Poważnie postraszyli wicelidera - relacja z meczu KSSPR Końskie - ŚKPR Świdnica

KSSPR Końskie pewnie pokonał ŚKPR Świdnica 28:21, choć po pierwszej połowie tego spotkania niewielu obserwatorów postawiłoby na takie rozstrzygnięcie.

Dariusz Kosma
Dariusz Kosma
Przed spotkaniem KSSPR Końskie - ŚKPR Świdnica sytuacja wydawała się być jasna. Zespoły dzieliła przepaść 16 punktów i dziesięciu miejsc w tabeli rozgrywek grupy B I ligi mężczyzn. Konecczanie walczą o drugą lokatę (bo wiadomo, że pierwsza jest w zasadzie już zarezerwowana dla PE Gwardii Opole), świdniczanie z kolei nie są pewni ligowego bytu. Faworyt był więc tylko jeden, ale jak mawiał klasyk - dopóki piłka w grze... co okazało się w "praniu".
Zaczęło się planowo, tzn. od bramki dla miejscowych autorstwa Tomasza Napierały, który pewnie wykorzystał rzut karny. Potem jednak koneccy kibice przecierali oczy ze zdumienia, bo to przyjezdni prowadzili grę. Po kwadransie było nawet 8:4 dla ŚKPR po bramce zdobytej przez Kamila Rogaczewskiego z linii siedmiu metrów. Świdniczanom, którzy grali bardzo ambitnie i dynamicznie, wychodziło niemal wszystko. Gospodarze natomiast prowadzili nerwowe ataki i byli zbyt pasywni w obronie. Efektem tego była dwubramkowa przewaga gości do przerwy.

Diametralnie inny przebieg miała druga odsłona spotkania. Wyglądało to tak, jakby zawodnicy obu drużyn zamienili się strojami. W ciągu dwóch minut KSSPR zniwelował różnicę bramkową (14:14), a potem osiągnął dwa oczka przewagi (36. minuta - 16:14). Świdniczanie jednak nie rezygnowali i w 41. minucie doprowadzili do, ostatniego jak się później okazało, remisu 17:17 po celnym rzucie Jakuba Kłody.

Końcówka meczu przebiegła już pod dyktando wicelidera rozgrywek. Od wspomnianej 41. minuty podopieczni trenera Michała Przybylskiego dali sobie rzucić zaledwie cztery bramki, sami natomiast systematycznie punktowali. Ponadto obrona zaczęła funkcjonować tak, jak nas do tego gracze Przybylskiego przyzwyczaili. Dzięki temu w bramce mógł kolejny raz wykazać się Patryk Wnuk broniąc nawet w sytuacjach sam na sam. Na pochwałę zasługują także młodzi zmiennicy, którzy rozegrali dobre zawody.

Osobne słowa uznania należą się Arturowi  Rurarzowi, który w pierwszej odsłonie "trzymał" wynik dla KSSPR zdobywając dla swojej ekipy wiele rzutów karnych. Należy dodać, że w spotkaniu tym nie mógł zagrać obrotowy Końskich Arkadiusz Bąk, który nabawił się urazu podczas wyjazdowego meczu z Olimpem Grodków powiększając tym samym i tak już spore grono kontuzjowanych w drużynie świętokrzyskiego pierwszoligowca. Ostatecznie KSSPR wygrał drugą połowę różnicą dziewięciu bramek i zasłużenie pokonał ŚKPR 28:21.

KSSPR Końskie - ŚKPR Świdnica 28:21 (11:13)

KSSPR: Witkowski, Wnuk - Napierała 6/5, Szczepanik 4, Matyjasik 4/0, Rurarz 3, Mastalerz 3, Pilarski 3, Bodasiński 2/2, Sękowski 1, Maleszak 1, Krzywkowski 1/1, Słonicki, Krupa.
Kary: 6 minut (Mastalerz, Sękowski, Matyjasik - po 2 min.).
Karne: 8/9.

ŚKPR: Gil, Bajkiewicz - Ciosek 6, K. Rogaczewski 5/2, Miesiejuk 3, Piędziak 3/0, Węcek 2, Motylewski 1, P. Rogaczewski 1, Chaber, Krzaczyński, Pułka, Kłoda, Dębowczyk.
Kary: 12 minut (Miesiejuk - 6 min., Piędziak, K. Rogaczewski, Kłoda - po 2 min.). Czerwona kartka - Miesiejuk (48. minuta, gradacja kar).
Karne: 2/3.

Sędziowali: Mirosław Pazur (Ruda Śląska) i Grzegorz Schiwon (Zabrze).
Delegat ZPRP: Paweł Kwapisz (Puławy).
Widzów: 400.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×