Klub zaczął spłacać długi. Koniec rozbioru Energi AZS Koszalin?

W miniony poniedziałek odbyło się spotkanie na temat aktualnej sytuacji w klubie Energa AZS Koszalin. Uczestniczyli w nim nowy prezes oraz grupka kibiców. Zawodniczki reprezentowała Ola Kobyłecka.

Krzysztof Kempski
Krzysztof Kempski
Po tym, jak w poważne tarapaty finansowe wpadł klub Energa AZS Koszalin i zostało to nakreślone w mediach z funkcji prezesa Akademiczek odwołano Wojciecha Kuklińskiego. Jego stanowisko zajął dotychczasowy wiceprezes Maciej Kamiński. "Nowa władza" postanowiła zakasać rękawy i ratować upadający zespół. Najistotniejszym problemem były odejścia zawodniczek, którym ZPRP rozwiązywał umowy z winy pracodawcy. Na tej zasadzie odeszły z drużyny Reidara Moistada Tatiana Bilenia, Sylwia Lisewska oraz Sylwia Matuszczyk.
Jak poinformowała na spotkaniu reprezentująca zawodniczki Aleksandra Kobyłecka, zarząd zaczął spłacać swoje zobowiązania wobec szczypiornistek. Czasu jednak ma bardzo mało, bo tylko do końca września. Po tym terminie zdarzyć może się dosłownie wszystko. Dług sięga 316 tys. zł, ale połowa tej kwoty to pożyczka od byłego sternika klubu. - Ufamy im, dlatego żadna z dziewczyn, które zagrały na turnieju, nie odejdzie do końca września. Jeżeli do tego czasu zarząd nie spłaci zobowiązań wobec nas - może się to zmienić - przyznała na łamach portalu gk24.pl Kobyłecka. Co ciekawe, nowy prezes liczy, że do rozmów wróci obrotowa Matuszczyk, która pozostaje obecnie bez pracy. Niemożliwy jest już powrót Bilenii oraz Lisewskiej. Pierwsza podpisała umowę z Aussie Sylex Samborem Tczew, druga trenuje ze Startem Elbląg. Nawet gdyby udało się przekonać i odbudować zaufanie reprezentantki Polski, to i tak sytuacja jest dalej niepewna. Klub nie ma środków na pozyskanie nowych piłkarek. Być może treningi z pierwszą drużyną rozpoczną juniorki. Dochodzi jeszcze jeden problem - europejskie puchary, na udział w których Akademiczek po prostu nie stać. Co grozi w przypadku rezygnacji z występów w pucharze EHF? Kara to równowartość 10 tys. euro. - A to i tak mniej niż organizacja meczu, bo to z kolei koszt 50-60 tysięcy złotych - skontrował kierownik drużyny Ireneusz Błaszczyk. - Do tego czasu zostało jednak kilka miesięcy, dlatego nie podjęliśmy jeszcze ostatecznej decyzji - przyznał po chwili.
Zawodniczki Energi AZS dali działaczom jasny sygnał Zawodniczki Energi AZS dali działaczom jasny sygnał
Nowy zarząd na przedmiotowym spotkaniu zdecydowanie odciął się od swoich poprzedników, twierdząc, że klubem zarządzała praktycznie jedna osoba, tj. pan Kukliński. Wielu kibiców właśnie ta sprawa nie daje spokoju i budzi ogromne kontrowersje. Przypomnijmy, że "stary" sternik klubu jest właścicielem fundacji, która z kolei ma ogromny wpływ na klub z Koszalina. Nie zabrakło więc pytań o sposób przepływu środków finansowych. - Pieniądze od sponsorów płyną bezpośrednio do spółki, nie do jej właściciela - możemy przeczytać na łamach Głosu Koszalińskiego odpowiedź Kamińskiego.

Czy to pierwszy krok ku wyjściu z trudnej sytuacji? Upadek takiego klubu byłby dla polskiej piłki ręcznej rzeczą trudną do zaakceptowania i bardzo niezrozumiałą. Oby żółta kartka dla koszalińskich działaczy nie została zamieniona na czerwoną.

Źródło: gk24.pl

Wierzysz w pozytywne rozwiązanie problemów finansowych w Enerdze AZS Koszalin?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×