Wojciech Zydroń: W pewnym momencie "pływałem"

Pogoń Szczecin została ostatnim półfinalistą mistrzostw Polski w piłce ręcznej. Zadanie łatwe do wykonania jednak nie było. - Nie realizowaliśmy założeń - ocenił Wojciech Zydroń.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
Prawdziwą huśtawkę nastrojów zafundowali zgromadzonym w Azoty Arenie kibicom szczypiorniści Pogoni Szczecin i PGE Stali Mielec. - Spodziewaliśmy się tego, że będą emocje. Było ich dużo, dla nas za dużo. Wiedzieliśmy, że trzeba będzie zostawić w tym meczu dużo zdrowia i tak było. Ja już w pewnym momencie "pływałem". Sam poprosiłem o zmianę z "Pawką" (Pawłem Krupą - dop. red.), gdzie grał on na "dwójce". Świadczyło to o tym, że byłem mocno zmęczony, ale cieszę się bardzo, że ten mecz został przez nas wygrany i, że jesteśmy w najlepszej czwórce - powiedział Wojciech Zydroń.
Początkowo gra gospodarzy nie napawała optymizmem. Po kwadransie gry Pogoń przegrywała 4:6. Od momentu zrównania się w ilości bramek Portowcy zaczęli jednak dominować. - Tak, ten początek był nieudany. Po pierwsze dużo rzutów oddawaliśmy z nieprzygotowanych pozycji, ale dlaczego tak się stało? Ano dlatego, że nie realizowaliśmy założeń, które sobie zaplanowaliśmy przed meczem. Mieliśmy grać długo w piłkę, z dużą ilością zmian na pozycjach rozgrywających, żeby "ściągać" Michała Chodarę na "jedynce". Tego nie robiliśmy. Graliśmy jeden na jeden, a oni są silni, niżsi od nas, dobrze pracują na nogach. Dopiero później zagraliśmy zgodnie z założeniami - wyjaśnił Zydroń. Szczecinianie w bardzo krótkim czasie musieli zmienić swoje ustawienie. Z gry wypadł bowiem Michal Bruna. Zastąpił go Bartosz Konitz. - Bartek szybko musiał się przestawić na pozycję środkowego rozgrywającego. Wiemy, że najlepiej radzi sobie na lewym rozegraniu. Wszedł w ten mecz całkiem szybko. Opanowaliśmy boiskowe wydarzenia i zaczęliśmy rzucać bramki. Graliśmy przy tym nieźle w obronie. Przez nią drużyna z Mielca zaczęła mieć większe problemy. Wyeliminowaliśmy ich koło, owszem nie w takim stopniu, jak sobie zakładaliśmy, ale było lepiej - przyznał skrzydłowy.

Rzeczywiście dyspozycja Damiana Krzysztofika sprawiała Pomarańczowym sporo kłopotów. Ostatecznie nie odbiło się to jednak negatywnie na wyniku decydującej rywalizacji. - Wszyscy wiemy, jak potrafi grać. Nie jest może obdarzony fenomenalnymi warunkami fizycznymi, ale za to jest masywny, potrafi podzielić strefę, zastawić się. Jeżeli piłka jest do niego kierowana, to z reguły ją wyłapuje. Wtedy albo jest karny, albo bramka - docenił na koniec klasę swojego kolegi "Zyga".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×