Spotkanie Brazylijczyków z Niemcami w katowickim Spodku było zapowiadane jako starcie jednego z głównych faworytów do złotego medalu z drużyną typowaną do miana "czarnego konia" turnieju w Polsce.
Podopieczni Vitala Heynena z wysokiego "C" rozpoczęli poniedziałkowy pojedynek, gdyż wyszli na prowadzenie 10:7 po dobrych atakach Georga Grozera na prawej flance, lecz od tego momentu kontrolę nad konfrontacją zaczęli przejmować Canarinhos. Ekipa prowadzona przez Bernardo Rezende zaczęła lepiej radzić sobie w bloku oraz w polu serwisowym, a świetnie na środku współpracowali Bruno Rezende z Lucasem Saatkampem (15:11). Reprezentacja Brazylii starała się kontrolować boiskowe wydarzenia, zaś ataki na skrzydłach raz za razem kończyli Ricardo Lucarelli i Wallace De Souza (21:14). Wprawdzie Niemcy za sprawą Grozera trochę zniwelowali straty (23:19), jednak drużyna z Ameryki Południowej potrafiła postawić kropkę nad "i" w premierowej partii (25:21).
Brazylijski zespół był na fali i kontynuował swoją dobrą grę na starcie II seta (5:2). Umiejętnie grą Kanarkowych kierował rozgrywający Rezende, natomiast kadra Niemiec nie była zbyt skuteczna w ofensywie (11:8). Niemcy motywowani przez szkoleniowca Heynena nie złożyli broni (17:16), jednak obrońcy mistrzowskiego tytułu odczytywali intencje Lukasa Kampy i dwukrotnie w końcowej fazie drugiej odsłony zatrzymali blokiem Grozera (21:17). Europejczycy nie mieli już atutów do odrabiania strat i polegli do 21.
10-minutowa przerwa po dwóch partiach nie pomogła niemieckim siatkarzom, którzy wciąż wyglądali na bezradnych i popełniali sporo błędów własnych (8:3). Brazylijczycy spokojnie wyprowadzali swoje akcje, zaś kiedy wydawało się, że się pomylili w ataku, to się okazywało, że Niemcy podali pomocną dłoń w postaci dotknięcia siatki czy nieprzepisowego zbicia w wykonaniu rozgrywającego Sebastiana Kuehnera (15:9). Już do końca pojedynku obraz gry nie uległ zmianie (25:17), a reprezentacja Canarinhos odniosła pewne zwycięstwo w swoim pierwszym meczu na tegorocznym mundialu.