Bożena Karkut odpowiada Enerdze AZS Koszalin. "Po co tyle płakać? Nie namawiam zawodniczek do brutalnej gry"
Nie milkną echa meczu Pucharu Polski między KGHM Metraco Zagłębiem Lubin a Energą AZS. Koszaliński klub twierdzi, że został okradziony z Final Four. Głos w tej sprawie zabrała trener Miedziowych.
- I tak naprawdę na cztery minuty przed końcem wytworzyła się sytuacja, tylko sytuacja, dla koszalinianek, że gdzieś tam zatliła się iskierka, że można awansować. Po co tyle płakać? Wystarczyło wykorzystać jedną z czterech stuprocentowych sytuacji, które wybroniła Monika Maliczkiewicz. Co do tego, co się ukazuje, są oficjalne strony klubów, który na pewno się do tego odniesie. Nie czytam tego, jestem zdrowsza i mam spokój. Wydaje mi się, że jak ktoś prezentuje dany klub lub zarząd danego klubu, powinien znać odpowiednie zasady i normy. To świadczy tylko o kulturze zachowania - dodała trenerka.
W artykułach prasowych pojawiały się również zarzuty, że szkoleniowiec KGHM Metraco Zagłębia Lubin wręcz namawia swoje podopieczne do ostrej i brutalnej gry. Jak do tego odniesie się trenerka Miedziowych?
- To tym bardziej smutne. Tak jak powiedziała Aleksandra Paluch na konferencji prasowej w Koszalinie, piłka ręczna to nie balet jest. Są sędziowie, którzy albo dopuszczą to bardziej agresywnej walki albo mniej. Ten mecz był typowym meczem walki, a płacz jest, bo pewnie nie było awansu a nigdy, ale naprawdę nigdy nie namawiam swojej drużyny do brutalnej gry, a do walki. Skromnie powiem grając 25 lat w piłkę ręczną, na różnych podwórkach tego świata, nigdy nie dostałam czerwonej kartki za grę w obronie, a podobno byłam dobrym obrońcą, więc na pewno nie namawiam do tego moich zawodniczek. A wręcz przez całe sześćdziesiąt minut słyszałam klub kibica w Koszalinie, który krzyczał "agresywnie, agresywnie" - zakończyła Bożena Karkut.
Zapis z konferencji prasowej udostępniła telewizja klubowa KGHM Metraco Zagłębia Lubin, MKS TV.