Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Autostrada do mistrzostwa Rafała Buszka
Po szybkim debiucie w PlusLidze wydawało się, że świat leży u jego stóp. Musiał jednak poczekać kilka lat i zwiedzić parę klubów, by zagrać w kadrze. Trzy miesiące po powołaniu został mistrzem świata.
Dziś w każdej hali, do której przyjedzie, witany jest jako mistrz świata. Jednak jeszcze rok temu o takiej sytuacji mógł tylko pomarzyć. Sprawdźmy jak to się stało, że z rezerwowego gracza Resovii dębiczanin stał się właścicielem złotego krążka z polskiego mundialu.
Niespełnione marzenie
Siatkarze często są pytani o to, co by robili, gdyby nie połączyli swojego życia zawodowego z siatkówką. Wielu z nich długo zastanawia się nad odpowiedzią. Często zawodnicy po chwili namysłu mówią, że nie potrafią odpowiedzieć, bo nie wyobrażają sobie życia bez piłki siatkowej. W przypadku Rafała Buszka jest inaczej. Przyjmujący mówi bez wahania: "gdyby nie siatkówka, zostałbym piłkarzem".W wieku 15 lat Buszek trafił do drużyny Błękitnych Ropczyce. To właśnie tam poznał tajniki siatkarskiego rzemiosła. Podkarpacki klub był dla niego miejscem rozwoju przez pięć lat. W sezonie 2005/2006 z zespołem z Ropczyc wywalczył mistrzostwo II ligi. Dobre występy w niższej klasie rozgrywkowej sprawiły, że został zauważony przez działaczy AZS-u Politechniki Warszawskiej.
Kierunek Warszawa
Wraz z przejściem do klubu z Warszawy przed Rafałem Buszkiem otworzyły się drzwi do świata wielkiej siatkówki. AZS dał mu możliwość zadebiutowania w PlusLidze w wieku 20 lat. Co ciekawe wychowanek przyszedł do stołecznej drużyny jako atakujący, ale z czasem został przekwalifikowany na pozycję przyjmującego.Przez trzy sezony występów w Politechnice grał między innymi z Jurijem Gladyrem, Damianem Wojtaszkiem czy Karolem Kłosem. W wywiadach często podkreśla, że w stolicy grało mu się bardzo dobrze, a zmiana z atakującego na przyjmującego była punktem zwrotnym w jego karierze. Zaznaczył też, że rozstał się ze stołeczną drużyną ze względu na brak stabilności finansowej klubu.
Trudna miłość
Po latach z dala od domu w lecie 2010 roku siatkarz przeniósł się do Asseco Resovii Rzeszów, na rodzinne Podkarpacie. Jak się później okazało cztery kolejne lata, na czas których został zakontraktowany, przebiegały pod znakiem rozstań i powrotów do rzeszowskiego klubu. Dębiczanin w nowej drużynie nie miał łatwo. W zespole aktualnego wicemistrza roiło się od klasowych przyjmujących. Buszek musiał walczyć o miejsce w składzie z Oliegiem Achremem, Mateuszem Miką czy Matejem Cernićem. Zazwyczaj oglądał spotkania z wysokości ławki rezerwowych. Mimo tego po zakończeniu sezonu na jego szyi zawisnął brązowy medal mistrzostw Polski. Stało się jednak jasne, że by dalej się rozwijać, Buszek musi zmienić drużynę.
W roku 2011 do Farta Kielce ściągnął go Grzegorz Wagner. U Farciarzy Buszek częściej dostawał szansę na zagranie od pierwszego gwizdka. Mógł rozwijać swoje umiejętności systematycznie stając naprzeciw najlepszych siatkarzy w kraju. Niejednokrotnie udowadniał swoją przydatność dla drużyny. Odegrał kluczową rolę w meczu z Jastrzębskim Węglem, którzy kielczanie niespodziewanie wygrali 3:1. Po ostatnim gwizdku sędziego "Buszu" otrzymał wtedy statuetkę MVP. Podczas rozgrywek sezonu 2011/2012 klub z województwa świętokrzyskiego był w stanie postawić się zespołom pokroju PGE Skry Bełchatów, ale grał w kratkę. Konieczna stała się zmiana szkoleniowca. Mimo roszady na ławce trenerskiej Buszek wciąż był ważnym ogniwem zespołu.
Dobre występy w ekipie z województwa świętokrzyskiego sprawiły, że o przyjmującego upomniała się Resovia. W zespole z rodzinnych okolic znowu nie mógł odnaleźć swojego miejsca. Andrzej Kowal stawiał na zagranicznych siatkarzy. Grali Olieg Achrem , Nikola Kovacević i Paul Lotman. Dzięki temu sezonowi mógł się jednak cieszyć z tytułu mistrza Polski. Rolę jaką Buszek pełnił w drużynie ówczesnego mistrza Polski świetnie odzwierciedla zdjęcie zrobione niedługo po dekoracji Resoviaków. Na pierwszy plan wybijają się: Zbigniew Bartman, Paul Lotman, Olieg Achrem. Za nim Krzysztof Ignaczak, Jochen Schoeps, Grzegorz Kosok. Wychowanek Błękitnych Ropczyce ginie gdzieś w lesie rąk wzniesionych w geście triumfu. Tak samo jak ginął gdzieś na ławce rezerwowych podczas spotkań Sovii. Po zakończeniu rozgrywek klub zdecydował się na ponowne wypożyczenie utalentowanego przyjmującego.