Bartosz Konitz: Mimo urazu chciałem pomóc drużynie

Dwa ostatnie mecze należały do Bartosza Konitza. W Zabrzu zszedł z parkietu z 11 trafieniami. Tyleż samo dołożył przeciwko wicemistrzom Polski z Płocka i to pomimo urazu dłoni.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
Pod bardzo dużym znakiem zapytania stał występ Bartosza Konitza w meczu szczecinian z Orlen Wisłą Płock. - Jest mały problem z nadgarstkiem. Mam wkręconą śrubę. W meczu z Górnikiem zostałem w to miejsce uderzony. Przez dwa dni utrzymywała się opuchlizna. Teraz wygląda to całkiem nieźle. Opuchlizna zeszła. Trener do samego końca czekał na to, czy zagram czy nie, a ja się zgodziłem, bo wiem, jaki jest w tym momencie stan osobowy naszej drużyny. Chciałem pomóc. Wiedziałem, co mam robić. W tej sytuacji wziąłem ciężar gry na siebie. Tak samo zrobili to inni: Krupa, Gierak. Myślę, że mimo porażki możemy być ze swej postawy zadowoleni - przyznał sam zainteresowany.
Jak na lidera przystało Konitz dołożył aż 11 trafień i to w całkiem niezłym stylu. Lewy rozgrywający zauważył jednak, że swoje dołożyli też ci młodsi. - Wszyscy widzieli, w jakim składzie wyszliśmy na to spotkanie. Komplementy należą się tym młodym chłopakom, bo do tej pory grali mało. Wczoraj mieli w sumie jeden trening na to, by się przygotować. Oni bowiem wiedzieli, że zagrają. Grzegorek czy "Szmeras" na skrzydle bardzo dobrze wywiązali się ze swoich zadań. Do świąt musimy w tym zestawieniu grać. Niech pozostali się leczą - dodał nasz rozmówca. Gaz-System Pogoń przeciwko Wiśle zagrała bardzo poprawnie w ataku pozycyjnym. Pewne problemy, ale to zresztą można było przewidzieć, szczecinianie mieli w grze obronnej. - Tak, ale z drugiej strony byli tacy zawodnicy jak ja, Krupa czy Gierak, którzy tam graliśmy. Z konieczności trochę ją zmieniliśmy. Wiadomo, że jest to kolejny mecz, w którym musimy ciągnąć go przez 60 minut. Trochę baliśmy się tego, że Wisła nas zamęczy, bo z taką obroną kosztuje to dużo sił. W pewnym momencie dało się odczuć, że nogi odmawiają posłuszeństwa. Niemniej trzeba się było jakoś bronić - przyznał "Oranje". Niemniej taktyką podopiecznych Rafała Białego było zwalnianie akcji i granie do czystej pozycji. - Na pewno w pierwszych 30 minutach fajnie to wyglądało, bo w niej przegraliśmy tylko 17:19. Takie też było założenie, żeby grać w ataku jak najdłużej i by rywal nie dobił nas kontratakami. To się nam udało. W drugiej połowie brakowało już sił. Oni wyszli trochę inną obroną, bo musieli. My rozgrywaliśmy naprawdę fajne zawody. Wtedy pojawiły się pewne problemy. Na taką grę jeszcze nie byliśmy w tamtym momencie przygotowani - zauważył Konitz.
Konitz co mecz udowadnia, że jest w życiowej formie Konitz co mecz udowadnia, że jest w życiowej formie
Sam wynik, ale i grę, mimo przegranej, docenili kibice gospodarzy, którzy pożegnali swoich ulubieńców oklaskami na stojąco. - Bardzo nam pomagali. Kiedyś tych sił zabraknie, wtedy też włączają się kibice, którzy "niosą po tym parkiecie". Naprawdę to im się tego dnia udało - skwitował na koniec rozgrywający.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×