szczegółów.
- Jestem osobą, która przeżyła zarówno te dobre, jak i złe chwile. Dlaczego miałbym tego nie opisać? Ocenę książki pozostawię wam, dziennikarzom oraz kibicom.