MŚ, gr. F: Fala pomyłek nie oznacza braku punktów - relacja z meczu Kuba - Kanada

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pomimo popełnienia zatrważającej liczby 38 błędów własnych, podopieczni Rodolfo Sancheza zdołali urwać "oczko" reprezentacji Kraju Klonowego Liścia.

W tym artykule dowiesz się o:

Przez całego pierwszego seta oba zespoły toczyły bardzo zaciekłą walkę, przez co do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była walka na przewagi w końcówce. Zanim jednak do niej doszło, najpierw kilkakrotnie dwupunktową przewagę wypracowywali sobie Kanadyjczycy. Po raz pierwszy stało się to, gdy objęli prowadzenie 11:9, w największej mierze dzięki dobrej postawie atakującego Dallasa Sooniasa oraz wyrządzaniu Kubańczykom sporych szkód floatem. Były zawodnik Jadaru Radom udanie zastępował dochodzącego do siebie po kontuzji żeber Gavina Schmitta.

Inicjatywa podopiecznych Glenna Hoaga utrzymywała się do drugiej przerwy technicznej, na której wygrywali jeszcze 16:14. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął jednak Javier Jimenez, wyrównując swoim drugim asem serwisowym w meczu na 16:16, a chwilę później wydatnie do gry włączył się kubański kapitan Rolando Cepeda. Jego liczne udane akcje w ataku (7/11 w pierwszym secie), a także punktowa zagrywka rezerwowego Abrahama Alfonso dały latynoskiemu zespołowi dwie piłki setowe (24:22). Siatkarze z "gorącej wyspy" nie wykorzystali pierwszych szans, lecz dwa kosztowne niepowodzenia w najważniejszym momencie zaliczył John Perrin, dzięki czemu inauguracyjna partia padła ostatecznie łupem Kuby (27:25). [ad=rectangle]

Sam początek drugiej odsłony zwiastował dobre nowiny dla zawodników Rodolfo Sancheza, którzy błyskawicznie wyszli na 4:1. Wówczas na parkiecie pojawił się drugi kanadyjski rozgrywający Dustin Schneider, a przebieg boiskowych wydarzeń stopniowo zaczynał się obracać na korzyść jego drużyny. Gracze z Ameryki Północnej mocno naruszyli rywali w przyjęciu oraz zaczęli dobrze pracować pasywnym blokiem. Co więcej, przełamał się także Perrin, którego skuteczne akcje dały Kanadzie trzy punkty zaliczki - 13:10.

Konieczność odrabiania strat nie podziałała na Kubańczyków mobilizująco, lecz zgoła odwrotnie. Ich problemy zaczęły się w momencie, gdy lekki dołek formy złapał niezawodny dotąd Cepeda. W całym drugim secie popełnili oni aż 12 błędów własnych, czym w ogromnej mierze przyczynili się do wygranej Kanadyjczyków 25:18. Całą partię, asem, zakończył będący w niej pierwszoplanowym aktorem Perrin (7 pkt).

Po powrocie do gry po 10-minutowej przerwie można było odnieść wrażenie, jakby Kanadyjczycy kompletnie zostawili w szatni siłę ofensywną. Wobec kolejnej obniżki lotów Perrina, Glenn Hoag nadal był zmuszony do szukania optymalnego zestawienia przyjmujących. Przy stanie 9:6 dla Kuby posłał on w bój swojego syna Nicholasa, lecz jego postawa w pierwszych chwilach po powrocie na parkiet pozostawiała wiele do życzenia. Nie dość, że reprezentanci Kanady walczyli sami ze sobą, przede wszystkim z totalną niemocą w ataku, to dodatkowo o swoich możliwościach na zagrywce przypomniał im Jimenez. Na drugiej przerwie technicznej 16:10 prowadzili gracze z Ameryki Środkowej.

Drużyna z Kraju Klonowego Liścia zdołała jednak powstać z kolan. Na parkiecie pojawił się nawet Schmitt, po którym wyraźnie było widać pewną niedyspozycję. Mimo tego zdołał dać drużynie impuls do walki, w efektowny sposób blokując jednego z rywali. Gdy to samo uczynił Adam Simac, Kubańczykom powoli zaczynała drżeć ręka w ataku. Ponadto przebudził się Hoag junior. Jego trzy skuteczne zbicia sprawiły, że kanadyjscy siatkarze przegrywali już jedynie 21:22. Bohaterem dwóch ostatnich akcji okazał się Jimenez, zapewniając swojej ekipie triumf 23:25.

Przebieg czwartej odsłony nie dostarczył ani jednego powodu, żeby się o nim nadmiernie rozpisywać. Znakomicie weszli w niego Kanadyjczycy, dzięki kolejnym świetnym zagraniom Hoaga, błyskawicznie osiągając czteropunktową zaliczkę - 8:4. Podopieczni Sancheza po raz kolejny pokazali, że kompletnie nie radzą sobie z grą pod presją, popełniając błąd za błąd za błędem.

Złe przyjęcie po ich stronie automatycznie pociągało za sobą także problemy z wystawą i atakiem. Zawodnicy z Ameryki Północnej nie popełnili w tej partii żadnego błędu własnego, natomiast za darmo otrzymali po raz kolejny aż 12 "oczek". Taki rozwój wypadków zaowocował ich miażdżącym zwycięstwem 25:11.

Tie-break rozpoczął się dla kubańskiego zespołu równie niepomyślnie, jak zakończył się poprzedni set. Po pierwszych ośmiu wymianach było już 6:2 dla Kanady. Czas wzięty przez Sancheza uspokoił nieco poczynania jego młodzieży. Dobre serwy Cepedy oraz błędy Sooniasa spowodowały, że po chwili strata Kubańczyków wynosiła tylko jeden punkt (6:7).

Do remisu 11:11 doprowadził nawet wkrótce Osmany Santiago Uriarte , ale więcej zimnej krwi zachowali ostatecznie Kanadyjczycy, którzy przypieczętowali sukces po sprytnej kiwce Schmitta.

Kuba - Kanada 2:3 (27:25, 18:25, 25:23, 11:25, 13:15)

Kuba: Romero, Jimenez, Macias, Cepeda, Mesa, Champan, Gutierrez (libero) oraz Calvo, Osoria, Alfonso, Fiel, Uriarte

Kanada: Sanders, Perrin, Duff, Soonias, Simac, Hoag, Lewis (libero) oraz Verhoeff, Schneider, Schmitt, Van Lankvelt, Winters

Sędziowie: Paul Albright (USA), Goran Gradinski (Serbia).

Źródło artykułu:
Czy Kanada awansuje do trzeciej rundy Mistrzostw Świata 2014?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (0)