Paweł Grzelak wyjaśnił słabą postawę Azotów w drugim meczu z Pogonią

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Bardzo wysoki wynik w pierwszym meczu i niewiele mniejszy w drugim padły w Azoty Arenie. Raz wyraźnie dominowali puławianie, drugiego dnia prym wiodła Pogoń. Głos w tej sprawie zabrał Paweł Grzelak.

W wywiadach przedmeczowych królowała opinia, że celem KS Azotów Puławy w dwumeczu w Szczecinie jest przynajmniej jedno zwycięstwo. Teorię tę głosił chociażby trener Ryszard Skutnik. Cel minimum został osiągnięty. - Dokładnie tak, walczyliśmy, nie udało się w drugim meczu. Przyjeżdżaliśmy z Puław z zamiarem wygrania co najmniej jednego spotkania. Jest 1-1 i będziemy grali dalej. Czekamy teraz na Pogoń w Puławach - zapowiedział Paweł Grzelak. [ad=rectangle] Obrotowy ekipy z Lubelszczyzny zapytany, jak wyjaśniłby fakt, że pierwszego dnia w walce o brąz jego drużyna zagrała bardzo dobrze, a drugiego była wręcz cieniem dla drużyny Pogoni Szczecin, odpowiedział. - Myślę, że nie był to efekt zmęczenia. Tak jak już kiedyś mówiłem przed przyjazdem do Szczecina, w tej rywalizacji decydować będzie dyspozycja dnia, dyspozycja bramkarzy czy też rzutowa. My zgubiliśmy kilka piłek w kontrataku. Pogoń to wykorzystała, poszła za ciosem i tak wyszło - krótko ocenił nasz rozmówca.

Kluczem do końcowego sukcesu była bardzo dobrze rozegrana przez gospodarzy druga część widowiska. Na ten właśnie aspekt uwagę zwrócił 28-latek. Pochwalił przy tym postawę między słupkami bramkarza Krzysztof Szczecina. - Na początku doszliśmy na remis. Potem jednak Pogoń szybko odskoczyła na trzy bramki i nie dała już sobie wydrzeć tego zwycięstwa. Trudno było ją dogonić, szczelna była obrona. Pomógł im jeszcze Krzysiek Szczecina, który często odbijał nasze piłki - podsumował szczypiornista puławian.

Już w piątek rywalizacja przeniesie się do województwa lubelskiego. Co ciekawe, w naszej ankiecie, w której zapytaliśmy naszych czytelników, w ilu spotkaniach zakończy się konfrontacja o brązowy medal mistrzostw Polski głosy podzieliły się dokładnie 50 na 50.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)