Brutalny powrót Superligi do Wrocławia - relacja z meczu Śląsk Wrocław - Orlen Wisła Płock

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pierwszy po kilku latach mecz Superligi we Wrocławiu okazał się niezbyt przyjemny dla fanów Śląska. Beniaminek nie sprawił niespodzianki i przegrał wysoko z Orlen Wisłą Płock 21:40.

Pierwsza bramka meczu padła dla gospodarzy. To było ich pierwsze i ostatnie prowadzenie w tym starciu. Wynik spotkania otworzył Zoran Radojević. Chwilę później stuprocentowej okazji nie wykorzystał Łukasz Białaszek. Początek w wykonaniu szczypiornistów Śląska okazał się waleczny. Grali oni twardo w obronie i nie przestraszyli się rywala. Po kilku minutach jednak zaczęła zawodzić skuteczność i brakowało koncepcji na grę. Zawodnicy Wisły Płock bezwzględnie wykorzystywali ten fakt, skutecznie kontratakując. Pierwsze 10 minut nie zapowiadało późniejszego pogromu.

W 10. minucie dwie minuty kary otrzymał Radojević, a dosłownie kilkanaście sekund później to samo spotkało Łukasza Jarowicza. Podwójne osłabienie gospodarzy pozwoliło wiślakom szybko odskoczyć i w 15. minucie mieli już 5 bramek (4:9) przewagi, a 6 trafień na swoim koncie miał już wtedy Valentin Ghionea. Po dłuższej niemocy z karnego w końcu rzucił Arkadiusz Miszka, który w tym meczu występował przeciwko wielu swoim kolegom z byłej drużyny. [ad=rectangle] Beniaminek praktycznie w ogóle nie wykorzystywał skrzydłowych, po części dzięki dobrze zorganizowanej obronie przeciwników. Zdecydowanie bardziej aktywni byli rozgrywający, ale nie potrafili się przebić przez jedną z najwyższych w Supelidze linii obronnych, jaką dysponuje wicemistrz Polski. Paroma efektownymi zagraniami błysnął Radojewić. Zaskakująco słabo zagrał Mariusz Jurkiewicz, który popełnił kilka błędów w ataku, ale nie miało to żadnego znaczenia dla meczu. Śląsk po prostu był bezradny.

W 22. minucie ekipa trenera Piotra Przybeckiego znowu musiała grać w osłabieniu, na ławkę kar powędrował Grzegorz Garbacz. Następnie Bartłomiej Koprowski oddał dwa nieudane rzuty, na które Wisła odpowiedziała perfekcyjnymi kontratakami i nagle zrobiło się już 7:16. Udane interwencje w bramce gości zaprezentował Rodrigo Corrales, ale trzeba tez dodać, że rzuty zawodników Śląska nie należały do najtrudniejszych. Wrocławianiom brakowało płynności w ataku zawodnika, który wziąłby na siebie odpowiedzialność gry. Natomiast Wisła, a dokładniej Ivan Nikcević, punktował beniaminka w kontrze. Po pierwszych 30 minutach na tablicy widniał przykry dla zgromadzonych w Hali Orbita fanów WKS-u wynik - 8:20.

Pierwsza połowa właściwie ustawiła cały mecz i pozbawiła jakichkolwiek emocji. Kibice Śląska mogli jedynie pocieszać się efektownymi zagraniami swoich szczypiornistów, a trzeba przyznać zdarzały się one dość regularnie.  Technicznymi rzutami w „okienka” popisywał się Maciej Ścigaj, "wkrętkę" z trudnego kąta zastosował Miszka. Kilkukrotnie dobrze zainterweniował jeden z najpewniejszych punktów gospodarzy - Marcin Schodowski. Śląsk nadal stosował agresywną obronę, ale nie mógł powstrzymać tego co oczywiste, choćby niesamowitych warunków fizycznych Angela Montoro. Hiszpański rozgrywający bez trudu zdobywał bramki rzutami z dziesiątego metra.

Drużyna beniaminka zaś nie potrafiła trafiać w klarownych sytuacjach, a to byłaby wtedy niezbędna podstawa, żeby w ogóle zacząć myśleć o nawiązywaniu walki z wicemistrzem Polski. Np. w 39. minucie Białaszek nie wykorzystał karnego. W tym momencie przez kilka minut drużyny grały bramka za bramkę. W 45. minucie Wisła prowadziła już 30:16 a Krzysztof Kisiel swobodnie rotował silnym składem.

odatkowo w 50. minucie kolejny raz karę otrzymał Radojevic. Wisła rozgrywała piłkę zupełnie bez presji, wręcz "spacerowo", pozwalając sobie czasem na ekstrawaganckie zagrania. W 53. minucie w Supelidze zadebiutował Adrian Prus. Młody bramkarz był nawet bliski obronienia karnego wykonywanego przez Kamila Syprzaka. W kilku sytuacjach gracze Śląska zachowywali się tak, jakby mieli klapki na oczach, ponieważ nie widzieli lepiej ustawionych kolegów z drużyny.

Ekipie trenera Przybeckiego nie można jednak odmówić walki, aczkolwiek ten mecz pokazał jak wielka różnica poziomów dzieli drużyny w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej. Określenie przepaść nie będzie tutaj przesadą.

Śląsk Wrocław - Orlen Wisła Płock 21:40 (8:20)  Śląsk:

Schodowski - Krupa 1, Prus, Kryński, Herudziński 2, Koprowski, Garbacz, Jarowicz 2, Miszka 3, Radojević 4, Wróblewski 1, Ścigaj 6, Białaszek 2. Kary: 12 min.

Wisła: Wichary, Corrales - Kwiatkowski, Daszek 2, Racotea 2, Tioumentsev 3, Wiśniewski 1, Pusica 1, Ghionea 7, Rocha 4, Jurkiewicz 2, Syprzak 6, Zelenović 4, Montoro 4, Nikcević 4. Kary: 0 min.

Sędziowie: Bąk Krzysztof, Ciesielski Kamil. Widzów: 900.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (4)
avatar
Chochouek
14.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Każdy chce wygrać jak najwięcej więc nie ma co się dziwić. Śląsk nie był faworytem więc dużo Orlen im nawrzucało trudno. Oby WKS się jeszcze podniósł wierze w niego i czekam na skutki. :)  
avatar
fff
13.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Cadenas. Aha... Wszystko jasne.  
avatar
hrabia
13.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"...prowadziła już 30:16 a Manolo Cadenas swobodnie rotował silnym składem." To Pan trener już odbył karę ?  
kammil5
13.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"a Manolo Cadenas swobodnie rotował silnym składem..." Warto obejrzeć mecz i dopiero pisać relację.