Kto bogatemu zabroni. Tyle Katar wydał na półfinał mundialu w piłce ręcznej

Dwa miliony euro, luksusowe Maserati, w pełni wyposażony apartament - taką premię otrzyma każdy reprezentant najbogatszego kraju świata.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Jak przystało na najbogatszy kraj świata, przeciętny Katarczyk ma kilka, czasem kilkanaście samochodów. Na każdy dzień tygodnia - inny. Przy szerokich ulicach, które często mają po pięć i więcej pasów w jedną stronę, nie ma chodników. Bo i po co? Pieszych tutaj nie uświadczysz. Nawet, jak ktoś nie ma prawa jazdy, to korzysta z taksówek.

Szalony pomysł IHF W półfinale mistrzostw świata piłkarzy ręcznych biało-czerwoni zagrają z reprezentacją Kataru. Organizatorzy mundialu idą przez turniej, jak tajfun. W grupie pokonali Słoweńców, Brazylijczyków, w ćwierćfinale Niemców. To nie jest przypadek, że awansowali do strefy medalowej. Katarczycy stworzyli (chociaż lepszym słowem będzie: kupili) jedną z najsilniejszych drużyn świata. Czarnogórcy, Bośniacy, Hiszpanie, Francuz, Kubańczyk - tak powstała mieszanka wybuchowa, która "odpaliła" podczas katarskiego turnieju.
Kiedy w 2011 roku Międzynarodowa Federacja Piłki Ręcznej (IHF) zdecydowała, że mistrzostwa świata odbędą się w kraju, gdzie wówczas nie było odpowiedniej hali, a szczypiorniakiem nie interesował się pies z kulawą nogą, na całym świecie pojawiły się żarty. - Katar nie dość, że nie wygra meczu, to jeszcze w żadnym nie rzuci więcej niż 10 bramek - słychać było z każdej strony.

Zarabia więcej niż połowa trenerów w Hiszpanii
W tym samym czasie najlepsi szczypiorniści świata odbierali tajemnicze telefony z Kataru. Szejkowie namawiali na grę w ich reprezentacji. Jednym z wybranych był Marcin Lijewski. - Nawet nie chciałem wiedzieć, jaką proponują kasę, od razu powiedziałem, że mnie taka sytuacja nie interesuje - wspomina nasz zawodnik. - Nie pojmuję, jak można słuchać innego hymnu narodowego.

U innych patriotyzm nie był tak silny. Odpowiednia liczba zer na umowach skutecznie pomagała im podejmować decyzje o przyjęciu propozycji od bogatych szejków. - Jak się potem dowiedziałem, nawet nie trzeba było zmieniać obywatelstwa. Katarczycy wprowadzili jakiś przepis, że przyznawali tzw. sportowe paszporty. Nie ma się takich praw, jak obywatele ich kraju, ale grać w ich reprezentacji już można - wyjaśnia Lijewski.

W 2013 roku Katarczycy odpalili prawdziwą bombę. Zatrudnili selekcjonera mistrzów świata - Hiszpanów. Valero Rivera został skuszony kontraktem na poziomie 800 tysięcy euro netto rocznie. Zarabia więcej, niż gdyby zsumować pensje ponad połowy trenerów pracujących w lidze hiszpańskiej.

Porsche, diamenty, złote iPhony
Pieniądze w Katarze mają zupełnie inny wymiar, niż w innych krajach. Miejscowi nie przywiązują do nich zbyt wielkiej wagi, one po prostu zawsze są. W końcu to najbogatsze państwo świata, gdzie Produkt Krajowy Brutto na jednego mieszkańca wynosi prawie 150 tysięcy dolarów. Drugi na tej liście kraj - Luksemburg - ma zaledwie 90 tys. dolarów, Stany Zjednoczone niewiele ponad 50 tys. dolarów, a zajmująca 47. miejsce Polska - 23 tys. dolarów (dane za 2013 rok). Bogactwo Kataru jest oczywiście związane z największymi na świecie złożami gazu ziemnego i ropy naftowej. Bezrobocie w tym kraju wynosi mniej niż jeden procent.

10 tysięcy złotych (oczywiście po przeliczeniu) za wynajem średniego mieszkania, 3 tys. zł za miejsce w przedszkolu, tysiąc złotych za wizytę u lekarza (z badaniami) czy 100 zł za kilogram dobrej wędliny - te ceny uzmysławiają nam, jak żyją Katarczycy. Na ulicach jeżdżą najnowsze modele Rolls-Royce'ów, Lamborghini czy Porsche. Tubylcy noszą Roleksy, kobiety kupują biżuterię z najdroższymi diamentami, a młodzież obnosi się limitowanymi wersjami złotych iPhone'ów.

Wydali 100 milionów euro
Piłkarze ręczni, którzy zjechali z całego świata nie narzekają. Zarabiają setki tysięcy euro rocznie, a poza tym mają wszystko opłacone: mieszkanie, służbowy samochód, jak trzeba to i z szoferem, bilety lotnicze (oczywiście w biznes klasie) do ojczyzny, opiekę medyczną na najwyższym światowym poziomie.

W Katarze nie płaci się podatków, nie ma składek emerytalnych, więc praktycznie 100 procent kwoty, która jest na umowie trafia na ich konto bankowe. Żyć, nie umierać. To nie wszystko - są jeszcze premie. Za pokonanie Niemców i awans do półfinału każdy z piłkarzy otrzymał: dwa miliony euro, luksusowe Maserati, w pełni wyposażony apartament. W sumie szejkowie wydali nieco mniej niż 100 milionów euro. Dla nich to niewielka kwota, a w zamian mają promocję, jakiej nie kupiliby w żadnej agencji reklamowej. Cały świat dzisiaj pisze sukcesie ich reprezentantów.

Kibice-najemnicy

Katarczycy sprowadzili nie tylko piłkarzy, ale też kibiców. Tubylcy nie bardzo interesują się w ogóle sportem, a co dopiero piłką ręczną, widać to idealnie na trybunach. Większość spotkań MŚ odbywa się przy pustych miejscach. Co innego podczas meczów gospodarzy. Kilkanaście tysięcy fanów wypełnia nowoczesne obiekty. Miejscowi kibice nie wiedzą jednak, jak stworzyć odpowiednią atmosferę: owszem, jak padnie bramka, to nawet coś krzykną, jednak nie ma się to nijak do prawdziwego dopingu.

Szejkowie wpadli więc na szalony pomysł. Zakontraktowali sześćdziesięciu fanów z Hiszpanii. W zamian za prowadzenie dopingu na światowym poziomie, opłacili im przelot, zakwaterowanie w ekskluzywnym hotelu (gdzie doba kosztuje 140 dolarów), pełne wyżywienia, a dodatkowo jeszcze dietę na drobne wydatki. Każdy z fanów kosztuje organizatorów ok. 2 tysiące dolarów. W sumie wydano ok. 120 tysięcy dolarów. Grosze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×