Teraz będzie już tylko bardziej stromo - rozmowa z Wojciechem Nowińskim

Wojciech Nowiński przeanalizował mecz Polska - Szwecja. Szkoleniowiec wyliczył szanse biało-czerwonych na wygraną z Chorwatami na 40 procent, jednak wierzy, że nasi kadrowicze mogą wejść do półfinału.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Michał Gałęzewski: Reprezentacja Polski wygrała ze Szwecją 24:20. Czy spodziewał się pan takiego przebiegu meczu?

Wojciech NowińskiOd samego początku wydawało mi się, że Szwedzi są najlepszym rywalem dla nas. Było widać, że to oni bardziej się obawiają tego meczu, niż my. Historia poprzednich konfrontacji wskazywała na to, że to my jesteśmy faworytami. Dodatkowo w szwedzkim zespole brakowało doświadczonych zawodników, jak Andersson, Ekdahl Du Rietz, Larholm, czy Doder. Młoda linia rozgrywających w decydujących momentach spotkania nie stanowiła wielkiego zagrożenia dla naszej reprezentacji, która z upływem czasu nabierała coraz więcej zaufania, szczególnie w obronie. Poradziliśmy sobie doskonale ze sposobem gry Szwedów.
Jak duży wpływ na nasze zwycięstwo miała postawa Sławomira Szmala?

- Sławek zagrał bardzo dobry mecz i chyba po raz pierwszy na tych mistrzostwach biorąc pod uwagę mecze na styku, polski bramkarz miał lepszy procent obron, niż rywal. Chwała mu za to. Ja wierzyłem w to, że nie zakończy tych mistrzostw słabym występem, który niewątpliwie przytrafił mu się z Danią. Bardzo lubię tego gracza i osobiście cieszę się z tego, że się odbudował. Przeciwnik miał dość ubogi zasób rzutów z daleka.

Kilka razy po tym, jak biało-czerwoni mozolnie budowali przewagę, momentalnie rywale nas dościgali. Z czego to wynikało?

Polacy niestety grali bardzo nierówno. Wyśmienite zagrania przeplatane były błędami. Karol Bielecki rozpoczął od trzech bramek i asysty, ale chwilę później popełnił kilka prostych błędów. Również Mariusz Jurkiewicz poza bramkami i przechwytami oddawał piłkę rywalom. MVP tego meczu - Michał Jurecki oraz Kamil Syprzak też się ich nie ustrzegli. Dziwi mnie to, że tak mało grał Bartek Jurecki, który doskonale egzekwował rzuty karne. Mógłby on przeprowadzić jakąś akcję dwójkową z bratem, czy z Andrzejem Rojewskim, bo nie zawsze dochodziły piłki do Kamila Syprzaka. Dobrze, że pod koniec doskonale zaczął grać Andrzej Rojewski, który miał fatalny początek - trzy niewykorzystane rzuty i pięć błędów. Potem odkupił swoje winy i każdy by chciał tak skończyć. Przez całe spotkanie wnosił jednak mniej, a nie więcej.

Jak pan oceni postawę skrzydłowych?

- Słabo grał Przemysław Krajewski, ale dobre wejście miał Adam Wiśniewski. Jak się popatrzy na wszystkich naszych skrzydłowych to nie ma żadnego, który miałby fenomenalny występ. Wszyscy mieli wzloty i upadki, podobnie jak wyglądała nasza droga do ósemki. Co ciekawe Szwedzi zaproponowali nam cztery różne ustawienia w defensywie. Na początku grali systemem 6-0, potem 5-1, następnie 3-2-1, a na początku drugiej połowy 5-1 z wysuniętym Kallmanem. Szukali różnych rozwiązan, by zdezorganizować naszą grę. Polacy grali jednak konsekwentnie. Czasami nie przynosiło to skutku, co było widać po Rojewskim, ale postępowali według przyjętego planu i skończyło się wynikiem 24:20. Plan nie był zły, ale po raz pierwszy widziałem w naszej grze jakikolwiek plan działania, który był realizowany przez naszych graczy. Ciągle mówimy o wielkiej improwizacji i o chaosie w ataku, więc jest się z czego cieszyć.

Nasz najbliższy rywal miał teoretycznie łatwiejszego rywala, a męczył się do samego końca...

- Widziałem ostatni mecz Chorwacja - Brazylia. Nasi najbliżsi rywale robili wrażenie zaskoczonych tym, że Brazylijczycy grają tak dobrze. Po każdej dobrej akcji zespołu z Ameryki Południowej mieli szeroko otwarte oczy. Dobra postawa Brazylii mnie jednak nie dziwi. Mają sześciu zawodników z ligi hiszpańskiej, a Felipe Ribeiro gra w Montpellier. Nie są to wielkie gwiazdy, ale radzą sobie nadzwyczaj dobrze, podobnie jak Argentyńczycy. Do tego bramkarz Brazylii obronił cztery karne. Mecz zakończył się jednak wynikiem 26:25.

Czy znaczy to, że będzie nam łatwiej w konfrontacji z Chorwatami, niż w poprzednich latach?

- Na pewno nie jest to turniej Chorwacji, ale jak spojrzymy na nazwiska, to budzą one szacunek. Wiadomo, co potrafią Strlek i Cupić, jak fenomenalnie biegają i mają zmienników na swoich pozycjach. Vori na kole potrafi uprzykrzyć życie jako obrońca, a jako atakujący zawodnik też jest bardzo niewygodny do krycia. W linii rozgrywających jest mierzący 208 centymetrów Kopljar z Paris Saint Germain, a największą gwiazdą tego zespołu jest Duvnjak, bez którego ta reprezentacja nie istnieje. Zdobywa bramki, podaje i broni w decydujących momentach. To człowiek orkiestra, który bierze na siebie odpowiedzialność na wynik w ostatnich minutach meczu, co wiele razy widziałem. To wyższa półka, niż Szwedzi. Chorwaci mają natomiast problem na lewym rozegraniu, bo Bicanić gra mniej. W meczu z Brazylią na tę pozycję przesunęli Duvnjaka i wszedł Karacić z Vardaru Skopje i zdobył trzy bramki. Bramkarz Alilović to klasa sama dla siebie. Chorwacja to zespół kompletny, a w odwodzie są młodsi, mniej znani zawodnicy z Zagrzebia, grający u trenera Goluzy.

Czy fakt, że chorwaccy zawodnicy grają w lidze polskiej cokolwiek zmienia?

- To będzie działało w dwie strony. Wiemy doskonale jak biegają Cupić i Strlek i trzeba będzie za nimi nadążyć. Oni biegają podobnie do Duńczyków i Niemcych i to trzecia para skrzydłowych na świecie po Duńczykach i Niemcach, jeśli chodzi o szybkość. O wyniku zadecyduje druga linia. Jak zaczniemy tracić dużo piłek, to nie ma mowy o nawiązaniu walki. Na tym poziomie wszyscy doskonale się znają. Wiemy, że Chorwacja to zdecydowanie trudniejszy rywal niż Szwecja.

Jakie mamy więc szanse na awans do półfinału?

- Jak szanse na awans w meczu ze Szwecją oceniałem w stosunku 70 procent do 30 procent na korzyść Polski, tak teraz oceniam je 60 procent do 40 procent na korzyść Chorwatów. To rzetelna ocena sytuacji. Bardzo chciałbym się mylić i byłaby to dla mnie największa frajda. Awans do półfinału byłby ogromnym sukcesem.

Co musimy więc zrobić, by odnieść sukces?

- Skala trudności jest dużo większa. Chorwacja to dla nas bardziej niewygodny rywal, trudny do ogrania. Nie znaczy to jednak, że nie mamy na to szans. Musimy przede wszystkim podnieść poziom sportowy. Zagrać zdecydowanie wyżej i wprowadzić parę elementów do gry. Nie podoba mi się tempo, w jakim grają Polacy i jak biegną do przodu. Nie ma odpowiedniego ciągu na bramkę. Wolno podchodzimy pod bramkę rywali, a to ważny element w piłce ręcznej. Nie da się tego jednak poprawić w ciągu dwóch dni. Nie ma jednak co narzekać. Jesteśmy w ósemce mimo, że w drodze do niej było niewiele wzniesień, a więcej zapaści. Udało się jednak wdrapać. Teraz będzie już jednak tylko bardziej stromo.

Czy na tym etapie miałoby sens powołanie jakiegoś dodatkowego zawodnika?

- Wiem, że nie ma takiej możliwości, ale patrząc na działania reprezentacji, zawodnikiem który by się przydał jest Grzesiek Tkaczyk. Nie mamy doświadczonego środkowego. Piotrek Masłowski to debiutant, który doskonale poradziłby sobie w fazie grupowej, jednak Chorwacja to zupełnie inny poziom i nie wiem jak sobie poradzi pod taką presją. Należy uszanować decyzję Tkaczyka. Nie ma też Tomka Rosińskiego. To wszystko to jednak temat bajkowy. Liczę na to, że swój rytm odnajdzie grający coraz lepiej Mariusz Jurkiewicz. Trzeba sobie poradzić z tym składem, jaki mamy.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×