MŚ, gr. B: Canarinhos znów musieli się namęczyć - relacja z meczu Brazylia - Kuba

Obrońcy tytułu mistrza świata długo nie mogli przełamać oporu ambitnego przeciwnika. Ostatecznie doświadczenie wzięło jednak górę i zgarnęli komplet punktów.

Marcin Olczyk
Marcin Olczyk

Po bardzo eksperymentalnej rozgrywce z Koreą Południową dzień wcześniej i przegraniu dwóch setów, tym razem Bernardo Rezende nie ryzykował i posłał do boju najsilniejszy skład z możliwych (zabrakło jedynie leczącego drobny uraz Bruno Rezendego).

Mimo to Canarinhos spotkanie rozpoczęli bardzo ospale, przez co trzy pierwsze punkty padły łupem ich rywali. Na prowadzenie faworyci wyszli dopiero po kilku minutach, za sprawą mocnego ataku po prostej Wallace'a (10:9). O narzuceniu swojej gry mowy jednak nie było, bo grający na luzie po zapewnieniu sobie awansu Kubańczycy nie zwalniali ręki w ataku, a i w defensywie grali... jakby nie oni (14:16). Brazylijczycy straty po drugiej przerwie technicznej odrobili, ale w końcówce brakowało im dokładności i to rywale cieszyli się z wygranego seta! Warto zaznaczyć, że obrońcy tytułu w całej pierwszej partii skończyli zaledwie 6 ataków...

Po króciutkiej przerwie sytuacja nie uległa diametralnej zmianie. Gdy jeszcze Javier Jimenez zagrywką ustrzelił typowanego na gwiazdę turnieju Ricardo Lucarelliego część kibiców zaczęła się zastanawiać czy w żółto-zielonych strojach faktycznie grają główni faworyci do mundialowego złota. Z czasem było zresztą jeszcze gorzej. Wreszcie nie wytrzymał Bernardinho i do boju wysłał swojego syna Bruno, który kilka dni temu nabawił się kontuzji dłoni i miał być oszczędzany na drugą fazę. Wejście na parkiet kanarkowego kapitana ożywiło grę zespołu, który choć nie odzyskał jeszcze równowagi w ataku, to zaczął szczelniej zamykać kierunki zbić rywalom (14:15). W końcu wróciła również skuteczność, ale zmotywowani zawodnicy Rodolfo Sancheza za nic w świecie nie chcieli ustąpić! Dopiero, gdy w samej końcówce na blok nadział się Jimenez, przewaga Canarinhos wzrosła do dwóch punktów i to wystarczyło do wygrania seta.

Dłuższa przerwa pomogła faworytowi zewrzeć szyki i uporządkować grę. Brazylijczykom wystarczyło kilka minut trzeciego seta, by odskoczyć reprezentacji Kuby na 13:8 i zupełnie przejąć inicjatywę. Bardziej była to jednak zasługa obniżenia poziomu gry ekipy z Ameryki Środkowej, choć trzeba przyznać, że doświadczeni Kanarkowi byli w stanie niemoc rywala bezwzględnie wykorzystać. Gdy w samej końcówce as serwisowy Sidao sprawił, że na tablicy świetlnej pojawił się wynik 22:14, stało się jasne, że Canarinhos wreszcie obejmą prowadzenie w meczu. Całego seta dobrze w ostatniej akcji podsumował skuteczny podwójny blok w wykonaniu mistrzów świata.

Początek czwartego seta pozwał dziewięciu tysiącom kibiców zgromadzonym w katowickim Spodku mieć nadzieję, że Kuba będzie dalej dzielnie walczyć. W okolicach pierwszej przerwy technicznej wynik zaczął się jednak rozjeżdżać, a na drugim regulaminowym czasie zawodnicy Bernardinho mieli już 5 punktów przewagi. Reprezentanci Brazylii, z których żaden w trzech poprzednich partiach łącznie nie zdobył 10 punktów, odzyskali rezon w ataku, a gasnący w oczach przeciwnik nie był już w stanie nic z tym zrobić. W samej końcówce ambitni Kubańczycy obronili jeszcze dwie piłki meczowe, ale po chwili było już po wszystkim, a Canarinhos zameldowali się w kolejnej rundzie turnieju z kompletem punktów (3:2 z Koreą Południową nie będzie liczyć się w drugiej fazie MŚ). Brazylia - Kuba 3:1 (22:25, 25:23, 25:18, 25:17)

Brazylia: Raphael, Sidao, Murilo, Wallace, Lucas, Lucarelli, Felipe (libero) oraz Mario (libero), Fonteles, Burno, Vissotto.

Kuba: Mesa, Romero, Jimenez, Macias, Fiel, Urairte, Gutierrez (libero) oraz Cepeda, Osorio, Alfonso.

Czy po dwóch słabszych meczach Brazylijczycy wciąż uchodzić powinni za głównego faworyta do złota MŚ?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×