Pogrążyli rywala na święta - relacja z meczu MKS Kalisz - AZS UZ Zielona Góra

Zespoły z Kalisza i Zielonej Góry hojnie obdarowywały się prezentami w sobotnim, mikołajkowym meczu. Ostatecznie w Wielkopolsce nie doszło do kolejnej niemiłej dla fanów miejscowych niespodzianki.

Miłosz Marek
Miłosz Marek
Dla dwóch ekip z dołu tabeli I ligi grupy B starcie w Kaliszu było arcyważnym pojedynkiem. Zamykający tabelę AZS UZ Zielona Góra jechał do Wielkopolski po pierwsze wyjazdowe zwycięstwo. - Po serii dobrych meczów liczyłem na wygraną w tym spotkaniu - mówił trener zielonogórzan, Mariusz Kwiatkowski.
Początkowe akcje pojedynku mogły dawać nadzieje przyjezdnym na wywiezienie punktów z grodu nad Prosną. MKS rozpoczął bojaźliwie i bez przekonania w ataku. Szybko zemściło się to na gospodarzach, którzy przegrywali 0:2. Impuls do ataku dał miejscowym Filip Jarosz, który obronił rzut karny wykonywany przez Michała Nieradkę. Rosły bramkach kaliskiej ekipy w tym meczu znalazł patent na wykonujących "siódemki" rywali. Obronił aż cztery z pięciu prób.

W pierwszej połowie MKS grał zupełnie bez wiary w powodzenie swoich akcji. Dokładnie przez 20 minut, które przegrał 6:9. Więcej ożywienia wprowadziły akcje Tomasza Wawrzyniaka. Współpracując razem z Łukaszem Siegem zarobili dla gospodarzy kilka rzutów karnych, który wykorzystał Grzegorz Gomółka. Na krótko przed przerwą MKS wyszedł na prowadzenie, jednak zielonogórzanie zdołali doprowadzić jeszcze do remisu. Bramka z kontry Damiana Krzywdy w ostatniej akcji gospodarzy przed przerwą ponownie dała kaliszanom przewagę, której nie oddali już do końca meczu.

Po zmianie stron nie pozwolił swoim przeciwnikom rozwinąć skrzydeł, a ci popełniali coraz więcej błędów. - W końcu ktoś popełnił ich więcej niż my - uśmiechał się po meczu Mateusz Różański, trener gospodarzy. Różnica między ekipami rosła z minuty na minutę, a gospodarze w końcu dobrze nastawili swoje celowniki.

Kibicom przypomniał się Maciej Nowakowski, który zdobył cztery bramki, a przynajmniej dwie z nich były wyjątkowej urody. - Mogę zdobywać jednego gola, ale najważniejsze, by zespół zdobywał kolejne punkty - przekonywał po meczu najbardziej doświadczony gracz gospodarzy.

Akademicy szybko musieli porzucić swoje marzenia o wyjazdowych punktach. W drugiej połowie tylko raz zanotowali dwa trafienia z rzędu. - Zabrakło pomocy bardziej doświadczonych graczy, do których mam spore pretensje za ten mecz - powiedział trener przyjezdnych. Słaba druga połowa jego podopiecznych sprawiła, że ostatecznie gospodarze wygrali różnicą ośmiu bramek.

Dwa "oczka" wywalczone przez MKS to jedyne dobre wieści dla kibiców z Wielkopolski. Zespół w końcówce ponownie dopadły kontuzje. W sobotę na parkiecie nie pojawił się Konrad Krupa, który we wtorek dowie się, jak poważny jest uraz jego kolana. Na boisku zabrakło także Pawła Adamczaka, który ma problemy z łąkotką.

MKS Kalisz - AZS UZ Zielona Góra 32:24 (14:13)

MKS: Trojański, Jarosz - Krzywda 6, Surosz 5, Wawrzyniak 4, Sieg 4, Nowakowski 4, Gomółka 4/3,  Adamski 3/2, Frankowski 2, Strzebiecki, Salamon, Celek.
Karne: 5/6.
Kary: 6 min.

AZS UZ: Kwiatkowski, Długosz - Matuszak 6, Kociszewski 4, Nieradko 4, Książkiewicz 3/1, Cenin 2, Jaśkowski 2, Pedryc 2, Urbańczak 1, Zieniewicz, Szarłowicz, Gintowt.
Karne: 1/5.
Kary: 8 min.

Kary: MKS - 6 min. (Frankowski - 4 min., Krzywda 2 min.); AZS UZ - 8 min. (Nieradko, Szarłowicz, Jaśkowski, Matuszak - po 2 min.)
Sędziowie: Pytlik, Jędrycha (Siemianowice Śl./Dąbrowa Górnicza)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×